homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Wiadomo z czytań, że będziemy dzisiaj rozważać o pokoju. Tak się na pierwszy rzut oka może zdawać, że to jest dalekie od zagadnień, którymi ludzie żyją podczas wakacji. W 1939 roku to była problematyka bardziej aktualna niż dziś. Ale nas interesują nie tylko te sprawy od wielkiego dzwonu, sprawy pokoju i wojny. To jest sprawa ważna i wielka. I ci, którzy są za to odpowiedzialni, odpowiadają za to, co robią. My najwyżej możemy wspomagać ich naszą troską, miłością, modlitwą. Jest raczej mało płaszczyzn, które do nas należą: to jest nasz własny dom, gdzie pokój ma pole do penetracji, do przekształcania powoli wszystkich relacji domowników – rodziców do dzieci, dzieci do rodziców – w relacje przyjaźni. Zadanie wielkie.
Czasem jeszcze trudniejsze (a może łatwiejsze?) jest nawiązywanie łączności i pokoju z bliskimi, którzy są poza domem. Zawsze się zastanawiam nad tym, kiedy odwiedzam ludzi mieszkających w wielkich blokach. Ludzi, którzy jeżdżą tylko windami i nie znają sąsiada zza ściany. Ludzi, którzy myślą, że ponieważ nie mają z nimi kontaktu, żyją z nimi w pokoju. To jeszcze nie jest to. Właśnie trzeba wiedzieć, kto jest za ścianą, i brać za niego odpowiedzialność, choć nie widać parkanu, płotów czy chaty, która jest obok. Są problemy z nimi też. Trudne. Wiecie, jak akustyczne są nasze bloki, wszystko słychać. Przeżywacie to. Czasem właśnie wychodzicie i prosicie, żeby pokój był. Przynajmniej ten wolny od hałasu.
To też cząstka tego pola, na którym my mamy coś do powiedzenia. Na które wnosimy pokój, albo na które wnosimy niepokój. A miejsce pracy? Znowu miejsce pokoju albo niepokoju. Wiecie, ile razy wracamy do domu i mamy wszyscy wszystkiego dość. Tego wzajemnego podgryzania, tego wyprzedzania, tej bezwzględnej walki o byt, o kęs chleba, o miejsce. A może wracając do domu, spodziewając się tam znaleźć pokój, również tam go nie spotykamy. I chodzimy jak schizofrenicy, rozdarci pomiędzy miejsce pracy i dom. Bo ani tam, ani tu. Nie ma gdzie głowy skłonić. Liczymy, że może na wakacjach... I tak dalej. Jest ten kołowrotek życia, w którym ciągle wraca określenie „pokój”. Skandujemy go na prawo, na lewo – tak jak Jeremiasz mówił parę wieków przed Chrystusem: wszyscy wołamy: „«Pokój, pokój», a tymczasem nie ma pokoju” (Jr 6, 14).
Oto jest zagadnienie, które warto podjąć. I dlatego tego pokoju nie ma, że po prostu pokoju nie ma w nas. W nas nie ma pokoju. W nas jest niepokój. Nie będę się wdawał w to zagadnienie, tylko go zasygnalizuję w tym miejscu: proszę sobie zapamiętać, że ten nasz wieczny niepokój, czasem graniczący z niepokojem, który powinien zbadać psycholog czy psychiatra (coraz częściej tak się dzieje), jest właśnie tym owocem grzechu pierworodnego. Ta wieczna walka. Na wielkich poligonach i na małych poligonach. To wieczne przygotowywanie się do wojny i wieczna wojna. To ciągłe wyciąganie ręki po dobro drugiego i przyciąganie tego dobra do siebie. Jest w nas coś takiego. Czy też ta niewspółmierność ambicji z możliwościami – jeszcze jeden znowu aspekt niesłychanie ważny – kiedy nie potrafimy prawidłowo ująć prawdy naszych możliwości. Planujemy tak dużo, a możemy tak mało.
I w tym napięciu wewnętrznym się rozrywamy i zaniepokojeni, siejemy niepokój dokoła nas. I zarażamy tym niepokojem tych, którzy wraz z nami żyją – krótko, przez kilka, a czasem przez kilkadziesiąt lat – i chcieliby dojrzewać wśród ciszy i pokoju.
Kiedy postawimy mniej więcej, czy zasygnalizujemy, tylko ten problem i wrócimy do Chrystusa, to wiedzmy, że Chrystus zajmuje wobec tego problemu stanowisko podwójne. Wiele razy, kiedy się zjawia, wita się po prostu tym zawołaniem: „Pokój wam” (Łk 24, 36; J 20, 19.21.26). Wiele razy, tak jak dzisiaj w Ewangelii, przypomina, że my mamy iść i nieść pokój: idźcie i „mówcie: «Pokój temu domowi»” (Łk 10, 5). Pokój wam w moim imieniu – mówi Chrystus (por. J 14, 27a).
Ale patrzmy na głębszy wymiar tej kategorii.
W innym miejscu Chrystus tak mówi (to wydaje się być zaprzeczeniem tego, co przed chwilą powiedziałem): „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową” (Mt 10, 3435). I zaraz daje uzasadnienie tego bulwersującego stwierdzenia: bo „kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie dla Mnie, znajdzie je” (Mt 10, 3739).
Otóż ten pozorny paradoks wskazuje na to, że można terminowi „pokój” dać interpretację powierzchowną (mówcie: pokój, pokój, i może coś z tego będzie... ale najczęściej nie ma nic), a można go rozumieć jako pokój głębi.
Jak uczy życie, często ten pozorny pokój jest tylko przygotowaniem do wojny. Rzymianie ukuli nawet takie powiedzenie: si vis pacem, para bellum – jeżeli chcesz pokoju, przygotowuj się do wojny (problem zbrojeń!). Pozorny pokój jest ciszą przed burzą. Jakże często dyplomaci z wielkim spokojem patrzą drugiemu człowiekowi w oczy, a za chwilę gotowi są wbić mu nóż w plecy. Znamy historię i wiemy, że tak bywało nie raz. Czasem ktoś zachowuje spokój z lęku. Czasem z braku chwilowego rozwiązania na swoją korzyść.
A Chrystus, kiedy głosi tę zasadę, patrzy bardzo głęboko. Ile razy matka czy ojciec nie zwracają dziecku uwagi, bo mówią: spokojnie. Spokojnie? Ile razy przełożony przymyka oko, żeby nie widzieć, co robi podwładny. Chociaż i jeden, i drugi jest odpowiedzialny za to, żeby powiedzieć prawdę. I dopiero za chwilę, kiedy wszystko wybucha albo kiedy jest już za późno, rozdzierają szaty i mówią: a trzeba było. Ale dla świętego spokoju zostawiało się wszystko.
Czemu dzisiaj ci, którzy powinni głośno krzyczeć, nie krzyczą i nie rozdzierają szat? Na tematy młodzieży, na tematy drastyczne rozwodów, seksu, pornografii, zgorszenia, pijaństwa? Cisza. Kto ma wołać? Niech będzie pokój, niech będzie cisza. I jest cisza.
A Chrystus mówi: pokój jest poprzez krzyż. To jest rozwiązanie. Pokój jest poprzez krzyż. Jeśli ktoś chce z ojcem i z matką żyć w zgodzie, jeśli ojciec chce być w zgodzie z synem i córką – niech wpierw będzie w zgodzie z Chrystusem. I niech miarę Chrystusowego krzyża i miarę Chrystusowej miłości zastosuje w każdym przypadku. To jest pokój, który przynosi Chrystus: „Oto Ja daję pokój, jakiego świat dać nie może” (por. J 14, 27b). I Chrystus Pan złożył siebie jako Ofiarę, aby ludzie pokój mieli w sobie.
Nie wiem, czy się wam w tym miejscu nie kojarzy, że „pokój” w ustach Chrystusa znaczy to samo co miłość. Promieniuje pokojem ten, kto promieniuje miłością. Ale tą, która jest na krzyżu. Nie pozorami, ale rzeczywistością, która jest – Chrystusem. Kto posiada Chrystusa, ten posiada pokój i miłość.
Proszę popatrzeć, uczestnicząc w dzisiejszej Mszy świętej, ile razy słowo „pokój” wróci w późniejszych tekstach Mszy. Nawet jest gest. Zwraca się kapłan w imieniu obecnego Chrystusa i mówi: „Pokój niech zawsze będzie z wami”. Jest coś więcej nawet. Po Soborze w niektórych kościołach mówimy: „Udzielcie sobie znaku pokoju”. Widzicie, jak oszczędnie stosuję ten gest w moim kościele. Ośmielam się go na razie wprowadzać w Wielki Czwartek. Nie chcę gestów pustych. Mamy dość pustych słów, bronimy się od pustych gestów. Pamiętajmy, że wpierw trzeba zniszczyć w sobie zło w sakramencie pojednania i pokuty, wypalić nienawiść i niepokój, i w Eucharystii przyjąć pokój Chrystusa – wtedy można mówić o pokoju i przekazywać gesty pokoju. Ale wiemy, ile trzeba za to zapłacić. Dlatego Chrystus powiedział: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (por. Mt 5, 9).
Widzicie, wszystko znowu zmierza ku Eucharystii. Eucharystia jest miejscem, gdzie człowiek wewnętrznie się przestawia, gdzie człowiek „stary” umiera, zły, egoista, zmysłowy, a rodzi się „nowy” według Ducha Chrystusa (por. Ef 4, 2224; Kol 3, 910). Módlmy się, żeby tak było trochę więcej w nas. I żebyśmy ten pokój wzięty z kościoła umieli nieść tam, gdzie jest niepokój. Czy pokój pozorny.
(1974)
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz