Pierwsze czytanie: Iz 2, 2-5
Drugie czytanie: Ga 4, 4-7
Ewangelia: J 2, 1-11
homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Każdy człowiek, który wierzy w Jezusa, wierzy również w Jego Matkę, Maryję. My też wierzymy. Jeśli takie zdanie wypowiadam głośno, a każdy z nas przyznaje się do tego, że wierzy, należałoby zadać natychmiast następne pytanie: co znaczy, że ja wierzę w Jezusa Chrystusa, co znaczy, że ja wierzę w Matkę Jego?
To nie jest zagadnienie akademickie ani zbyt proste. Znamy może wiersz Leśmiana, który mówił, że w Matkę Boską, w Maryję, „wierzy każdy, nawet ten, kto w nic nie wierzy”. Wisi ta groźba szczególnie nad ludźmi mieszkającymi nad Wisłą, nad nami. My mamy kult maryjny niesłychanie głęboko zakorzeniony, ale jak go pojmujemy? Czym on jest? Jak on formuje moje chrześcijaństwo, czyli moją więź z Chrystusem? Kim jest dla mnie Chrystus?
Czy faktycznie, kiedy mówię, że jestem chrześcijaninem, że jestem uczniem Chrystusa, żyję tak, jak Chrystus kazał żyć i jak Chrystus sam pokazał swoim przykładem, że On tak żyje? I za te wartości, za które Jezus Chrystus poszedł na krzyż, na śmierć, gotów jestem ja pójść na krzyż, na śmierć? I to jest problem! Żyjemy w społeczeństwie pluralistycznym. Do jednego ucha mówią tak, a do drugiego mówią inaczej.
Weźmy jakiekolwiek zagadnienie. Wczoraj w telewizji poruszali sprawę nudyzmu nad Polskim morzem. Propagują i to. Zresztą nie tylko w Polsce. Jakie ja mam zająć wobec tego stanowisko nad morzem Bałtyckim i we własnym domu? Jak swoim dzieciom powiedzieć, że ma być tak a nie inaczej według Pana naszego Jezusa Chrystusa? Jak ja mam się zachować wtedy, kiedy ci i tamci mówią tak i tak, i tak? To nie jest sprawa błaha. Takich problemów jest wiele, każdy problem życiowy może być rozwiązany i tak, i tak.
I teraz: jak ja wyznaję wiarę? Za chwilę, tak jak po kazaniu podczas każdej Mszy niedzielnej, jest nasze Wyznanie wiary. Wyznanie słowne. Można wszystko powiedzieć: „Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi”... Czy ja tak, jak mówię – żyję? Biskupi polscy zaproponowali, żeby w sierpniu nie pić alkoholu, na znak ekspiacji za straszliwe pijaństwo naszego narodu, który jest Chrystusowy i Maryjny. Proszę popatrzeć, co się dzieje nawet w miesiącu sierpniu na naszych ulicach!
Kim więc jestem, kiedy mówię: jestem chrześcijaninem? Kim jestem, kiedy mówię: wierzę w Jezusa Chrystusa i Matkę Jego, Maryję Niepokalaną? Co to znaczy, jak mnie to wiąże, do czego mnie to zobowiązuje? To jest, naturalnie, zagadnienie ogromne i przez całe życie uczymy się, jak być uczniem Chrystusa i jak Jego wymagania spełniać w sposób odpowiedzialny. Ale gdzie jest sama istota rzeczy? To, że ktoś plakietkę zawiesi z Matką Boską, czy krzyżyk na piersi, dzisiaj już o niczym nie świadczy. A co świadczy? Czy to, że przyjdę do kościoła, czy to jest już świadectwem mojej wiary?
Dzisiaj do Jasnej Góry doszły tysiące pielgrzymów, odradza się w tej chwili ruch pielgrzymkowy, pieszo idą, dziesiątki, setki kilometrów. Idą Kaszubi znad morza, idą górale z Podhala, z Żywca. Idą z Przemyśla, Wrocławia, z Krakowa i Warszawy, ze wszystkich stron Polski. Niosą krzyż, krzyżyki na piersi, śpiewają, spowiadają się, Komunię świętą przyjmują, pokutę czynią. Piękny zwyczaj. Ale jak to wpływa potem na przykład na etos pracy, na odpowiedzialność zawodową, rodzinną, na zaprzestanie pijaństwa, na odporność wobec tego zła, które wciska się zewsząd, zagrażając każdemu Boskiemu i kościelnemu przykazaniu?
Jak to jest? Otóż widzimy, że jest nie tylko, jak to mówimy, diabeł z zewnątrz. Diabeł jest w nas. Chrystus powiedział, że w człowieku jest pożądliwość oczu, pożądliwość ciała i pycha (1 J 2, 16; por. Mt 5, 28; J 8, 44).
I nawet chrzest święty, największy sakrament, który przyjmujemy w życiu raz, najczęściej w niemowlęctwie, choć gładzi grzech pierworodny i wszystkie grzechy po nim popełnione, nie gładzi tego zarzewia zła. Jeśli człowiek zobaczy na przykład coś złego w pornografii, to odżywa w nim wewnątrz pożądliwość ciała. Jeśli zauważy łatwość zdobycia dużej sumy pieniędzy, choćby nawet kradzieżą, to budzi się w nim zwierzę, które się rzuca na żer. Jeśli zobaczy, że inny idzie w górę i robi karierę, to go też bierze ta pycha wewnętrzna, która mu każe dorównać tamtemu czy nawet go przewyższyć. Zaczyna się wewnętrzna walka.
I wielu ludzi tę walkę przegrywa. Iluż klęczało przed ołtarzem i mówiło, i mówi: „Biorę sobie ciebie za małżonka i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość, oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci”, a za rok wszystko się rozlatuje. Słowa rzucone na wiatr. Niczego nie mówiły puste słowa, kłamliwe słowa, obłudne słowa. A może tylko słabość, może nieostrożność, może nieroztropność, może nieświadomość, że w nas jest zarzewie zła i że od wewnątrz człowieka to zło rozsadza.
Otóż sama istota rzeczy, jeśli chcemy wyznawać Jezusa jako Boga, a Maryję jako Matkę Jezusową, jest: czynić to, co Jezus Chrystus czynić każe. Ta przepiękna dzisiaj opowieść o Kanie Galilejskiej! Matka Boska stoi przy Synu i w prostym geście: „Nie mają wina” (por. J 2, 3) pokazuje, jaka jest Jej rola: asystuje przy cudzie przemiany wody w wino, ale mówi te znamienne słowa: „Róbcie to wszystko, co wam każe Syn” (J 2, 5).
A więc: konieczność poznania, zgłębiania i życia tym, co Jezus Chrystus każe! Można na marginesie dodać, że chyba niewielu zdaje sobie sprawę, że w tym opowiadaniu jest wyraźna aluzja do najważniejszego „czynienia”, które Jezus Chrystus każe „czynić” (Łk 22, 19): wino przemienione z wody staje się później – jak to my w tej chwili tutaj „czynimy” na ołtarzu – materią, substancją cudu Eucharystii. Wino się przemienia w Krew Pańską!
Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy wziął do ręki chleb i wino i powiedział: „To czyńcie na moją pamiątkę”. To czyńcie na moją pamiątkę! I to czynimy. Wy wszyscy przychodzicie jednymi drzwiami, ksiądz wychodzi drugimi drzwiami, i wspólnie razem czynimy to, co Jezus kazał czynić, aby życie nasze poza kościołem – i wasze, ludzi świeckich, i nasze, kapłanów, było takie, jak Jezusowe. „Czynimy” to. Tylko właśnie... właśnie! Ilu ludzi przychodzi na Mszę i... stół zastawiony, Chleb leży, Wino jest – popatrzą i pójdą. Słyszycie, że podczas Mszy jest też słowo: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy"... Tak jakby ktoś ze znajomych, na chrzciny zaproszony, czy na wesele naszych dzieci, przyszedł i stanął z boku. Mówimy mu: siadaj do stołu, jedz, posil się, skosztuj... A nie, ja tak w kącie sobie postoję. Chyba by się gospodarz obraził. A my tak traktujemy relację do Boga, Jezusa, który mówi: „To czyńcie”.
Matka Jezusowa mówi: „Zróbcie – to czyńcie – wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5). Stoimy sobie z boku, pod chórem, w drzwiach – za chwilę wychodzimy i zaczyna się dalej to samo: Szatan z zewnątrz, pożądliwości z wewnątrz. Pluralizm inspiracji i pokus, tak straszliwy! Jak wybrać? Nie wiemy. Jak żyć? Wszystko się nam miesza. I tworzymy własną filozofię życia, najczęściej taką, jaka jest najwygodniejsza. I tylko został nam krzyżyk, została nam plakietka z Matką Boską Częstochowską.
Bo, jak to kpił Heinrich Heine, niemiecki poeta: „wyschła na was szybko woda chrztu świętego”. Mamy jakieś pozostałości, jakieś resztki wiary, które nie świadczą wcale o chrześcijaństwie.
Bo chrześcijaństwo to jest życie Chrystusa Eucharystycznego w nas, jak gdyby przepromienienie całego naszego myślenia, działania, miłowania miłością Chrystusa przyjętego w Chlebie życia, w Komunii świętej. To nam przypomina dzisiejsze święto Matki Boskiej Częstochowskiej.
(1984)
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz