ROK C


Pierwsze czytanie: Syr 3, 17-18.20.28-29
Drugie czytanie: Hbr 12, 18-19.22-24
Ewangelia:  Łk 14, 1.7-14

22 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

27 sierpnia 2022

Logika życia jest taka, że najpierw sami uczymy się żyć, a potem uczymy tego innych: rodzice dzieci, nauczyciele uczniów. Chrześcijanie przekazują światło wiary następnym pokoleniom, wśród zmieniających się epok i często wśród wielkich przeciwieństw. Tak rodzi się Kościół Chrystusa i rozszerza się panowanie Boga na ziemi.

Być chrześcijaninem – powtarzamy sobie to dość często, żeby nie zapomnieć – to wierzyć w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Być chrześcijaninem to ufając zawierzyć słowu Chrystusa i słowom Kościoła. I być chrześcijaninem to miłować Boga, ludzi i świat, mając przed oczami wzór Boga wcielonego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, a w swoim sercu – nie wystarczy patrzeć – mieć w sercu Jego łaskę. Wysterylizowaliśmy to słowo         z ciężaru rzeczywistego, a łaska (która, jak wiemy, i to sobie ciągle przypominajmy, jest do zbawienia koniecznie potrzebna) łaska, którą otrzymujemy w darze sakramentów,                 w sakramencie spowiedzi i w sakramencie Eucharystii, to życie Boga, Jego świętość – czyli miłość.

Miłość – to pełne tajemniczości słowo stwarzające tyle nieporozumień (mówi się: ma sto twarzy) co naprawdę oznacza? Mówimy o miłowaniu Boga, o wzajemnej miłości małżonków, o miłości ludzi, wszystkich ludzi, a nawet nieprzyjaciół, jeśli na serio bierzemy nasze chrześcijaństwo. Czym jest miłość?

W znanym nam prawie na pamięć hymnie na cześć miłości św. Paweł, stwierdzając, że bez miłości wszystko jest bezwartościowe, ukazuje naturę i wielkość miłości i domaga się, by człowiek miłujący wraz z ukrzyżowanym Chrystusem wyrzekł się samego siebie (Flp 2, 111). Dlatego mówimy, że chrześcijańska miłość jest wypiekana w tyglu męki Chrystusowej. Nie ma bez Chrystusa prawdziwej miłości, tak jak nie ma prawdziwego człowieczeństwa. Ta konieczność wyrzeczenia, aby posiąść miłość, wyrzeczenia się samego siebie, przybliża nam prawdę o człowieku. Przypomina, że jest w człowieku coś, co jest        w nim przeciw niemu!

Któż tego nie doświadczył? Video meliora proboque, deteriora sequor, mówili poganie (Owidiusz): „widzę dobro, pochwalam dobro, a idę za złem”, które mnie od wewnątrz niszczy; mówimy my, chrześcijanie: to zarzewie grzechu. Ono nawet po chrzcie, który odpuszcza grzech pierworodny, jest ciążeniem ku złu. Kto o tym nie pamięta, ciężar grzechów pociągnie go na drogę nieprawości, gdzie zginie... Kto chce miłować Boga                 i miłować ludzi, i miłować świat – musi więc nie tylko znać siebie, znać prawdę swojego myślenia i prawdę swojego działania – na czym polega działanie moralne przede wszystkim – ale prawdę swojego wewnętrznego rozdarcia, kiedy jedna siła pcha go do Boga, a druga  w kierunku przeciwnym, do grzechu.

Ujął w doskonały sposób tę prawdę człowieka starotestamentalny mędrzec, mówiąc do nas dzisiaj: „O ile jesteś wielki, o tyle się uniżaj” (Syr 3, 18). Mówi też te piękne słowa, które należy zapamiętać: „Potęga Pana objawia się przez pokornych” (por. Syr 3, 20). Chrystus Pan, na przykładzie ludzi zasiadających na pierwszych miejscach, zaleca: „Gdy będziesz zaproszony, usiądź na ostatnim miejscu. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Łk 14, 1011).

Dodajmy: ile jest w tym zdaniu prawd dotyczących samego sedna ludzkich problemów, problemów każdego z nas! Można bowiem być w życiu spychanym na ostatnie miejsce przez los (nazwijmy to tak), ale także można zajmować ostatnie miejsce z wyboru. „Ty siadaj na ostatnim miejscu” – mówi Chrystus. Ile trzeba mieć głębi w sobie i horyzontów sięgających poza nasyp usypany dokoła człowieka, żeby umieć to w życiu realizować!

Oto jak blisko jesteśmy najistotniejszych spraw wychowawczych związanych z naszą odpowiedzialnością. Kiedy mówimy o rozpoczynającym się roku nauczania naszej młodzieży, dzieci, kiedy rodzice i nauczyciele, a także społeczeństwo katolickie zadaje sobie wiele pytań dotyczących formacji młodego pokolenia – stawiamy sobie pytanie o sposób wychowywania do  miłości  ukazanej nam we wcielonym kształcie osoby naszego Mistrza    i Pana, Jezusa Chrystusa. Mówimy: prawdziwa miłość objawia się na krzyżu uobecnianym w cudzie Eucharystii.

I tę prawdę o miłości ukrzyżowanej trzeba najpierw ująć teoretycznie, w «prawdzie myślenia»: jak to jest, jak to jest możliwe? – i do tego służy katechizacja. Ale trzeba też ją wcielić! wcielić w życie, ująć w «prawdzie działania» (żeby nie być, jak to tyle razy mówiliśmy, wierzącym a nie praktykującym) – stąd w proces wychowania musi być z całą świadomością włączona formacja, uczenie wcielania tego, co się wie, w to, czym się żyje, uczenie wyrażania wiary przez miłość, kształtowanie ludzi wierzących i praktykujących!

I tu widać, jaka to ważna rzecz umieć powiązać miłość z pokorą. Nawet zadajmy sobie pytanie tak sformułowane: czy prawdziwa miłość, Chrystusowa miłość, ukrzyżowana miłość może być bez pokory? I w konsekwencji: czy bez pokory może być prawdziwe chrześcijaństwo?

Oto słyszymy: „Wielka jest potęga Pana i przez pokornych bywa chwalony” (Syr 3, 20). Potęga Pana objawia się przez pokornych. To jedno zdanie można by komentować bardzo długo. Kto jest pokorny, ten objawi w sobie moc Boga Wszechmogącego, czułość Jego miłości. „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 14, 11). „Weźcie – powiada Chrystus – moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” (śpiew przed Ewangelią).

Padło tu przed chwilą sformułowanie rozróżniające prawdę  myślenia  i prawdę  działania,  prawdę czynu. Kiedyś mówiliśmy, że najtrudniejszym przejściem-paschą jest przejście od prawd teoretycznych do praktycznych konkretów, do ich wcielenia. Dlatego czasem stoimy zaledwie na przedpolu chrześcijaństwa: często nie rozumiemy prawd teoretycznych, stąd    i działanie nasze nie dociąga do tego, co prawda wyraża. Jezus jest Bogiem, Jezus jest          w Eucharystii, Bóg jest w Eucharystii, Bóg jest we mnie – co to znaczy praktycznie?

To sobie musimy dobrze uświadomić, ponieważ popełniamy ten błąd dość często                      i zbieramy potem jego gorzkie owoce: deklamujemy prawdy wzniosłe, znamy wiele definicji i określeń, a życie nasze jest nie tylko brakiem świadectwa, jest często antyświadectwem dawanym Chrystusowi. Przekazać dziecku wiarę to nie tylko wyuczyć go sumy wiadomości. Nie wystarczy posiadanie wielu informacji na temat Boga i sensu świata, jałowe dyskusje na ten temat zwiodły już niejednego, a afektywna pobożność bez równoczesnego kształtowania etosu pracy, czynu, cnót, już tyle razy w dziejach doprowadziła do ruiny. Przekazać wiarę to poprzez przekazanie «prawdy myślenia» (które może sięgać jak najgłębiej, jak najszerzej i jak najwyżej – używam słów św. Pawła: Ef 3, 18) ukształtować «prawdę działania».

Jeśli horyzonty poznawcze mogą być bezkresne, nigdy się nie kończące, a także z trudem sprawdzalne, i teoretycznie możemy być doskonałymi teologami, to prawda czynu musi być sprecyzowana, musi być konkretna, musi być sprawdzalna. Pokaż swoje czyny, dawaj świadectwo swoich dokonań, wykazuj się rzetelnością spełnionych zadań. Nie deklamuj pustych frazesów.

Jakie to ważne w wychowywaniu!

Wie o tym dobrze każdy nauczyciel, wiedzą o tym odpowiedzialni rodzice, wiedzą komisje oceniające prace (nie tylko konkursowe). Wie także o tym dobry katecheta, spowiednik, kierownik duchowy. Oto dopiero w konkretach wąskiej drogi poznajemy naszą prawdę – bo człowiek mimo posiadania nieskończonych horyzontów myślowych ma (znowu tego wszyscy doświadczamy) niezwykle wąskie możliwości realizacji swoich dążeń i planów. Kto tego nie pozna, przez długie lata może żyć w zakłamaniu, iluzji i budować swoje życie na piasku.

Pokora właśnie, chrześcijańska pokora, ukazana w najczystszej formie w życiu Jezusa Chrystusa, jest najlepszym fundamentem całego chrześcijańskiego życia. Zdając sobie          z tego sprawę w optyce wychowawczej, patrząc na dzieci i młodzież rozpoczynającą bieg życia i pragnąc im pomóc w ukształtowaniu widzenia siebie w pokorze, w pokorze-prawdzie, czyli w zdaniu sobie sprawy z tego, na co mnie stać i na ile mnie stać – także my, dorośli, robimy swój własny rachunek sumienia.

Ile rozbitych małżeństw, roztrzaskanych przez niepowodzenia ludzkich wraków obijających się o szpitale psychiatryczne, i nie tylko: ile niezaspokojonych pragnień, ile kryzysów religijnych... ruiny domów stawianych na piasku pychy, własnego widzimisię, które świadczą bardzo często (choć nie zawsze) o braku pokory. I przeciwnie: ile wspaniałych gmachów wzniesionych przez ludzi, którzy zrozumieli, że największą mądrością jest uniżanie się przez miłość.

Bo taka definicja pokory jest chyba najbliższa prawdy: uniżyć się przez miłość, by posiąść jeszcze więcej miłości – czyli dać Chrystusowi przestrzeń w sobie, aby posiadł nas jeszcze pełniej. Przez ilu prostych i pokornych uczniów Chrystusa objawiła się i wciąż objawia „potęga Pana” (Syr 3, 20): moc Jego miłości i niezwykła mądrość – tylko dlatego, że potrafili, patrząc na pokorę Syna Bożego i Jego Matki, pokornej Służebnicy, „na którą spojrzał Pan” (por. Łk 1, 48), czekać cierpliwie na swoją godzinę, kiedy w nich objawi się cząstka chwały Boga. Niezwykłe słowa wyrażające niezwykłe prawdy!

Aby tak było, moi drodzy – kończę te dzisiejsze nasze refleksje – trzeba wielkiej wiary, ufnej i miłującej, która odkrywa wciąż na nowo obecność Boga Wszechmogącego dawanego nam w Pokarmie Eucharystii. Mówi o tym dzisiaj Autor Listu do Hebrajczyków (można to zdanie odnieść do Eucharystii): „Nie przystąpiliście do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb... Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego” (Hbr 12, 1819.22). Tak, to jest prawda    o tej pokorze, która służy, oddaje się, poświęca, która pozornie traci, ale dzięki zjednoczeniu z Chrystusem Eucharystycznym jest to pokora, która  otrzymuje.  Otrzymuje miłość.

Gdybyśmy sobie to jedno zapamiętali! Bo miłość jest nie tylko największym darem, dzięki któremu człowiek rozumie człowieka, miłuje i jest miłowany, ale jest przede wszystkim darem, bez którego żaden człowiek nie może zbliżyć się do Boga i pozostaje w rozpaczy swojej beznadziejności. Pokorni natomiast śpiewają: „Wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej... i wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” (Łk 1, 4849), jak powtarzała Maryja,        a my z Nią codziennie powtarzamy te słowa.

(1986)

 

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz