homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Wprowadzenie do Mszy świętej:
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Pan z wami... Zgromadzeni przy ołtarzu, znowu uświadamiamy sobie prawdę i głębię tego wydarzenia. Ołtarz jest znakiem Obecnego Boga, ofiary krzyżowej Chrystusa dla nas zmartwychwstałego, który dołącza do tych, którzy gromadzą się przy ołtarzu. Wchodząc do świątyni, przekraczamy granicę między ziemią a niebem. Prośmy o przebaczenie, abyśmy to rozumieli, poznawali coraz głębiej i uczestniczyli w ofierze Chrystusa w sposób świadomy i coraz bardziej dojrzały. Także teraz. (Chwila milczenia).
Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu...
Homilia:
Połowa lipca. Wakacje. Urlopy. Dystans potrzebny dla prawdziwego odpoczynku, ale i dla głębszej refleksji. Jeśli te refleksje mają podtekst religijny, można mówić o wakacjach jako o „poszerzonych rekolekcjach”. Wracam dość często do tego określenia, ponieważ znam sporo ludzi, którzy właśnie tak swoje urlopy spędzają. Dominanta religijna, która jest często spychana w czasie roku na margines, tutaj musi zabrzmieć wyraźniej. Choć też są tacy, którzy dalej się śpieszą i pędzą nie wiadomo dokąd.
W każdym razie wtedy, kiedy jest czas na taką dogłębną refleksję, jest też moment odpowiedni, by zadać sobie to klasyczne już pytanie: „skąd, dokąd i po co?”, bez którego to wszystko, co jest na wierzchu życia, czyli z zewnątrz, traci sens. Doświadczamy wszyscy przemijania, znikomości, chaosu i wiemy dobrze, że trzeba sięgać poza ten gwar, aby dotrzeć do tego, co nie przemija, co trwa na wieki. Po prostu wiedzieć, jaki jest cel ostateczny i sens ostateczny, czyli prawda naszego życia.
Może dla ilustracji podzielę się przytoczeniem wydarzenia z naszego małego kręgu, który tu tworzymy. Wiadomo, że w naszym kościele od dość dawna prowadzimy przygotowanie dorosłych do wejścia w chrześcijaństwo, do chrztu, czy głębiej idąc, do spotkania z Bogiem przez chrzest. Wysłuchiwaliście tych informacji i uczestniczyliście czynnie w tym naszym działaniu. Otóż w czwartek był pogrzeb jednej z naszych katechumenek, lat dwadzieścia trzy, która tutaj w ostatnich pięciu miesiącach otrzymała pięć sakramentów. Przeszła z ciemności do światła. Po urodzeniu pierwszego dziecka z powodu jakichś komplikacji dotknięta została chorobą nieuleczalną. To jest duże przeżycie nie tylko dla jej najbliższych, ale i dla tych, którzy jej pomagali, dla tych, którzy ją znali, i chyba dla tych, którzy słyszą to, co w tej chwili mówię.
Spotkała w swoim życiu Boga na trzy sposoby. Poprzez ludzi, którzy o Bogu wiedzą i o Nim świadczą. Pomogli jej – po drugie – spotkać Boga w sakramentach. Bo tam jest Bóg. (Ale ci, którzy pędzą, nie zatrzymują się, nie myślą, szukają gdzie indziej i czego innego). I wreszcie spotkała Go w śmierci. Tam znajdzie Go każdy, a On, Bóg, tam dotrze do każdego w sposób najpełniejszy.
Tak więc szukając tego sensu, nadsensu wszystkich spraw, określiliśmy go: spotkać Boga. Spotkała Boga. Ostatnim aktem tej młodej kobiety było wpatrywanie się całymi godzinami w krzyż, który wisiał nad jej łóżkiem szpitalnym, który już właściwie rozeznawała: wiedziała, że tym „kluczem” otwiera się niebo. Kluczem krzyża. Dlatego znaczymy się nim ciągle, wzywając Trójcę Przenajświętszą – nie wiedząc czasem, że też do tego misterium kluczem jest krzyż. Wolimy iść szeroką drogą, nie szukając sensu krzyża, tylko czasem postne pieśni nam to przypomną, czy też jakieś głębsze, refleksyjne – tak jak teraz – wakacyjne spojrzenie na Boga, który w ten sposób odsłania siebie.
Zauważmy, że właśnie ten motyw spotkania Boga w sakramentach, w znaku, który niesie w sobie ukrytą rzeczywistość – Kościół przybliża ludziom, zanim spotkają Go w śmierci. Chrystus, Bóg Wcielony, który dwa tysiące lat temu w konkretnym miejscu i czasie historii „czynił i nauczał” (Dz 1, 1), teraz „czyni i naucza” w sposób sakramentalny (w sakramencie, in sacramento, in mysterio – przedziwne słowo, które warte jest głębokich studiów i badań; łacina przejęła je z greckiego terminu mysterion: misterium, tajemnica). Już Ambroży, wielki katechista Augustyna (znany jest święty Augustyn przez swoje Wyznania) mówił: facie ad faciem te video, Christe, in tuis te invenio sacramentis – „twarzą w twarz spotykam Cię, Chryste, w Twoich sakramentach”.
Ale jak się to robi? Wielu ludzi przystępuje do sakramentów, ale twarzą w Twarz Go nie spotyka. Jest coś jeszcze „pośrodku”. Rzadko kto tak, jak wspomniana tutaj Dorota, przyjmuje sakramenty, spotyka Chrystusa i umiera. Pomiędzy przyjęciem sakramentu, choćby chrztu, bierzmowania, Eucharystii, małżeństwa, kapłaństwa, a przekraczaniem progu śmierci jest jeszcze całe życie, gdzie można wbić klin i rozbić, rozwarstwić tę jedność, która jest między tym a tamtym. Można wpaść w kryzys religijny. Można stracić wiarę. Można nie chcieć szukać Boga w sakramentach, wymądrzać się, mówić: chcę czego innego. Oddać się pożądliwościom ciała, oczu, pysze. Szukać we własnym egoizmie i poprzez własny egoizm rozwiązywania sensu życia i prawdy swojego życia.
To wszystko jest proste i jasne. I Kościół co roku, jak wiemy, w swoim cyklu doskonałej pedagogii, już sprawdzonej przez tyle wieków, przypomina wydarzenie sprzed dwóch tysięcy lat i mówi: ono się uobecnia w sakramentach, ono jest tutaj! Zdejmij bielmo z oczu! Czyń pokutę! Nawracaj się, a spotkasz!
I proszę, dzisiaj Ewangelia mówi o tym samym: „Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął ich rozsyłać” (Mk 6, 7), aby szli i „wzywali do nawrócenia” (Mk 6, 12). To samo! Znowu mamy to samo. To samo, co słyszeliśmy w Wielkim Poście, w Adwencie. Jeśli zapomnimy o tym, znowu będziemy słyszeli, jak się zacznie nowy Adwent i nowy Wielki Post. I można poddać się temu wołaniu. Bo można wobec orędzia Chrystusowego, jak dobrze wiemy, zająć dwie co najmniej postawy. Albo odrzucić, albo przyjąć.
Przejmujące są słowa czytane dzisiaj z Księgi proroka Amosa: „Amazjasz, kapłan w Betel, rzekł do Amosa (zauważmy ton ironii, który zresztą znany jest nam, pobrzmiewa wciąż w środkach masowego przekazu wobec chrześcijaństwa, Kościoła): «'Widzący', idź, uciekaj sobie do ziemi Judy. Tam jedz chleb»” (Am 7, 12). Po prostu: wynoś się stąd! Ty widzisz coś, czego inni nie widzą. Tak odrzucali proroków i odrzucają, i będą odrzucać. Ale też zawsze będą ludzie, którzy będą przyjmować orędzie, przyjmowane przez tyle wieków i pokoleń. „Niech mi się stanie według słowa twego”, mówiła Matka Jezusowa, i tylu ludzi to samo wciąż powtarza. Na słowo wzywające do nawrócenia, do metanoi, do przemiany, do czynienia pokuty, mówią: „Bądź wola Twoja!”.
Właśnie. Największa niekonsekwencja ludzi wierzących, tak zwanych „wierzących”, jest w tym, że powtarzają bezmyślnie, codziennie tę formułę: „Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi”, i robią ciągle coś wręcz przeciwnego, powtarzają znowu to szatańskie: non serviam, nie będę Ci służył. Już w samym wnętrzu rodzi się rozdwojenie, tak jak rozdwojony jest szatan – przyrzekają, a później zdradzają. Otóż, wzywając do nawrócenia, Chrystus i Jego apostołowie i prorocy domagają się od ludzi przemiany, aby własną wolę, tworzenie własnej wizji świata zastąpili Bożą wolą i Bożą wizją świata. Jeśli tego nie zrobią, dzieje się to, co się dzieje. Jak w porządku społecznym, ogólnym, tak i w życiu indywidualnym. Każdy, kto sobie nawet drwi i kpi ze świętości, dotrze do momentu, kiedy spotka Boga w obliczu śmierci. Wtedy dialog jest całkiem inny.
Ale podteksty są o wiele głębsze. Zatrzymaliśmy się na moment przy tym zwrocie: pełnić wolę Boga. Co znaczy, pełnić wolę Boga? Kto chce nauczyć się pełnienia woli Bożej w swoim życiu, musi po prostu prosić o to, żeby ta wola się w nim stała, ale to nie wystarczy. Musi konsekwentnie wiedzieć, o co Bogu chodzi. Najczęściej mówimy: pełni wolę Bożą ten, kto wypełnia Jego przykazania. Słusznie. Są przykazania Boga, dziesięć przykazań, Dekalog, są przykazania Chrystusa – o, za chwilę, ten kto dzisiaj żyje w grzechu, a przyszedł na spotkanie eucharystyczne, kto nie przystąpi do Komunii, a będzie słyszał nakaz Chrystusa: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy”, zapyta siebie: a ja czemu dzisiaj nie jestem gotowy? Jakby przyszła śmierć, gdybym spotkał Go w cztery oczy, jak by wyglądał dialog?
Ale nie chodzi o aspekty negatywne, o wywoływanie lęku. Chodzi o spotkanie w sensie najbardziej pozytywnym.
Dzisiejszy komentarz Pawła Apostoła z Listu do Efezjan mówi wyraźnie: „W Nim (w Chrystusie) wybrał nas (Bóg), abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie, według postanowienia swej woli” (Ef 1, 4 5). To jest wola Boga: przeznaczył nas dla siebie! „Wolą Bożą jest wasze uświęcenie” (1 Tes 4, 3), wasze zjednoczenie z Bogiem, który jest świętością. A ponieważ jest przepaść między grzechem człowieka a świętością Boga, musi być wysiłek wychodzenia na ten szczyt poprzez oczyszczenie, poprzez pokutę, poprzez ascezę – żeby nie panował w nas grzech, tylko wola Boga, Jego świętość.
„Z miłości przeznaczył nas dla siebie według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1, 5 6). Wprowadza Paweł termin znany nam z katechizmu: „łaska”. Uczyliśmy się i pamiętamy dobrze, że „łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. Słyszymy, że kto chce wypełnić wolę Boską, wolę Boga, nie może wypełnić jej bez łaski. Kto żyje w grzechu, nie może pełnić woli Boga, bo już pełni swoją. Zrobił w sobie blokadę, która go odcina od Boga. Nie zna Bożej mądrości i sensu Bożych wymagań, i nie ma w sobie mocy, by żyć tak, jak Bóg chce.
Nie chcę wchodzić w szczegóły, choć tutaj przykładów można by przytoczyć wiele. Każdy odcinek życia, małżeńskiego, rodzinnego, narodowego, międzynarodowego ma tysiące niuansów, gdzie ścierają się własne poglądy z poglądami Boga. Ale Bóg „łaskę szczodrze na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia” (Ef 1, 8). A jest to, pisze Paweł, proste: żebyśmy mając łaskę „na nowo zjednoczyli się w Chrystusie jako Głowie” (por. Ef 1, 10). Znamy to porównanie. Ileż razy go tutaj cytowaliśmy!
Dzięki temu komentarzowi świętego Pawła, który nam dzisiaj w ten upalny, lipcowy dzień Kościół przypomina, widzimy, że droga naszego nawrócenia, które rozpoczęło się na chrzcie, trwa już kilka lat. Ma swój mniejszy, konkretniejszy cel niż cel ostateczny: ciągle dążyć do tego, żeby być złączonym z Chrystusem, który jest Głową naszą. A z Głowy idzie mądrość i z Głowy idzie moc.
Kto nie ma łaski, żyje w grzechu, ten nie ma mądrości i ten nie ma mocy do życia według wymagań Chrystusowych. I żyje tak, jak inspirują go inni ludzie, którzy sobie kpią z Boga – bo może Go nie znają, albo ogarnęło ich zło, albo sprzedali duszę szatanowi, bo on też ma swoich zwolenników, których kupuje, dając to każdemu, czego każdy pragnie. „Bo jego jest i daje komu chce” (por. Łk 4, 6).
Oto, moi drodzy, przypomnienie, które dzisiaj słyszymy.
Wrócę jeszcze na koniec tej refleksji do Błogosławionej1 Jadwigi Królowej. Przez tych dziewięć lat2, ufam, będzie (tak jak tu kiedyś bł. Michał Giedroyć, kiedy przez dziewięć lat przygotowywaliśmy się do przeżycia jego wielkiego jubileuszu pięćsetlecia śmierci) ukazywać z bliska to, co odkryła – ona, młoda kobieta, święta królowa, która w swoją dewizę królewsko-chrześcijańską, chrześcijańsko-królewską ujęła coś podobnego do „mądrości” i „mocy”, bo miała też dwa „mm”, skrót od „Maria i Marta” – ewangeliczne symbole, mówiące o życiu kontemplacyjnym, o szukaniu Boga ukrytego w Eucharystii i wynikającej stąd mocy działania chrześcijańskiego.
Wielka sprawa! Istota chrześcijaństwa! Królowa Jadwiga będzie nas uczyć, jak łączyć ze sobą mądrość ludzką z mądrością Głowy, którą jest Chrystus. Jak poddać naszą wolę woli Boga. Jak naszą wiedzę, ograniczoną i kruchą, poddać mądrości Boga. Czyli, jak umierać świadomie dla grzechu, aby żyć w pełni dla Boga. Aby wejść w los Chrystusa, który, ukrzyżowany, umiera i równocześnie zmartwychwstaje. I żyć tym życiem, antycypując śmierć – a więc w tej przestrzeni, która jest między sakramentem a progiem śmierci, to, co nie było dane Dorocie, rozwinąć.
Mamy wielki przywilej trzydziestu, czterdziestu, sześćdziesięciu lat życia, po to, by poznać Boga. Aby poznawszy Go wpierw w sakramentach, móc w godzinie śmierci naszej doświadczyć, jak wychodzi naprzeciw i zdejmuje z nas przede wszystkim lęk śmierci, bo przychodzi jako Miłość, której szukaliśmy i którą poznawaliśmy, której doświadczaliśmy przez całe życie. To jest początek tej światłości wiekuistej, tej wizji uszczęśliwiającej, która jest motorem życia świętych. I która świętym pomaga spełniać nakaz Chrystusowy: „zaczął ich rozsyłać”, aby „wzywali do nawrócenia”.
(1991)
1 Św. Królowa Jadwiga była kanonizowana w sześć lat później, w 1997 roku.
2 Jako ówczesny rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, której patronką-założycielką jest św. Jadwiga Królowa, rozpocząłem w minionym roku (w roku 1990) nowennę dziewięciu lat przed 600-leciem jej śmierci, które obchodził Kościół w 1999 roku, w pamiętnym roku pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do Ojczyzny, kiedy Papież przygotowywał nas do przeżycia Roku Dwutysięcznego, do wejścia w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa. Wspomniany niżej jubileusz 500-lecia śmierci bł. Michała Giedroycia, którego grób znajduje się w kościele św. Marka w Krakowie, gdzie głosiłem zebrane tu homilie, poprzedziłem również dziewięcioletnią nowenną; jej szczyt celebrował Prymas Polski Józef kard. Glemp, z udziałem Episkopatu, w kościele Mariackim 4 maja 1985 roku.
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz