ROK A

Pierwsze czytanie: Oz 6, 3‑6

      Drugie czytanie: Rz 4, 18‑25

      Ewangelia: Mt 9, 9‑13

10 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

10 czerwca 2023

Zbliżają się wakacje, urlopy. Jeszcze jak zwykle w tym ostatnim okresie wzmożona praca, ale już złagodzona radością tego odpoczynku, który niebawem nam będzie przysługiwał. Każdy żyjąc na tym świecie ma już za sobą sumę doświadczeń z urlopów, wakacji. Ma własny styl przeżywania wakacji. Ale również słyszy – ponieważ jest i człowiekiem, i chrześcijaninem – że Kościół też sugeruje mu to i owo. Bo najczęściej rzeczy, które nie są zaplanowane, są przez nas robione szybko, pochopnie i zwykle nieodpowiedzialnie. Proszę popatrzeć, jak wyglądają ostatnie godziny przed wyjazdem na wakacje. W pośpiechu pakujemy walizy, żeby zdążyć. Cieszymy się potem odpoczynkiem, oderwaniem się od wszystkiego. Często – niestety – również i od spraw Bożych. Nawet ludzie, którzy w mieście bardzo pilnowali, żeby Bogu dać to, co się Bogu należy, podczas wakacji nie podejmują zbytnich wysiłków, żeby to utrzymać, a cóż dopiero rozwinąć.

Bo powiedzmy sobie szczerze: kiedy człowiek ma czas pomyśleć o sprawach najważniejszych, by je pchnąć naprzód? Faktycznie, kto z nas w tej chwili mógłby powiedzieć, że już dość wie o Bogu i że dość jest Bogu wierny? Jeśli tak, to można by rzec: dziękuję Ci, Panie, że nie jestem taki jak inni. Ale to nam coś przypomina1. To nie jest bezpieczne stwierdzenie. Jeżeli jestem wierny, to znaczy, że trzeba ciągle tę wierność i pogłębiać, i doprecyzowywać.

Mówię o tym, aby pociągnąć nasze rozważania w kierunku tego, co nam dzisiaj sugeruje słowo liturgii. Pierwsze zdanie proroka Ozeasza, które usłyszeliśmy dzisiaj, jest takie: „Dołóżmy starań, aby poznać Boga” (Oz 6, 3). Ktoś mi opowiadał, że... no cóż, dziecko poszło do Pierwszej Komunii świętej. Teraz, zwłaszcza w tym okresie, mnóstwo dzieci idzie do Pierwszej Komunii świętej. Rodzice się cieszą, rodzice są dumni, ubierają ładnie dzieci do Komunii.

Tak jest od lat. Ale problem taki: poszło raz, czy ma iść w następną niedzielę do Komunii świętej? czy ma iść za dwie niedziele do Komunii świętej, czy ma iść za miesiąc do Komunii świętej? Przed chwilą przez cały rok dziecku mówili, że Pan Jezus jest Kimś Najświętszym, najwyższą wartością świata. Dziecko z drżeniem szło do Komunii świętej. I to dziecko za tydzień się pyta: a tatuś do Komunii świętej nie idzie? – ano nie. A mamusia nie idzie? – ano nie. A czemu? Nie jest dla tatusia Pan Jezus największą wartością? (myśli małe dziecko), a i dla mamusi nie jest największą wartością?

A ojciec, a matka? Powinni wieczorem wziąć dziecko na kolana, przytulić i powiedzieć: słuchaj, pójdziemy za tydzień też do Komunii świętej razem, i ty, i ja, i mamusia, i siostra. Za trzy tygodnie też pójdziemy, za miesiąc też, bo jest największą wartością i dla mamusi, i dla mnie – i dlatego dla ciebie.

Jeśli będziemy inaczej wychowywać, to nic z tego nie będzie. My tak, jak strusie, chowamy głowy w piasek, wtedy kiedy trzeba zająć stanowisko. Wtedy kiedy trzeba decydować. Jak przyjdzie córka przy końcu czerwca i powie matce: jadę w Bieszczady z chłopcem, mamy namiot, która matka dzisiaj trzepnie pięścią w stół i powie: Nie wolno! Ja nie pozwalam. Ale najpierw przedstaw argumenty. To nie są rzeczy byle jakie. To jest być nie być. Być nie być naszej przyszłości, całej naszej kultury i cywilizacji. O tym nikt nie krzyczy, nikt nie mówi, ale wszyscy dobrze wiemy, o co chodzi.

Kto tylko trochę zna historię, ten dobrze wie, czym się kończy cywilizacja, kultura, która kpi sobie z praw natury. A chrześcijaństwo ma również swoje prawa, swoje być albo nie być. Mówi się, że jest kryzys. Jest kryzys, nie ulega wątpliwości. Gdzie są te dzieci, które falangami idą do Komunii świętej, kiedy są malutkie? A kiedy chodzą już do siódmej klasy, proszę ich ze świecą szukać. Kiedy zaczynają chodzić do liceum... czytacie statystyki, co się dzieje w miastach, na przykład w Krakowie? Czytacie? Widzicie? My sobie to tak lekceważymy: no, jakoś to będzie. Siłą ciężkości to wszystko idzie swoim trybem. Tak, jak nie reagujemy już wcale na pornografię w filmach i teatrach, która zalewa nas, a my sobie to tłumaczymy: no, takie czasy, było gorzej za Stanisława Poniatowskiego, z metresami sobie jeździł po Warszawie, można było tolerować, to teraz też się toleruje.

Idą wakacje. „Dołóżmy starań, aby poznać Pana” (Oz 6, 3). Zastanawiałem się nad tym, dlaczego chrześcijaństwo nie ma w tej chwili w sobie wystarczająco dynamicznej siły. Zdaje się, że zatraciliśmy to, co dzisiaj jest wspaniale zapisane w Ewangelii. Jezus powołuje Mateusza. Jak by to wyglądało dzisiaj? Przyjechał, wyszedł na planty, nie papież Jan Paweł II, nie kardynał krakowski, ale sam Pan Jezus. Wyszedł na planty, idzie jakiś młody człowiek z włosami długimi, czy nie długimi. Chwycił go za koszulę i powiedział: „Pójdź za Mną” (Mt 9, 9). Ten by się pewnie najpierw wydzierał z Jego rąk i może by powiedział: Panie, ja nie wiem, o co panu chodzi! Ale kiedy by zobaczył, Kto to jest, to chyba by poszedł za Nim. Bo po dziś dzień też są ludzie, którzy za Nim idą. I to idą do końca. Ale większości chrześcijan nie było dane przeżyć tego wstrząsu powołania.

Zwyczajnie rodzice przynieśli nas do chrztu i czasem tak mówimy: jak nie prosiliśmy się na ten świat, tak samo nie prosiliśmy, żeby nas kto ochrzcił... Ale staliśmy się chrześcijanami. I zależnie od tego, czy ojciec i matka byli zaangażowani w wierze, czy nie, takimi są dzieci. Co ktoś winien, że jego ojciec nigdy nie chodził do Komunii świętej, czy tylko raz na parę lat, czy nawet ostatni raz przy ślubie zrobił przyjemność żonie i poszedł do Komunii? I kto winien, że się w tej atmosferze wychował? Dalej będzie taki sam.

Nie został powołany? Ale spotkał Chrystus Mateusza i powiedział: „Pójdź za Mną”. I w tej samej Ewangelii jest jeszcze inne zdanie, niesamowicie ważne: „Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 13). Czyli, że powołanie może się zdarzyć każdemu z nas jeszcze raz.

Nie wiem, co wy myślicie, kiedy słuchacie księdza, który do was w ten sposób mówi. Możecie się dziwić i powiedzieć: no tak, chyba może nie spał dobrze tej nocy i coś mu leży na wątrobie, i chce to wypowiedzieć. Ale można również powiedzieć tak: w tej chwili mówi do mnie. Budzi mnie. Pomyśl, czy nie można Boga jeszcze więcej poznać? Czy nie można do Boga jeszcze bardziej się zbliżyć? Po co jest życie nam dane, tych pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat? Po co to wszystko? Czy tylko, żeby się patrzeć w telewizor? Po to jest życie? Jedna matka mówiła mi, że w domu mąż mówi do dziecka: idź spać, bo w tej chwili to jest nie dla ciebie. Ale sam codziennie musi film obejrzeć. Nie o to chodzi, czy film jest zły, czy dobry. To nie jest problem. Problem leży w tym, że ojca nie stać na to, by wobec dziecka skręcić telewizor i powiedzieć: u nas w domu raz w tygodniu oglądamy film, to wystarczy.

To wystarczy. Wobec takiego zapracowania, w jakim jest człowiek dzisiejszy, wobec takiego zagonienia – starczy. Zamiast tego raz w tygodniu będziemy wspólnie przez godzinę się modlić. Będziemy się wspólnie modlić przez piętnaście minut. Można sześć godzin leżeć na słońcu, a pół godziny dziennie stanąć czy uklęknąć wobec Chrystusa, który jest – czy ja będę głosował za, czy przeciw, On jest! – i z Nim sobie pomówić.

Drobne sprawy: ilu chrześcijan, mając już siwy włos, nigdy w życiu nie przeczytało Ewangelii, całej Ewangelii. Ilu chrześcijan dorosłych, dojrzałych, modli się tak, jak jeszcze ich matka uczyła. I nie zadbali o to, aby modlitwa była na miarę człowieka dorosłego. Wielu chrześcijan nie spowiada się, bo zna tylko ten schemat, którego nauczył go katecheta, kiedy szedł do Pierwszej Komunii świętej. On jest na przykład profesorem, więc jemu jest potrzebny profesorski rachunek sumienia. Rachunek sumienia dla kierownika instytucji, dla dojrzałego człowieka. A nie parę pytań zdawkowych i koniec. Zadać sobie pytania sięgające do samej głębi człowieka.

I tak to mniej więcej wygląda komentarz do dzisiejszej Ewangelii. Człowiek myśli, że Pan Jezus Mateusza powołał, a On powołuje wciąż również grzeszników. My jesteśmy grzesznikami, choć czasem nie chcemy się do tego przyznać. Módlmy się, abyśmy zrozumieli, że – pozwolę sobie użyć wielkich słów – losy naszego narodu i nawet losy świata są zależne od nas, jednostek. Tak jest. Wiele razy w historii tak było, że jeden człowiek potrafił wiele, kiedy rozpalił się jak zapalona pochodnia. Każdy może.

(1972)

 

1 Oczywiście, przypowieść o faryzeuszu i celniku (Łk 18, 10-14).

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz