ROK B


Pierwsze czytanie: Rdz 2, 18 24

Drugie czytanie: Hbr 2, 9 11

Ewangelia: Mk 10, 2 16

27 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

03 października 2021

Ludowa mądrość Polaków zna takie powiedzenia: „Ciężki, ciężki kamień młyński, jeszcze cięższy stan małżeński” oraz: „małżeństwo – męczeństwo”. Ale ta mądrość zna też pozytywne określenia: dobrane małżeństwo to „raj na ziemi”. Tak więc „w małżeństwie raj i piekło” – to też przysłowie polskie.

To krótki wstęp do wielu problemów okalających tę zwyczajną, ale i tak pełną tajemnic dziedzinę ludzkiego życia. Rzeczywiście, splata się tam linia wertykalna z horyzontalną, szczęście z bólem i cierpieniem. Współczesne badania socjologiczne stwierdzają niepokojący fakt: kruchość małżeńskiego związku. Zresztą są światopoglądy i punkty widzenia, które tę kruchość sankcjonują. Choć prawdopodobnie w najgłębszych refleksjach każdy wie, że to jest nieszczęście. Nie omija to zjawisko małżeństwa chrześcijańskiego, choć wiadomo, że z przykazania Boga małżeństwo jest nierozerwalne. A więc nierozerwalne jest rozrywane – paradoks! Czy słabość? Czy zwyciężanie ducha świata wobec głębi sakralnej, sakramentalnej małżeństwa?

Co zamierzam osiągnąć przez tę dzisiejszą refleksję? (Wiadomo, że została zasugerowana czytaniami przed chwilą usłyszanymi). Po pierwsze: przypomnieć, jak ma być w tej materii. A po wtóre: każdemu z obecnych teraz w kościele pomóc w jego problemach. Choć tu jest taka mała grupa ludzi, profil jej jest zróżnicowany. Zresztą widzimy to na naszym polu katechizacyjnym, gdzie w klasie, która ma dwadzieścioro dzieci, jest już duży procent dzieci z rodzicami żyjącymi w trójkącie małżeńskim czy z zagmatwanymi sprawami małżeńskimi. Mając czas ograniczony, nie mogę zająć się bezpośrednio tym zagadnieniem, powiem raczej, co robić, by nie dochodziło do takich dramatów i tragedii.

A więc mając też w zapleczu wiele innych palących problemów, podejmujemy dzisiaj ten. Przychodzący do Chrystusa faryzeusz pyta – zresztą albo prowokująco, albo nie wiedząc dokładnie, jak ma być, ale skoro faryzeusz, to pewnie prowokująco, „czy wolno mężowi oddalić żonę” (Mk 10, 2). Chrystus w wielu zdaniach odpowiada, ale żebyśmy się nie pogubili, powiedzmy krótko: nie wolno! Absolutnie nie wolno, w żadnym wypadku nie wolno. Ale trzeba wtedy doprecyzować – to Chrystus właśnie czyni: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo” (Mk 10, 11 12). Czyli na marginesie tych zdań można powiedzieć, że: Czy wolno oddalić żonę? Wolno zastosować separację. Tak. Ale oddalić i przyjąć nową, oddalić i przyjąć nowego – absolutnie nie wolno. Świat naucza inaczej.

A więc Chrystus ustawił zagadnienie w sposób absolutnie jasny. Ale argumen­tacją sięgnął do arche, do początku – nawiązał do Księgi Rodzaju. I tu jest po­wiązanie tych dwu czytań: odpowiedzi Chrystusa z Księgą Rodzaju, która za punkt wyjścia wzięła samotność mężczyzny. Zresztą jeśli ktoś, będąc chrześcijaninem, doświadczy kryzysu i nieszczęścia rozbicia małżeństwa, to kiedy nawet bierze drugą żonę, czy żona męża, argumentuje tak: nie sposób człowiekowi żyć w samotności (por. Rdz 2, 18). Jeśli ksiądz zdradza ślubowany celibat, który miał mu otworzyć oczy na Drugiego, którym nie jest kobieta, ale Chrystus, tak realny i bliski jak najbliższy człowiek – to dlatego, że zagubił wymiar dwuosobowy. (Tajemnicą kapłańskiego celibatu jest interakcja trwała, przez modlitwę, ofiarę i światło, i miłość – z Jezusem Chrystusem). Sam nie wytrzymuje, nikt sam nie wytrzyma.

Chrystus, nawiązując do Księgi Rodzaju, chciał przypomnieć ludziom, że o tym wie. I mówi, że Bóg, widząc samotność mężczyzny i niemożność wypełnienia braku, jaki istniał, przez żadne stworzone istoty, stworzył „wziętą z mężczyzny” (Rdz 2, 23b) kobietę, „kość z jego kości i ciało i jego ciała” (por. Rdz 2, 23a). I wtedy na początku stworzenia powiedział Bóg, aby byli „jednym ciałem”. „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24). Dlatego Chrystus w Ewangelii na pytanie faryzeusza, czy można oddalić żonę – bo był fałszywy zwyczaj dawania listów rozwodowych – mówi: dał to wam Mojżesz przez wzgląd na twardość serca, ale „na początku” tak nie było – i ma być tak, jak było „na początku”. I dlatego ostateczna konkluzja, tak absolutnie niepodważalna, jest: „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10, 9).

Tu stoimy właśnie u progu niezwykłego paradoksu, ponieważ jeśli człowiek tego nie rozumie, to musi to przyjąć jako nakaz. Człowiek nie lubi przyjmować nakazów niezrozumiałych. I dlatego proszę się nie dziwić, że kto chce zawrzeć małżeństwo, kto chce wytrwać w małżeństwie zaplanowanym, jak to dzisiaj mówią: zaprogramowanym przez Jezusa Chrystusa, Boga i Człowieka, ten musi znać istotę tej instytucji, jaką jest małżeństwo, w kontekście całego misterium, które objawia Jezus Chrystus jako Bóg w sposób ludzki, odsłania tajemnicę relacji Boga i człowieka – i przekraczać to niezrozumienie, poznawać misterium. Tak poznawać, żeby we fragmencie, jakim jest instytucja małżeńska, umowa podniesiona do godności sakramentu, umieć odczytać całe misterium.

Tak jak słyszycie czasem na kazaniu, że ksiądz mówi: Jesteście na Mszy świętej – czemu wielu z was nie przystępuje do Eucharystii? Przecież najważniejszym momentem Mszy od strony człowieka jest Komunia. „Ciało Chrystusa – amen”. Żeby ten jeden skrót rozumieć, symboliczny skrót, ale najbardziej realny, bo tutaj Bóg dotyka człowieka, człowiek dotyka Boga niewidzialnego, nieosiągalnego – żeby to uchwycić i tym żyć, trzeba widzieć całość. Tak jak dzisiaj na początku powiedzieliśmy: chcąc zrozumieć Eucharystię trzeba rozumieć chrzest, chcąc rozumieć sakrament małżeństwa trzeba rozumieć Eucharystię, chcąc rozumieć Eucharystię trzeba rozumieć... chrzest – wracamy znowu do punktu wyjścia, kiedy znak wody, którą się obmywa człowieka, oznacza oczyszczenie z grzechów i nowe życie w Chrystusie, zanurzenie w Śmierć i Zmartwychwstanie.

Jeśli to człowiek rozumie, to rozumie, dlaczego św. Paweł w Liście do Efezjan, w rozdziale piątym, (to czyta się w czasie zawierania sakramentu małżeństwa) mówi: „Tajemnica to wielka (mówi o małżeństwie), misterium to wielkie” (Ef 5, 32), ta jedność wasza, męża i żony, w Chrystusie Jezusie. „Mężowie, miłujcie żony jak Chrystus Kościół, a żony miłujcie mężów tak jak Kościół Chrystusa” (por. Ef 5, 22 26).

I tu jesteśmy w samego korzenia problemu. Kto chce zachować nierozerwalność małżeństwa, ten musi wiedzieć, co to znaczy, że małżeństwo jest sakramentem (sacramentum po łacinie to po grecku mysterion). A sakrament – czym jest? Znamy tę definicję z katechizmu: jest to znak widzialny rzeczywistości niewidzialnej. W widzialnym znaku chleba i wina jest rzeczywiście obecny choć ukryty Chrystus. To znaczy sakrament: z dwu części scalona jedność. Mężczyzna i kobieta są przez sakrament małżeństwa jedno jak Chrystus i Kościół. Stąd przygotowanie do małżeństwa to bardzo ważny okres. A przygotowanie to nade wszystko pogłębienie przyjaźni z Chrystusem, u niego i u niej. Ale ten proces musi się zacząć znacznie wcześniej niż w narzeczeństwie.

Chrystus ustanowił nierozerwalne małżeństwo, gdzie umowę małżeńską między mężczyzną i kobietą – to, co słyszymy w czasie zawierania małżeństwa: „ja, Adam, biorę ciebie, Ewo, za małżonkę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci” – tę umowę podniósł do godności sakramentu. To znaczy: w momencie podania rąk – znak, który widać: złączenie dwu ciał w jedno – i wypowiadania słów przysięgi małżeńskiej, w tym momencie miłość ludzka, eros, zostaje dopełniona miłością Boga, daną przez Jezusa Chrystusa w Eucharystii, Boską miłością, agape. I odtąd Adam nie kocha Ewy samą tylko erotyczną miłością, kocha Boską miłością.

Jeśli to człowiek rozumie, nie ma problemów. Nawet jak przyjdą kryzysy małżeńskie, które mają prawo przyjść i muszą przyjść – bo taka jest linia ludzkiego rozwoju, taka jest krzywa psychologiczna – które trapią każdego człowieka, to wtedy on wie, że wyjście jest przez Chrystusa. Bo kryzys to jest pojęcie psychologiczne, a pojęcie ewangeliczne to jest krzyż. Krzyż przezwycięża się przez niesienie go z Chrystusem. I jeśli w czasie kryzysu mąż i żona klękają, by przyjąć Eucharystię, i mówią: Wspomóż, Boże w Trójcy Świętej Jedyny, moją ludzką miłość Twoją wszechmocną miłością – przemija kryzys. I nie zatrzymując się na zjawiskach negatywnych, rozwija się coraz głębsza miłość obojga.

Bo małżeństwo ma też swoją możliwość pełni. Nie tylko – iść szarpaniną kryzysów, ale iść coraz głębiej, tworząc więź miłości i przyjaźni tak głęboką, żeby wreszcie (wracając do tej ludowej sentencji) powiedzieć: dobrane małżeństwo to raj na ziemi. Wracamy do arche, do początku: stworzył Bóg mężczyznę i kobietę, aby byli w raju, w szczęściu. Jeszcze jeden tekst dzisiejszej liturgii usłyszeliśmy na dopełnienie tych refleksji – to, co przed chwilą wyśpiewał kantor: „Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana i chodzi Jego drogami. Będzie spożywał owoc pracy rąk swoich, szczęście osiągnie i dobrze mu będzie. Małżonka jego jak płodny szczep winny w zaciszu jego domu, synowie jak oliwne gałązki dokoła stołu” (Psalm responsoryjny). Ale puenta w czym? „Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana”.

Pojęcie bojaźni, biblijne pojęcie bojaźni to nie lęk, nie strach przed groźnym, wymagającym, straszącym piekłem Bogiem, ale bojaźń pełna szacunku wobec przykazań i praw Boga, który jest Miłością. „Bojaźń Pańska początkiem mądrości” (Ps 111, 10). Ta bojaźń każe człowiekowi badać głębię tajemnic, które Bóg dał mu w ręce, dając mu równocześnie rozum, by je zgłębiał, dając mu wiarę, by przenikała głębiej niż rozum. Bojaźń Boża daje mu rozumieć to, co staje się mocą tych małżonków, którzy trwają do końca życia w wierności, którzy są (też słowa dzisiejsze) „doskonaleni przez cierpienie” (por. Hbr 2, 10). Słyszałem niedawno: na łożu śmierci spowiadała się pani domu, mówiła: „Teraz nasze małżeństwo jest dojrzałe, teraz widzę, jak on mnie miłuje, jak cierpi przy moim cierpieniu, jak służy. Tamto wszystko to było nic wobec tego, co jest teraz”. I jeśli człowiek to rozumie, i wcześniej to rozumie – gdzie są problemy?

To jest właśnie wizja małżeństwa chrześcijańskiego. Zakończmy naszą refleksję przypomnieniem prawdy podstawowej: jednością i nierozerwalnością małżeństwa jest Chrystus. Jeśli i mąż, i żona są z Nim, nikt i nic ich nie rozdzieli.

I teraz dopiero widać, co znaczy Eucharystia, fundament jedności małżeńskiej. Już nie mówiąc o tym, że fundament wychowania dzieci, fundament wychowania młodzieży. Po prostu tu, w Eucharystii, jest rozdawanie tej miłości, która jest mocniejsza niż wszystkie słabości ludzkie. I kto dotrze do samego jądra ukrytej Prawdy, którą jest Bóg dawany w Chlebie, kto to odkryje, odkoduje, zrozumie, kto padnie na kolana przed tym – znalazł sekret życia. I nawet nie trzeba mówić o sekrecie śmierci, bo jest jedno życie, mocniejsze niż śmierć.

(1988)

 

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz