ROK A

 

Pierwsze czytanie: Za 9, 9 10

Drugie czytanie: Rz 8, 9.11 13

Ewangelia: Mt 11, 25 30

14 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

08 lipca 2023

Słowa o pokoju, ukojeniu i słodyczy jarzma, o lekkości brzemion życiowych, o których mówi dzisiejsza liturgia, ścierają się ze zgrzytem z naszymi doświadczeniami. Można by powiedzieć: przeciwnie! ile dziś nie pokoju, lęków, trudności, ciężarów, jarzma i brzemion. Może lepiej sobie to uświadamiamy, kiedy słowo „niepokój” wyrażamy terminem „kryzys”. Zawsze w świecie były kryzysy, ale nasz kryzys wyróżnia się jeszcze czymś nowym i dodatkowym: mówi się o nim. Mówią o nim eksperci, socjologowie, ekonomiści, psychologowie, i co więcej, środki masowego przekazu natychmiast wszędzie zwielokrotniają jego kształt. Tego w dziejach nie było, to jest nasz ciężar. Rzeczywiście, jesteśmy ludźmi naszej planety Ziemi. I nie tylko naszej planety.

Kiedyś wobec kryzysów i niepokojów – to małe „kiedyś” sięga wstecz, w historię – szukano rozwiązań w przeszłości. Gdzieś na horyzoncie przeszłości był złoty wiek, raj utracony, który był ideałem, modelem, i szukano go retrospektywnie. Były i są po dziś dzień modne hasła: wróćmy do źródeł! I tak bywało w dziejach. Odrodzenia w sztuce, sięganie do antyku, do studiów nad klasyką, humanistyką przypominały to, co było. Inni mówili o powrocie do natury. Zjawiali się reformatorzy, moraliści. Najczęściej sięgano w przeszłość dlatego, że tam było – jak sądzono – wszystko, co może dać człowiekowi pełnię.

Dziś, kiedy następuje przewartościowanie wszelkich wartości, albo nawet kiedy wartości i normy stają się fikcją, kiedy często nie wiemy, gdzie jesteśmy, podobni do człowieka, który po długim błądzeniu w lesie stanął wreszcie gdzieś na jakimś brzegu lasu, ale nie wie, skąd wyszedł, dziś chyba wiemy, że powrót do przeszłości, dalszej i bliższej, jest niemożliwy. Z naszego małego podwórka: tęsknimy za łaciną w kościele, ale wiemy, że do niej nie możemy wrócić. To jest symbol niemożliwości powrotu do tego, co zostało dokonane, co już się zamknęło, choćby nawet wydawało się ideałem.

I co więcej, wiemy również – bo historia świata czy tej ziemi jest już wystarczająco długa, a jest ona nauczycielką życia – że nigdy szczęście ludzi czy dobrobyt narodów nie będzie wynikiem triumfu jednego państwa. Wiemy jedno, my dzieci tej epoki, my mieszkańcy tego kraju, wiemy jedno: że trzeba iść naprzód.

Trzeba iść naprzód! Tak jak Abraham, któremu Bóg, a raczej tajemny głos Boga, którego nie widział, mówił: „Wyjdź z ziemi rodzinnej, z domu ojców, i idź do kraju, który ci wskażę” (por. Rdz 12, 1). Ale nie mówił konkretnie, gdzie jest ten kraj i jak trzeba iść. I szedł Abraham w ciemność, ufając, że ten Głos jeszcze raz powie mu, jak trzeba będzie iść dalej.

W tym kontekście głosem wielkiej nadziei są słowa, które dzisiaj nam w poprzek naszego życia i naszych spraw, i naszych trudności i bólów, i kryzysów rzuca Jezus Chrystus: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 28 30). Przyjdźcie wy, którzy idziecie, przyjdźcie wy, którzy jesteście obciążeni, jak Żydzi w exodus z ziemi egipskiej, z domu niewoli idący do Ziemi Obiecanej. A przy tym mówi: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11, 25).

Zwyczajna ciekawość każe zadać to pytanie: jakie to rzeczy zakrył Bóg przed mędrcami i roztropnymi tego świata, a objawił prostaczkom? My wiemy, jakie to są rzeczy: „Tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom” (śpiew przed Ewangelią). Ważne tu jest królestwo z jego tajemnicami, ale równie ważny jak królestwo jest odbiorca, człowiek prosty, człowiek – jak mówił dawny tekst Wujkowy – maluczki. Tak blisko jest ten termin „dziecka”: „Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3).

Proszę zwrócić uwagę na to jakże dynamiczne słowo „jeśli się nie staniecie jak dzieci”. Stawać się – oto wyjście! Stawać się to znaczy iść. Kto staje się, ten idzie, a kto idzie, ten wyjdzie i dojdzie. Kiedy Anioł stanął przed Maryją i powiedział, co się stanie, odpowiedziała: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie” (Łk 1, 38). I stało się. Święty Paweł zwrócił dziś uwagę na to „stawanie się” chrześcijanina: Wy macie żyć „nie według ciała, ale według Ducha. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8, 9.11). Jakie niesamowite orędzie nadziei, która pozwala spojrzeć z perspektywy i z dystansu na to, co się dzieje w świecie! W każdym miesiącu, w każdym tygodniu, w każdym dniu.

Ale to stawanie się wewnętrzne jest najistotniejsze. Kiedy Chrystus zaczął nauczać dwa tysiące lat temu, a świat był w agonii nie mniejszej niż dziś (Krasiński mówił o „szaleństwie bogów i ludzi”1), to Chrystus wołał: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15). Nawracajcie się, to znaczy: przemieniajcie się, to znaczy: stawajcie się więcej tym, kim macie być. Nie żyjcie według ciała, tylko według Ducha, bo tam, gdzie ciało, jest śmierć. Starożytni Grecy nazywali to najistotniejsze stawanie się „katharsis”, oczyszczeniem. Owo katharsis to był stan ducha ludzi patrzących na tragedię (dlatego Grecy tak chętnie pisali, tworzyli tragedie i wystawiali je na scenach): kto oglądał tragedię grecką, gdzie w milczeniu w sercu mieszały się lęk i litość, podziw i współczucie, ten stawał się, ten doświadczał oczyszczenia, katharsis. Tu było źródło duchowej mocy, która daje człowiekowi wewnętrzną wolność i pokój.

Chrześcijanie każdej niedzieli, każdego dnia, jeśli chcą, stają w Wieczerniku przy krzyżu, przy dramacie, a dla niektórych przy tragedii. Tu znajdujemy dynamizm nadziei i ukojenie. Tu doświadczamy nadziei i stajemy się, jeśli się oczyszczamy, jeśli do ołtarza przechodzimy przez pokutę konfesjonału i zbieramy te wszystkie trudy i ciężary naszego życia i kładziemy na ołtarzu. Tu jest nasze chrześcijańskie katharsis.

Kiedyś Konstanty Michalski, szkicując życiorys Brata Alberta (wystawiony niedawno, pióra Karola Wojtyły), pisał: „Dosłyszał głosy, które wołały do niego w pewnej chwili całą przerażającą potęgą naszej nędzy z końca XIX wieku: «Duszę swoją dasz?» Marzył Adam Chmielowski w swej wyrafinowanej wyobraźni o tym, że spod jego pędzla będzie wychodziła ars sacra, że jak Fra Angelico w zakonnym habicie będzie brał z kontemplacyjnej modlitwy tematy do swych obrazów, a jednak w decydującej na całe życie i całe szczęście chwili odpowiedział na pytanie heroicznie: «Dam». Jeżeli van Gogh rzucił swą norę, by chwycić za pędzel i paletę, to Adam Chmielowski w południe swego życia postąpił wprost przeciwnie, gdyż rzucił pędzle, by się zamknąć w jednej ogrzewalni z tymi, przed którymi już wszystkie drzwi się pozamykały. Ze sztuką nie zerwał całkowicie Brat Albert; jeszcze raz po raz na chleb dla biednych coś namalował, lecz jego najlepsze siły należały odtąd do «opuchlaków»”. I mówi, jak „zrozumieć tę głęboką przemianę”2. Chrześcijanie muszą ją coraz bardziej rozumieć.

I tu jest odpowiedź na pytanie, co powinniśmy. Co powinniśmy my w tej godzinie historii: jeszcze bardziej zmartwychwstać i naszą dojrzałość objawić, objawiając Ducha Chrystusowego. I to jest najważniejsze, bo to będzie przypominać tym wszystkim, którzy z takim trudem rozwiązują swoje problemy – polityczne, ekonomiczne, gospodarcze, moralne – gdzie szukać ich rozwiązania. Jest nim to, co mówi dziś nam wszystkim Bóg-Człowiek (każde słowo jest tu ważne: Bóg, Człowiek) Jezus Chrystus.

(1981)

 

1 Zygmunt Krasiński, Irydion, Wstęp.

2 Ks. Konstanty Michalski, Brat Albert, Kraków 19864, s. 11-12.

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz