ROK C


Pierwsze czytanie: Rdz 18, 20-32
Drugie czytanie: Kol 2, 12-14
Ewangelia: Łk 11, 1-13

17 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

23 lipca 2022

„Panie, naucz nas się modlić” (Łk 11, 1). Prośba uczniów Chrystusa, skierowana do Pana        i Mistrza, ale Boga i Człowieka, naprowadza nas na wątek jedyny i wyjątkowy w dziejach ludzkiej modlitwy. Modlą się bowiem wszyscy ludzie, ludzie wszystkich czasów, wszystkich ras, wszystkich religii, wszystkich profesji. Kiedyś lekarz, Alexis Carrel, przypomniał, że modlitwa ludziom jest potrzebna tak jak powietrze do oddychania, bez niej duszą się i giną.

Jednak uczniowie Chrystusa modlą się inaczej niż wszyscy inni ludzie na świecie – to dumnie brzmi, każde monopolizowanie brzmi dumnie, ale tak jest. Są bowiem pouczeni przez samego Boga. Bóg sam przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym nauczył ludzi tej trudnej sztuki obcowania z Nim. I wciąż jej uczy.

Poznajemy tajniki tego sposobu modlenia się od dzieciństwa, w naszych domach, ucząc się go w różnych szkołach, biorąc od różnych ludzi. I czasem nie zdajemy sobie sprawy z tej inności, bywa więc też i tak, że będąc uczniami Chrystusa nie modlimy się w Jego imię,          a tym samym nie przekraczamy bariery, poza którą otwierają się dopiero owe zupełnie nowe perspektywy. Często zaniedbujemy obyczaj modlitwy, czasem (też i tacy są) opuszczamy ją zupełnie.

Modlić się „w imię Chrystusa” – na tym polega owa jedyna i niepowtarzalna, i nie osiągalna nigdzie, inność modlitwy chrześcijańskiej – to znaczy coś więcej niż wypowiadać określoną formułę, to znaczy przede wszystkim pragnąć tego, czego chce Jezus. A Jego wola wyraża się w Jego posłannictwie, polegającym na tym, żeby Jego jedność z Ojcem stała się fundamentem jedności powołanych przez Niego: „Aby wszyscy stanowili jedno – modlił się w przededniu śmierci – jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie” (J 17, 21).

Być w Jego imię, w imię Chrystusa, i pragnąć tego, czego On chce (Mt 18, 20), to znaczy również pełnić Jego przykazania, z których pierwsze (Mt 22, 38; J 13, 34) zobowiązuje do miłości. Tak więc miłość powinna przenikać każdą modlitwę, ona jest jej warunkiem                  i kresem. Nie można się modlić mając w sercu nienawiść, wtedy można powtarzać tylko puste formułki. Bo Ojciec daje nam „wszystko” (J 15, 16) ze względu na jedność, jaką tworzy miłość, na jedność z Nim i jedność z braćmi.

Stąd już widać, że nasza chrześcijańska modlitwa jest przede wszystkim odpowiedzią na słowo Boga. Nie jest krzykiem człowieka, który woła w nieznane. Zanim więc zaczynam się modlić, klękając do modlitwy mam wsłuchać się w słowo mówiącego Boga! Boga miłującego, Boga przykazującego, Boga oświecającego, «czyniącego» (J 5, 1920) dla mnie, dla nas i dla naszego zbawienia, „wciąż działającego” (por. J 5, 17), stojącego po prostu przy mnie. To właśnie Jego obecność, Jego słowo skierowane do mnie wzbudza we mnie wyznanie wiary, które jest pierwszym aktem modlitwy.

Zanim więc zaczyna się moja czy nasza wspólna, rodzinna czy liturgiczna modlitwa, winien nastąpić akt zwany «stawieniem się w obecności Bożej». Zauważamy to w tej chwili podczas Mszy świętej, kiedy ksiądz mówi: „Przeprośmy Boga za nasze grzechy, abyśmy mogli godnie uczestniczyć w Ofierze”. Wtedy uświadamiamy sobie, że «tu i teraz» jest Chrystus, tak jak dwa tysiące lat temu. Jest tu! Jeśli o tym nie wiem, zacznie się etap wypowiadania pustych słów, etap, który znudzi człowieka, który nie przyniesie żadnego owocu. Nie nastąpi wymiana słów i myśli, i uczuć, i miłości w dialogu.

Świadomość Obecności i wsłuchania się w słowo Obecnego tworzy dalszy etap modlitwy, który rozwija się na tej bazie: jest nim medytacja nad wysłuchanym słowem i uwielbienie Boga za dokonane przez Jezusa Chrystusa cuda, za dzieło zbawienia. A więc świadomość przynależności – kiedyś starotestamentalnych Żydów do narodu wybranego, których modlitwa jest prehistorią modlitwy chrześcijańskiej, a teraz przynależności nas do Kościoła, ludu Bożego, który jest umiłowaną cząstką Bożych zmiłowań wyrażonych              w zbawczych dziełach Jezusa Chrystusa, w Jego śmierci na krzyżu, w zmartwychwstaniu     i wniebowstąpieniu. Ta świadomość obdarowania jest motywem, który inspiruje naszą modlitwę i daje jej charakterystyczne cechy radosnej wdzięczności i pełnego ufności zawierzenia woli Boga w dobrym i złym. W nieszczęściu, w klęsce – i wtedy, kiedy wszystko się udaje. To ta świadomość czyni z każdej modlitwy chrześcijańskiej akt «eucharystyczny», akt dziękczynienia.

To trzeba sobie dobrze zapamiętać: jak gdyby podtekstem każdej modlitwy jest akt Eucharystii. To greckie słowo, którym określamy również Mszę świętą, eucharistia, mówi, że modlitwa chrześcijan jest przede wszystkim  dziękczynieniem.  To jest właśnie owa specyficzna cecha modlitwy chrześcijańskiej. Ona też wpływa na formowanie drugiej cechy właściwej chrześcijanom. Wspominanie dokonanych dzieł w przeszłości – śmierć, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie Chrystusa dla nas i dla naszego zbawienia – rysuje finał, cel (po co  Jezus Chrystus umarł i zmartwychwstał, i wstąpił do nieba), który urzeczywistnia się w teraźniejszości:  dziś  przyszliśmy po to, aby się w nas urzeczywistnił sens i dar miłości Chrystusa, który umarł na krzyżu.

Dlatego, kiedy Jezus mówi: „Proście, a będzie wam dane” (Łk 11, 9), kiedy sugeruje, aby nie zostawiać Boga w spokoju, tylko Go przynaglać jak ten człowiek, który w nocy pukał do drzwi (Łk 11, 58), w podtekście rysuje się właśnie wyraźnie owa cecha: człowiek ma prosić, aby mógł dziękować. Aby „kontynuował” Eucharystię przez całe swoje życie, a konkretniej przez dzień, przez tydzień. To, co czynimy tu, ma się przedłużyć do następnej Eucharystii.

Nie są więc przedmiotem owej modlitewnej prośby (bo modlitwa jest również  prośbą)  pragnienia egoistyczne, tym samym niechrześcijańskie, tym samym nieChrystusowe. Chrystus mówi: „Kiedy się modlicie, mówcie: ...”, i przeprowadza nas jak gdyby, tak jak kiedyś Samarytankę przy studni Jakubowej, od przedstawiania w modlitwie własnych pragnień, od szukania wody tylko dla siebie, żeby się napić i nasycić głód i pragnienie, do prośby o dar samego Boga. „Ojciec z nieba – czytaliśmy dzisiaj słowa Chrystusa – da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11, 13).

Stąd nasza modlitwa ma być najpierw prośbą o uwielbienie imienia Boga: „święć się imię Twoje”, o wypełnienie Jego woli: „bądź wola Twoja, przyjdź królestwo Twoje”, gdzie wszystko będzie urzeczywistnieniem Twojej woli. Oto właśnie dusza modlitwy chrześcijańskiej, jak gdyby jej wnętrze, to co nadaje sens wszystkim słowom, jej najistotniejsza warstwa. Ona wskazuje, że człowiek pragnie wypełnienia zamiaru Boga, Jego woli, która domaga się od człowieka synowskiej ufności, zawierzenia, a także przebaczenia braciom, bo ma być zanoszona w zjednoczeniu z nimi do wspólnego Ojca       w Chrystusie. To nasz pokarm! (J 4, 34).

Domaga się więc taka modlitwa oczyszczenia z grzechów przeszłych, z ich teraźniejszych konsekwencji, i obrony przed przyszłymi pokusami, zakończonej ostatecznym zwycięstwem nad mocami zła.

Tak więc nasza kontemplacja wiary, która jest fundamentem chrześcijańskiej modlitwy, winna się koncentrować na zbawczym misterium Jezusa Chrystusa, na Jego ożywiającym zmartwychwstaniu z krzyża. „Bracia – mówił dzisiaj święty Paweł – z Chrystusem pogrzebani jesteście w chrzcie, z Nim też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który was wskrzesił. I was umarłych na skutek występków razem z Chrystusem Bóg przywrócił do życia, przygwoździwszy do krzyża wasze grzechy” (por. Kol 2, 1214).

Trzeba o tym pamiętać, kiedy klękamy do modlitwy. A wtedy wszystkie inne szczegółowe modlitwy, nasze litanie, różańce, nasze prośby zanoszone do Niego, słowa, które wciąż rzucamy przed Boga czasem jak poganie, którzy wiele mówią (Mt 6, 7), mają sens, są bowiem konsekwencją tego fundamentu. Wtedy są usprawiedliwione.

Kiedy miłość Chrystusa jest w nas, wtedy wszystko sprzyja dobru, naszemu i bliźnich; egoizm został przezwyciężony.

Modlitwa taka przyczynia się – rzecz znamienna! i dziwnie to brzmi w naszych uszach dzisiaj, u progu trzeciego tysiąclecia – do pokojowej misji Chrystusa w świecie. Widać to w modlitwie Abrahama: „A jak dziesięciu sprawiedliwych pojawi się w Sodomie i Gomorze, nie zniszczysz? Nie zniszczę” (por. Rdz 18, 32). Ale ta pokojowa misja modlitwy jest wtórna. Bóg bowiem pragnie jednego: aby ta cała reszta dzięki ofierze tych dziesięciu nawróciła się, aby grzesznik „nawrócił się i żył” (Ez 18, 23). Żeby żył i wielbił Boga, śpiewając hymn uwielbienia, dziękczynienia i radości, bo doświadczył miłosierdzia i miłości Dobrego Pasterza.

Kończę refleksję – i widzicie, moi drodzy, że szkołą takiej modlitwy jest Msza święta. „Ojcze nasz”, mówimy, zanim przyjmiemy Komunię świętą, która nas jednoczy z Chrystusem              i z braćmi. A wtedy naprawdę mówimy do Boga „Ojcze” i żyjemy tak jak dzieci jednego Ojca.

(1983)

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz