ROK A

 

Pierwsze czytanie: Syr 27, 30 – 28, 7

                                                                                                                     Drugie czytanie: Rz 14, 7‑9

                                                                                                                     Ewangelia: Mt 18, 21‑35

24 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

16 września 2023

Kiedy nowy rok szkolny narzuca nam do przemyśleń ważne i odpowiedzialne problemy wychowawcze, to zanim pochylimy się nad sprawami dzieci i młodzieży, aby je rozwiązywać (czynimy to już więcej razy, nie tylko dziś), aby je rozwiązywać po ludzku i po Bożemu, musimy sami sobie zadać pytanie (po raz który już z rzędu?), kim jesteśmy i jacy jesteśmy. Kim jesteśmy i jacy jesteśmy jako ludzie i jako chrześcijanie.

            „Pamiętaj, człowiecze, że prochem jesteś i w proch się obrócisz”, przypomina nam wciąż liturgia, a jeszcze bardziej niż liturgia – samo życie. „Człowiek stworzony jest, aby Boga czcił, Bogu służył i tak zbawił duszę swoją”[1]. A wszystko, co jest na świecie, ma służyć temu, jak „każda fałda głównemu skinieniu służy”[2]. Kto tego nie wie, żyje w nieładzie i zamiast iść do celu, schodzi na boczne drogi i na mielizny.

            To o ludziach. „Poznaj, chrześcijaninie, godność twoją”[3] – idzie za nami przez wieki. Christianus alter Christus, „chrześcijanin to drugi Chrystus”. Lapidarne skróty, ale trzeba je zgłębiać, rozkodowywać, szukać ich treści. Skoro pytaniem „kim jestem?” pragniemy określić nasze „być”, to pytanie „jaki jestem?” poszukuje prawdziwego „mieć” – aluzja do terminologii Gabriela Marcela Być i mieć, être et avoir[4]. Znamy powiedzenie agere sequitur esse: jacy jesteśmy, takie są nasze czyny, tak wygląda nasze działanie. Chrystus to wyraził prościej niż scholastyczni teologowie: „Z obfitości serca mówią usta” (Mt 12, 34).

            Stąd tak często powracamy do owej naprawdę fundamentalnej troski: „Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. To łaska tworzy nasze chrześcijańskie „być”. Ale z niego wyrasta nasze chrześcijańskie „mieć”, nasze działanie, nasze postępowanie! Bo czyny człowieka wierzącego w Chrystusa nie mają być tylko zewnętrznie poprawne, akuratne i rzetelne, uczciwe i odpowiedzialne – hej, łza się kręci! żeby przynajmniej  tak  bywało! a tu jest jeszcze gorzej: ileż to razy poprawni „wersalczycy” okazują się od wnętrza grobami pobielanymi (Mt 23, 27), choć o „wersal” też trzeba walczyć – ale życie chrześcijańskie sięga korzeni, ma być owocem łaski, czyli owocem działania Boga w nas! Na miarę rozumienia przez nas tej rzeczywistości kształtuje się też prawda naszego chrześcijańskiego życia. Nie może być ono tylko zewnętrzną politurą, fasadą. Ma objawić życie Boga, który w nas żyje.

            Oprócz poprawności zewnętrznej, którą określa i osądza paragraf, Chrystus domaga się poprawności wewnętrznej. Tworzy ją właśnie łaska – miłość Chrystusa dawana nam przez Niego, który jest Bogiem i Człowiekiem, w odniesieniu do Boga i do człowieka. Znamy sekwencje Kazania na Górze, które Chrystus po proklamacji Ośmiu Błogosławieństw streścił w słowach: „Jeżeli sprawiedliwość wasza nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa” (Mt 5, 20). Dawał wiele przykładów, interpretując Dziesięć Przykazań: jeśli zatrzymacie się na stronie zewnętrznej, to „czyż i poganie tego nie czynią?” (Mt 5, 47). A wy jako uczniowie Chrystusa – co czynicie?

            Właśnie nad tym dzisiaj chwilę pomyślmy. Nad relacją tego, kim się «jest», do tego, co się «ma», określając tym drugim nasze postępowanie, nasze czyny, nasze chrześcijańskie działanie, naszą moralność. Mówił o tym Chrystus wiele razy. Najbardziej klasyczny tekst, zapisany u św. Łukasza, mówi słowami prostymi, zrozumiałymi dla wszystkich: „Nie to jest dobre drzewo, które wydaje zły owoc, ani to drzewo złe, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo: nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią usta” (Łk 6, 43‑45). I dodał Chrystus: „Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone” (Łk 3, 9).

            Tu już blisko do dzisiejszej Ewangelii, gdzie kończy Chrystus swoje kazanie: „Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu” (Mt 18, 35). Pan wyda go na chłostę – tak zakończył opowieść. Ale początek jest utrzymywany w konwencji tego, co przeczytałem przed chwilą. Oto „Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczać, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy»” (Mt 18, 21‑22). I wtedy dopiero objawiasz styl Mistrza, Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z krzyża mówił: „Przepuść im, bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23, 34).

            Czy nie kojarzy się nam to słowo „przebaczam”, tak niezwykle trudne, zwłaszcza w subtelnych niuansach codziennego życia – tak trudnych do rozróżnienia, uchwycenia; każdy szuka swojej racji, każdy chce dobrze, a czyni źle, „nie wiedzą, co czynią” – czy się ono nie kojarzy nam z innym słowem, bardzo ewangelicznym i z natury chrześcijańskim: „miłosierdzie”? Miłosierny Samarytanin jest obrazem Pasterza miłosiernego, Dobrego Pasterza, a On jest objawieniem miłosierdzia Boga: „To jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15, 12).

            Właśnie komentarz do tego, co tu rozważamy, Syracydesa, mędrca Starego Testamentu, który dzisiaj czytaliśmy, precyzuje w konkretach to wielkie przykazanie miłości. Kto unika nienawiści, a więc chce czynić miłość, musi unikać „złości, gniewu” (Syr 27, 30), zemsty. My wszyscy o tym wiemy, tylko mniej wiemy w czasach trudnych, w czasach wielkich napięć[5], kryzysów. Jak nauczyć się takiej miłości i takiej postawy – przebaczającej, pełnej miłosierdzia?

            Syracydes podpowiada, że pomaga w tym człowiekowi pamięć. „Pamiętaj na przykazania, pamiętaj na przymierze Najwyższego” (Syr 28, 7). Pamiętaj o łasce Pana, pamiętaj o przynależności do Pana. Pamiętaj o cierpliwości Boga, który, gdyby chciał, to by zrobił porządek wszędzie. I nie musiałby zsyłać piorunów, aby wypalać ropiejące rany. Pan ma sposoby. Jest cierpliwy. Mówią, że niecierpliwość nigdy nie godzi się ze świętością. Świętość jest objawieniem właśnie tej Boskiej cierpliwości, która wie o tym, że pszenica i kąkol mają wzrastać razem aż do czasu żniwa (Mt 13, 30). Wystarczy w czasie żniwa związać kąkol w snopki i rzucić na spalenie. A tak niech kłuje jak oset czy jak osa, jak to Sokrates w swoich pismach mówi, jak trzmiel, który instyguje, pobudza do refleksji ludzi, którym grozi lenistwo, przyzwyczajanie, wkraczanie na drogi zła.

            A więc: pamiętaj!

            Pamięć. Ta pamięć wciąż, pamięć na Boga, na Przymierze, na prawo Boskie, na łaskę, przypomina nam, «kim jestem» i «jaki jestem». A więc pozwala nam rozróżniać między dobrem a złem. I wskazuje, że „tylko Bóg jest dobry” (por. Mt 19, 17), pełen miłości i miłosierdzia. Ale też mówi: nie można się zatrzymać w warstwie teoretycznej. Jakie to ważne na początku roku szkolnego, kiedy dzieciom przekazuje się doktrynę, nawet na lekcjach katechizmu, ale od poznania wiedzy do wcielenia wiedzy w życie jest niezwykle trudne „przejście”, prawdziwa „pascha” z krzyżem i zmartwychwstaniem.

            Mówi więc: „Pamiętaj”, to znaczy: przypominając je sobie,  żyj  życiem Boga. Takim będziesz, jakim będzie Gość twojego serca. „Z obfitości serca mówią usta” (Mt 12, 34).

            A więc wzięliśmy w tej chwili na warsztat naszej refleksji niezwykle ważną sprawę. Właściwie ona jest codziennym chlebem naszego życia, jest tym tworzywem, z którego buduje się każdy dzień, tydzień, miesiąc, rok, całe nasze życie. Mówi bowiem o naszych czynach, o świadomym działaniu, o naszym postępowaniu, ludzkim, ale i chrześcijańskim, które się splata w jeden gruby sznur – mówi, że mamy z tym tyle kłopotu. Bo żyjemy w świecie pluralistycznym, w świecie wielu przeróżnych wzorców i modeli. Skąd mamy wiedzieć nie tylko, jacy jesteśmy, ale jacy mamy być, jacy powinniśmy, musimy być, jeśli chcemy być chrześcijanami?

            Skąd młody człowiek, dorastająca dziewczyna, dzieci, które oglądają filmy, czytają literaturę nie tylko inną, odmienną, ale antychrześcijańską – mają wiedzieć, jak mają żyć, chcąc być uczniami Chrystusa? Jak ma postępować lekarz, prawnik, adwokat, ksiądz, nauczyciel, wieśniak, urzędnik? Wszyscy stoimy ciągle na rozdrożu i wciąż pytamy. Bo postęp jest tak niezwykle szybki, a odpowiedzi przychodzą powoli – nawet te odpowiedzi, które wypowiadamy w imię Chrystusa. Skąd mamy wiedzieć, jak zachować wierność Chrystusowi, jak poddać się Jego działaniu, jak spełnić wolę Boga, którą przyzywamy codziennie, mówiąc (chyba na zapas!) „bądź wola Twoja”, a później ulegamy impulsom samowoli, tworzymy czyny na miarę często wyrafinowanych przemyśleń. Wydaje się nam, że można, tak! można obejść prawo Chrystusowe.

            Iluż to rodziców nie potrafi swoim dzieciom powiedzieć godnie i odpowie­dzialnie, nie słowami, ale swoim życiem, jak ma być. Bo ostatecznie, moi drodzy, tu jest puenta chyba całego tego problemu. Prawo Chrystusowe, pomimo że jest sformułowane w słowach, pomimo że przychodzi też «od zewnątrz», w formie nakazu, zakazu – jeśli nawet mówimy o naśladowaniu Chrystusa, iluż to myśli o powierzchownym naśladownictwie tego przed dwoma tysiącami lat nakreślonego wzorca! – prawo Chrystusowe, jeśli ma działać, musi działać «od wewnątrz». Ponieważ Bóg – i na tym polega ta wielka prawda, którą wyznaje­my, żegnając się „w imię Ojca i Syna, i Ducha” – Bóg przychodzi też i poprzez tchnienie Ducha Świętego, który literę prawa Chrystuso­wego dopełnia miłością.

            Wolę Boga można spełniać według zapisanej litery, określonego paragrafu, ale także według wiary, która działa przez miłość! Iluż to (to już paradoksalnie brzmi) rodziców chrześcijańskich, nawet wiernych literze chrześcijaństwa, doprowadziło dzieci do niewiary! Bo pojmowali chrześcijaństwo według litery, która zabija – a ożywia Duch (2 Kor 3, 6). Czy nie jest prawdą centralną proklamowaną przez Chrystusa, Jego testamentem, że uczniowie mają w życiu kierować się prawem miłości? A miłość nie da się zapisać w żaden kodeks, ująć w żaden przepis czy paragraf nakazu. Miłość jest duszą wszystkich czynów – lub nie! Przecież może być bezduszność w każdym zawodzie.

            Czyli znowu mamy tutaj zagadnienie coraz bardziej dojrzałej wiary w Jezusa Chrystusa – wiary, która dojrzewa przez miłość. Bo wiara to nie jest suma wiedzy, choć i wiedza jest potrzebna. Ale dynamizmu udziela jej miłość. Skoro więc słyszymy, że Chrystus w przededniu śmierci proklamuje nad sprawowaną Eucharystią – gdzie ukrywa w sposób sakramentalny swoją śmierć i zmartwychwstanie – nowe prawo: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się społecznie, wzajemnie miłowali” (J 13, 34), skoro to słyszymy, od razu kojarzy się nam owo Syracydesowe „pamiętaj na przykazania” (Syr 28, 7) z tym, co dzisiaj pewnie usłyszymy bardzo wyraźnie: „To czyńcie na moją pamiątkę”.

            Pamiętaj – mówi mędrzec, a tu Chrystus mówi: to jest pamiątka! Bo tu jest szkoła czynu prawdziwie chrześcijańskiego:  to  czyńcie.

            W obrzędzie Eucharystii ukrywa Chrystus  swoje  czynienie, swoje działanie. Ukrywa to, co jest nie tylko wzorem do naśladowania, ale co jest sensem Jego życia! Chrześcijanin, chcąc być prawdziwie uczniem Chrystusa, musi żyć tak jak Chrystus: czytamy życie Chrystusa w Biblii i jednoczymy się z życiem Chrystusa w Eucharystii. I tworzy się ta autentyczna synteza, nawet lepiej powiedzieć: symbioza. Dwa życia, życie Chrystusa i życie nasze, scalają się w jedno. A czyny nasze – dlatego, że serce jest przepełnione Bogiem i Jego działaniem, i Jego życiem – są wyrazem «czynienia eucharystycznego», są zjednoczone z mocą «czyniącego» Chrystusa i Ducha Świętego.

            Prosta sprawa – a tak istotna! Czyli w tym kierunku idą nasze poszukiwania i w tym kierunku mamy pracować, tworząc prawdziwe oblicze naszej wierności Chrystusowi. To jest właśnie spełnianie woli Bożej. Wolę Bożą wypełnia ten, kto spełnia wymagania Jezusa, bo On też spełniał wolę Ojca. Właśnie! Popatrzmy, jak to jest u Jezusa, dzięki któremu jesteśmy chrześcijanami.

            Oto Chrystus zdradza sekret swego  rozumienia  działania i tym samym  realizacji  działań: „Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam” (J 5, 17). Tym stwierdzeniem Jezus uwydatnia tożsamość działania Syna i Ojca: dzieło Ojca jest w dziele Syna! Agere sequitur esse... Chrystus nie czyni „niczego sam od siebie” (J 5, 19), lecz wypełnia „dzieła, które Ojciec dał Mu do wykonania” (J 5, 36). To właśnie świadczy o tym, że jest Synem Bożym! A ponieważ wola Boga dotyczy zbawienia ludzi, wszystkie czyny Jezusa kierują się ku krzyżowi, wszystko jest u Niego powiązane z krzyżem. I mówi jak gdyby do nas: i ty działaj tak, jak Ja działam, złącz się z Moim działaniem...

            Tak ma być w naszym życiu! Kto pożywa Ciało Chrystusa, żyje Jego Duchem. Naśladuje Go i czyni Jego wolę, jak On wolę Ojca. Jest Mu posłuszny. Miłuje. A więc pogłębieniem wszystkich czynów, działań, postępowania naszego ludzkiego i chrześcijańskiego, które nas wyróżnia spośród wszystkich innych, jest miłość Chrystusa, która ma się przez nas objawiać.

            I już na koniec tylko jedno. Ta miłość – miłość ma sto twarzy, chyba więcej; miłość, która budzi tyle nieporozumień, miłość, która tak szybko przetwarza się w nienawiść, w narzeczeństwach, w małżeństwach, między narodami – ta miłość, którą objawia Chrystusa, jest (już nie raz mówiliśmy)  inna.  Ona nie tylko ma stygmaty krzyża na sobie – tak jak życie Chrystusa ku krzyżowi szło, tak nasze idzie ku krzyżowi i świadome przyjęcie stygmatu cierpienia jest Jego pieczęcią na naszej miłości – ale ta miłość ciągle łączy, ciągle jednoczy. Cechą miłości chrześcijańskiej nie jest tylko czynienie dobra jednostkom. Jest działanie podobne do działania Jezusa: pełnienie woli-zamiaru Ojca, a tym zamiarem jest budowanie jedności, budowanie Ciała Chrystusa, którym jest Kościół. Budowanie wspólnoty świętych obcowania.

            Kto chce być prawdziwym uczniem Chrystusa, musi legitymo­wać się także i przede wszystkim tym kryterium!

            Chrystus zostawił chleb Eucharystyczny, swoje Ciało, swoją miłość po to, by nie tylko zajmować się poszczególnym człowiekiem z osobna, przyjść i otrzeć mu łzy – i zostawić. Chrystus chce, by wiązać. Oto testament Chrystusa: „Spraw, aby byli jedno, tak jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby byli jedno w Nas” (por. J 17, 21). I nie może powiedzieć, że ma prawdziwą miłość, kto śpiewa kancony miłosne, pisze sonety czy deklamuje drugiemu co chwila słowa o miłości – a w małżeństwie jest niewierny, we wspólnocie narodowej nie wie, że trzeba budować i jednoczyć.

            Tylko ten miłuje prawdziwie, kto miłość utożsamia ze zjednoczeniem.

            Celem sprawowania Eucharystii jest przywoływanie Chrystusa, aby być z Nim, i uobecnianie zbawczej mocy Jego Paschy, aby mieć udział w Jego Przejściu – ale też budowanie jedności, małżeńskiej, rodzinnej, narodowej, powszechnej-katolickiej, aby wszystkich przyciągnąć do jednego stołu, zaprosić do jednej Uczty, dać każdemu miłość i związać ich. Związać ich jednością, żeby we wspólnocie niedzielnej Mszy odnaleźli jedność mąż i żona, czystą miłość narzeczeni, kapłan miłość pasterską do swojej wspólnoty parafialnej, zakonnicy wierność jedności wspólnoty tworzonej w klasztorze.

            Po to Chrystus ustanowił Eucharystię. Tu jest moc naszych czynów, naszych działań. Tu jest źródło miłości. Tu jest żywy Bóg.

            „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 13, 34).

(1987)

 

   [1] To zdanie zapisał św. Ignacy Loyola na początku swych Ćwiczeń duchowych.

   [2] Cyprian Kamil Norwid, Polka, w: Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, dz. cyt., t. 1, s. 361.

   [3] „Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! – pisał św. Leon Wielki, papież. – Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc grzeszne obyczaje i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego. Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie, nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest Krew Chrystusa” (Kazanie I o Narodzeniu Pańskim, Liturgia Godzin t. I, s. 361).

   [4] Gabriel Marcel, Być i mieć (przełożył Piotr Lubicz), Warszawa 19621.

   [5] W niedzielę 13 września 1987 roku, kiedy głosiłem tę homilię, przypadała kolejna, szósta rocznica wprowadzenia stanu wojennego, sytuacja polityczna i gospodarcza była nadal trudna, trzy miesiące wcześniej przybył do Polski z trzecią pielgrzymką Ojciec Święty Jan Paweł II.

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz