ROK B


Pierwsze czytanie: Wj 16, 2 4.12 15

Drugie czytanie: Ef 4, 17.20 24

Ewangelia: J 6, 24 35

18 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

31 lipca 2021

Życie w społeczeństwach światopoglądowo pluralistycznych, jak to jest u schyłku drugiego tysiąclecia od narodzenia Chrystusa, stwarza ludziom wszystkich religii poważne problemy.

Mają je też chrześcijanie.

Nie jest łatwo zachować czystość wiary i obyczajów od grożącego skażenia (powiedzmy, skrótem określając to skażenie) czymś innym, co nie jest Chrystusowe, i co gorsza, Jemu się sprzeciwia. Jeszcze trudniej jest przekazać chrześcijaństwo następnym pokoleniom (o tym dobrze powinni wiedzieć rodzice, którzy mają odwagę dać życie człowiekowi) i przekazać chrześcijaństwo ludziom innych religii, spełniając nakaz Chrystusa: „idźcie, nauczajcie, chrzcijcie” (por. Mt 28, 19), przekazać chrześcijaństwo ludziom, którzy w ogóle nie wiedzą nic o Bogu, a zwłaszcza ludziom religijnie obojętnym.

Pada wtedy pytanie: co więcej ma chrześcijaństwo i: dlaczego trzeba porzucić, pragnąc wejść do grona uczniów Chrystusa, te czy inne wzorce światopoglądowe czy moralne? Ilu ludziom stojącym poza chrześcijaństwem wydaje się, że chcąc szczerze akceptować świat, w którym żyją, nie mogliby tego czynić stając się chrześcijanami. A ilu chrześcijan, nie znając chrześcijaństwa, też widzi tutaj rzecz nie do pogodzenia: chcą żyć pełnią życia, a nakazy i zakazy Chrystusa są dla nich niezrozumiałe. Ilu ludziom wydaje się, że jest niemożliwe na przykład przymierze Ewangelii z filozofią, dla ilu zaś, patrzących z innego punktu widzenia, chrześcijanin staje się podejrzanym obywatelem.

Te problemy tutaj wyliczone są stare jak świat. Wystarczy dla przykładu sięgnąć do epoki, kiedy ludzie pozostający pod wpływem kultury starożytnej Grecji z racji swego pochodzenia czy stylu życia z ogromną radością odkrywali, że w chwili przyjęcia chrześcijaństwa bynajmniej nie wyrzekają się hellenizmu, lecz odkrywają jego prawdziwy sens. Stąd też ten impuls, jaki filozofia grecka dała Ewangelii, na tyle wieków!

Chrześcijaństwo pierwotne było świadome tego bogactwa, jakie w sobie niesie, i tych wartości, jakie daje ludziom otwierających się na słowo Chrystusa i dar Chrystusa w Eucharystii. We wczesnych epokach chrześcijaństwa obserwujemy, obok wielkiego wysiłku apostolskiego i duszpasterskiego w przekazywaniu Ewangelii ochrzczonym, także dzielenie się z poganami tą świadomością. W pierwszych wiekach tworzono tak zwane apologie chrześcijaństwa; nie było to udowadnianie argumentami, że chrześcijaństwo ma rację, lecz raczej dzielenie się prawdą Ewangelii i zachęta do jej przyjęcia. Święty Justyn, Meliton z Sardes, Arystydes z Aten, wybitni apologeci chrześcijaństwa, mówili poganom, począwszy od królów aż po najmniejszych, czym jest istota chrześcijaństwa: że ono wcale im nie zagraża, tylko dopełnia wartości, które mają, i je ubogaca. Ile w tych tekstach pięknych myśli, które usuwają narosłe uprzedzenia i ukazują istotę tej szokującej wszystkich inności, wraz z podsuwaniem motywacji, dlaczego tak jest!

Kto tej motywacji nie przyjął, nie mógł być chrześcijaninem. Na przykład (przeskoczmy w naszą epokę) propagowany dzisiaj nudyzm czy naturyzm, jak kto chce, wtedy był nie jak teraz na plażach, ale na arenach cyrkowych i na stadionach olimpijskich. Lecz wyjątek stanowili uczniowie Chrystusa, którzy mieli swoje racje dla okrywania nagości, umieli sami sobie wytłumaczyć sens takiego postępowania i powoli przekazywać go innym. Także Europa przez tysiąc lat miała określone stanowisko wobec tej wartości, jaką jest wstydliwość. Dzisiaj chrześcijanie, nie znając sensu wstydu i chrześcijań­skich obyczajów, przyjmują dość często bez wystarczającej motywacji wzory i zachowania niezgodne z Chrystusową Ewangelią, a także (jeśli mówimy o tym przykładzie) niegodne chrześcijaństwa. I jakże często nie umieją podać żadnych argumentów, ani za, ani przeciw.

Dlatego wietrzeją jak sól pod wpływem innych punktów widzenia, innych motywacji, innych światopoglądów, innych prób wartościowań czy prostej bezmyślności, kierując się prawami psychologii tłumu.

Norwid kiedyś zapisał takie zdanie1: „Lepiej jest nic nie robić niż nic robić”. Posłuży nam to zdanie do spojrzenia na wiele problemów tu sygnalizowanych. „Robienie nic” to, po pierwsze, działanie bez przekonania w sprawach, które nie mają perspektyw – znamy to dobrze z naszego codziennego życia. Sprawy bez perspektyw sieją beznadziejność, bezsens, degenerację, rozkład i tworzą ludzi działających bez przekonania. A jakie ich czyny? Gdzie jest twórczy dynamizm? Jaki dorobek? Bez trudności widzimy: nuda, zaspokajanie frustracji alkoholem, narkotykami.

„Robienie nic” to, po wtóre, także działania bez przekonania, które pozbawiają perspektyw; kto się patrzy na człowieka działającego bez przekonania, zaczyna myśleć i czynić tak samo. Jak i odwrotnie. Dzisiaj czcimy i wspominamy świętego Jana z Ars, proboszcza, który przyszedł do zniszczonego kościoła i do całkowicie moralnie zdegenerowanej parafii. A po kilku latach jego pasterzowania, głoszenia Ewangelii, w Lyonie otworzono osobne okienko do sprzedawania biletów do Ars odległego o kilkanaście kilometrów, bo tylu było ludzi, którzy pragnęli posłuchać, jak o Chrystusie mówi prosty człowiek.

A więc nie tylko działanie bez perspektyw tworzy czyn bez przekonania, owo „robienie nic” Norwidowe, ale i czyny bez przekonania tworzą sytuacje bez perspektyw! Sytuacje dziejowych niżów, sytuacje dekadencji ideowej, moralnej, z ich praktycznymi i konkretnymi dziwolągami. Historia nauczycielka życia mówi nam wiele na ten temat.

Jak bardzo wzrasta wtedy, w takich epokach, tęsknota (bo historia idzie zygzakiem, toteż i nudyzm zygzakiem pójdzie, kiedyś ludzie znowu wrócą do takiego purytanizmu, że świat się zdumieje), wzrasta tęsknota za życiem wypełnionym po brzegi treścią i sensem. Za życiem aktywnym w każdym poruszeniu, za życiem broniącym godności ludzkiej przeciw powierzchowności i krętactwu, etyce wybiegów i nikczemności. Norwid osądzał taki stan jednoznacznie: „Bo to jest: nic nie robić i ukołysywać nicość”2.

Chrystus rozstrzyga radykalnie i z mocą: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (śpiew przed Ewangelią). Tak się rozprawił z szatanem i tak nakazywał żyć swoim uczniom. Ludziom, którzy wcale nie stali wobec bezsensu i beznadziejności pogańskiego stylu życia (bo mówił do starotestamentalnych), lecz wierzyli w jedynego i prawdziwego Boga. Chrystus doprecyzowywał. Kiedy, jak dzisiaj słyszeliśmy, pytali: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?” (J 6, 28), odpowiadał: „Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał” (J 6, 29). Uwierzyć w Tego, który się objawił w Jezusie Chrystusie. Ale oni zaraz pytali o legitymację, chcieli weryfikować autentyczność Chrystusa jako Boga. Zresztą mieli prawo, i każdy ma prawo to zrobić, i powinien zrobić, bo jeśli nie zweryfikuje, to nigdy nie będzie wierzył w pełni w Jezusa Chrystusa. Ponieważ przychodzi wielu pseudoproroków i tworzą ów światopoglądowy pluralizm.

Pytali: „Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli?” (J 6, 30). I wtedy Jezus powiedział o Eucharystii. To jest Jego znak. „Znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34), i znak, który, jeśli zostanie odczytany, odkodowany, stanie się źródłem chrześcijańskiego życia, prawdziwego życia. Mówi: „Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy” (J 6, 27). I dodał, żeby nie było wątpliwości: „Jam jest Chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6, 35).

Komentarzem do tego jest dzisiejszy wyjątek z Listu Pawła Apostoła do Efezjan. Mówi i zaklina: „To mówię i zaklinam was w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie z ich próżnym myśleniem. Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa” (Ef 4, 17.20). I mówi o tym, że trzeba się wewnętrznie przemienić: z człowieka pożądliwości, pychy, chciwości, nieczystości i grzechu w nowego człowieka przyodzianego w Chrystusa, który dopełnia zarys szkicu zaprojektowanego przez Boga w raju, kiedy stwarzał człowieka „na obraz Boży i Jego podobieństwo” (por. Rdz 1, 26).

A więc Eucharystia! Bonawentura w XIII wieku, kiedy też pogaństwo zalewało chrześcijaństwo dynamicznie się rozszerzające, swoim współczesnym przypominał: „Zabierz ten Chleb, a ogarnie wszystko ciemność błędu, zamęt i nieład się wkradną”. Jak by można dzisiaj do tych słów dodać: bezsens i beznadziejność podcinająca korzenie twórczego i pełnego przekonania myślenia i działania chrześcijańskiego. Proszę zauważyć dzisiaj, że przed Komunią kapłan, jak w każdej Mszy, prosi, by nas Bóg zachował „od wszelkiego zła i zamętu”.

Ale tu trzeba sobie też dopowiedzieć (bo my lubimy brać jedne rzeczy, by je wygrywać przeciw drugim, i czasem gubimy się w szczegółach, nie widząc syntetycznej całości), że Eucharystia to nie tylko Hostia w monstrancji, wobec której klęczymy z czcią, to nie tylko Chleb na ołtarzu, nawet – mówiąc paradoksalnie – nie tylko Chrystus przyjęty w Komunii, ale przyjęty w Komunii z ołtarza po to, by przemienił od wewnątrz człowieka! Przyjęty po to, żeby dzięki tej Miłości, jaką jest Chrystus w Hostii, którego otrzymujemy w darze w Eucharystii, przemienił nas w Siebie – w Tego, którego przyjmujemy (jak mówił swoim współczesnym święty Augustyn3).

Tu właśnie dotykamy samej istoty rzeczy. Ta przemiana naszego życia, zwyczajnego, wplątanego w te meandry różnych poglądów i światopoglądów, i punktów widzenia, nawet własnego widzimisię, przemiana w Tego, którego przyjmujemy, dokonuje w nas niesłychanego cudu: oto dzięki obecności w nas Chrystusa wszystko, co jest w nas, jest tak jak w Nim!

Proszę zgłębiać tę prawdę! Słowa, które wypowiadamy, stają się czynami, nie ma pustosłowia (i nie powinno być), a czyny stają się słowami, wołają czyny nawet wtedy, kiedy dokonywane są w milczeniu i mają pozór bezsensu. Bo czyż czyn największego milczenia, śmierć na krzyżu, nie jest największym wniebogłosem4? Woła przez dwa tysiące lat. I woła nie tylko z wizerunków rzeźbionych w drzewie czy w drogim kruszcu, ale w nas, żyjących chrześcijanach.

A łączy nas z miłością Chrystusa i słowa z czynami modlitwa.

Modlitwa nasza wraz z modlitwą Chrystusa w nas po przyjęciu Komunii świętej jest więc tym, co najpełniej tworzy pełnię życia. Modlitwa bowiem – w imię Chrystusa – odkrywa rzeczywistość, to znaczy jednoczy słowa z czynami, czyny czyni faktami dającymi świadectwo. Właśnie, to modlitwa nie pozwala, by „robić nic” (ani „nic nie robić”), nawet jak nie ma perspektyw – i to jest inność chrześcijańskiej modlitwy! – ale też demaskuje postawę, że sam czyn bez modlitwy jest modlitwą. Są tacy chrześcijanie, którzy mówią: wystarczy praca, praca jest modlitwą. Nieprawda! Praca jest modlitwą tylko wtedy, kiedy jest poprzedzona modlitwą, która z pracy czyni też modlitwę. I to jest dopiero równowaga, pełna równowaga chrześcijaństwa. Praca wtedy staje się wołaniem i czynem, i modlitwą, kiedy jest oddana na cześć Tego, który jest Panem stworzenia i na krzyżu Panem naszego zbawienia.

Oto, moi drodzy, w jaką warstwę muszą być zanurzeni uczniowie Chrystusa, by w społeczeństwach o wielu światopoglądach przekazywali w każdej epoce Ewangelię Chrystusa i dawali Mu świadectwo. A tym samym, aby tym, którzy nie znają Chrystusa – a jest ich wielu – mogli pomóc do Niego dojść, aby też uwierzyli w Niego i sami doświadczyli pokoju i radości, jaka jest wtedy, kiedy człowiek naprawdę rozumie, że „nie samym chlebem żyje człowiek, ale wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Wczytujmy się więc, wmyślajmy się i przyswajajmy sobie słowo Boże...

(1985)

 

1  „Patrząc na ludzi (...) nie można się ustrzec od wspomnienia słów Pliniusza Młodszego, który do Minutiusa Fundanusa w końcu listu dodaje: «Daleko jest lepiej nic nie robić aniżeli nic robić»” (Cyprian Kamil Norwid, Zarysy z Rzymu, w: Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, dz. cyt., t. 7, s. 16).

2  Cyprian Norwid, List do Bronisława Zaleskiego z lutego 1878 roku; w: Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, dz. cyt., t. 10, s. 115.

3  „Jam jest pokarm dla dorosłych; wzrastaj, a będziesz mnie spożywał. I nie Ja w tobie ulegnę przemianie jak pokarm ciała twego, lecz ty przemienisz się w Mnie” (św. Augustyn, Wyznania, dz. cyt., VII, 10). Św. Leon Wielki w Kazaniu 12 o Męce powtarza tę myśl: „Mając udział w Ciele i Krwi Chrystusa, przemieniamy się w Tego, którego pożywamy” (Liturgia Godzin, t. II, s. 522).

4  „... gdzie są bezmowne cierpienia, są wniebogłosy... bo są – przemilczenia...” (Cyprian Kamil Norwid, Assunta IV, 159-160; w: Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, dz. cyt., t. 3, s. 294).

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz