homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Jest takie piękne łacińskie powiedzenie: Stat crux, volvitur orbis. Kiedy ziemia się kręci, a świat drży w posadach, krzyż Chrystusa stoi nieporuszony (oczywiście to jest parafraza tego łacińskiego zdania). Krzyż stoi nieporuszony, bo zwyciężył na nim Bóg-Człowiek, który z krzyża zmartwychwstał. Jest krzyż dlatego zawsze związany ze zmartwychwstaniem. Jest symbolem Ukrzyżowanego, ale i Zmartwychwstałego. Stąd jest w największej cenie u chrześcijan, którzy w krzyżu znajdują najgłębszy sens swojej religii i sens trwania i wytrwania, i przetrwania. „Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie”, śpiewamy, przypominając sobie najwyższą wartość tej tajemnicy.
W trudnych okresach dziejów – a nasz okres jest arcytrudny i nawet nie musimy mówić, co to znaczy, bo każdy z nas wie...* – w każdym trudnym okresie dziejów trzeba dbać przede wszystkim o dwie rzeczy (mówimy o nas, ludziach wierzących). Po pierwsze, wspomagać ów drżący, cierpiący, szukający, często skłócony świat, pomagać mu każdy z nas na swym odcinku. A po wtóre (i to jest tak istotne, że stanie się przedmiotem dzisiejszej refleksji,
za chwilę to rozwinę): nie utracić z oczu tego, co określa symbol stat Crux, „stoi krzyż”: być przy krzyżu. Bo nas może ta fala rozgardiaszu światowego tak wciągnąć, że odwrócimy się od krzyża. Prorok Habakuk powiedział dzisiaj do nas, a raczej w naszym imieniu (jakże te słowa są ponadczasowe, paręset lat przed Chrystusem wypowiedziane!): „Dokądże, Panie, wzywać Cię będę, a Ty nie wysłuchujesz? Wołać będę ku Tobie: «Krzywda mi się dzieje», a Ty nie pomagasz? Czemu każesz mi patrzeć na nieprawość i na zło spoglądasz bezczynnie? Oto ucisk i przemoc przede mną, powstają spory, wybuchają waśnie”. To jest to, co określił drugi człon tego zdania: volvitur orbis, świat drży w posadach.
Ale doświadczamy również wciąż – my, chrześcijanie – niezniszczalnej mocy chrześcijaństwa: kiedy stoimy przy krzyżu, wiemy, że jest on narzędziem Chrystusa, Boga-Człowieka, który jest kamieniem węgielnym (Ef 2, 20) i już to drżenie świata w sobie zwyciężył. Zwyciężył nawet śmierć i rzucił światło na życie przez Ewangelię, jak mówi Pismo (2 Tm 1, 10). Może tylko taka mała ilustracja. Wizytujecie różne kraje, odwiedzacie
kościoły, sanktuaria. W austriackim sanktuarium Mariazell jest wizerunek Chrystusa w Jego krzyżowej agonii, kiedy powtarza ostatnie słowa: „W ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mego”. Prawa ręka od krzyża się odrywa, już zwycięska, bo za chwilę zmartwychwstanie; Ojciec pochyla się nad Synem i kiedy Syn wydaje się mówić: „W ręce Twoje, Ojcze, oddaję ducha”, Ojciec bierze rękę Syna. To jest szersze tło tego krótkiego, symbolicznego skrótu.
Właśnie dzisiaj – przed chwilą przeczytałem wam to głośno w tej świątyni, a jest ten wyjątek Ewangelii Łukasza czytany w całym chrześcijańskim świecie – apostołowie skierowali do Chrystusa prośbę: „Panie, przymnóż nam wiary” (Łk 17, 5). A Pan powiedział: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: «Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze», a byłaby wam posłuszna” (Łk 17, 6). Czy nie widać w tym spotkaniu apostołów z Chrystusem, ludzi z Bogiem, Kościoła ze swoim Panem i Mistrzem, czy nie widać w tym dialogu właśnie tego, o czym mówimy? Apostołowie świadomi są – tkwią jak pszenica wśród kąkolu – swojej słabości. I przychodzą do Boga, który zmartwychwstał z krzyża i jest Bogiem wszechmogącym: „Panie, przymnóż nam wiary”. A Chrystus mówi o mocy wiary. Mówi, co może człowiek, kiedy naprawdę wierzy. Oni mają intuicję, wiedzą, że wiara może być jak ziarno gorczycy, ale wiedzą, że może być dojrzałym drzewem. Może być niezłomna. Oni wiedzą, że aby tkwić w świecie, trzeba mieć w sobie moc, którą objawił Chrystus w zmartwychwstaniu.
Warto ten schemat zapamiętać. Czasem my się też mylimy. Nawet tak dalece się mylimy, że odwracamy się od krzyża, aby rzucić się w ten drżący świat. Czyli, wprowadzając inne porównanie, próbujemy ratować brzegi rzeki rozrywane przez rwącą wodę. A mądry człowiek patrzy z perspektywy i wie, że gdyby miał mocną wiarę przymnożoną przez Chrystusa, to by mógł powiedzieć drzewu: przesadź się w morze, a posłuchałoby. To jest wymiar Chrystusowy chrześcijaństwa.
Uchwyćmy w sposób głębszy te dwa człony: wiara i czyny. Może odwołam się do jeszcze jednego przykładu. Wiadomo, że w Kościele przez dwa tysiące lat podejmowane były różne próby interpretacji chrześcijaństwa, od życia bardzo aktywnego, by właśnie iść na opłotki, tam gdzie się leje krew, gdzie trzeba łamać chleb i rozdawać, aż po wizję inną, Ojców pustyni i eremitów, którzy uciekali od świata po to, by zejść w najgłębszą kondygnację, czy jeśli kto woli, wyjść na najwyższy szczyt: podejść do krzyża, uchwycić się stóp Chrystusowych, przybitych, zniewolonych, ale równocześnie stóp zmartwychwstałego Pana, i mówić: „Ty uczyń to, co masz uczynić”. Eremici wszystkich wieków, kameduli, kartuzi, cystersi, trapiści, kamedułki, klaryski, karmelitanki... Samotność staje się środkiem jedności ze wszystkimi! Merton powiedział, że zakony klauzurowe – gdzie mnisi i mniszki odcinają się od tego drżenia świata, od tej gorączki świata, w którym ludzie według ludzkich sposobów i ludzkiej mądrości nie mogą rozsupłać węzłów, i proszą, by Bóg zainterweniował swoją mądrością i swoimi sposobami – są duchowymi stolicami świata, gdzie żyją ci, co znają tajniki największej strategii i mają moc nad „niemocą” Boga. Niezwykłe słowa. Modlitwa jest mocą, która zniewala Boga do interwencji w sposób Jemu tylko właściwy.
I my sami, już żyjąc trochę dłużej na tym świecie, doświadczamy takich rzeczy, o których się filozofom nie śniło. Ile może jeden człowiek rozumiejący! Nie tylko uratować Niniwę od zniszczenia, jak wtedy w sporze Abrahama z Bogiem, ale uratować to, co dzisiaj drży. Nie chcę tutaj powiedzieć, że to jest jedyna droga i wszyscy mamy iść za klauzurę i zostawić świat na pastwę jego konwulsji, ale najlepiej jest wtedy, kiedy ci, co są w sercu świata, ludzie ulicy, również pamiętają o tym, że moc z krzyża musi być też ich mocą. „Panie, przymnóż nam wiary” nie jest tylko wołaniem księży, zakonnic, osób konsekrowanych. Wszyscy ludzie, którzy chcą być prawdziwymi chrześcijanami, muszą o tym wiedzieć.
Pragnę na jeszcze jedną rzecz zwrócić dzisiaj uwagę. Pan Jezus wypowiedział te słowa, czy apostołowie sprowokowali ten dialog, zanim Jezus wszedł w ostatni etap drogi do Jerozolimy, aby się dać ukrzyżować. Tam, w Ogrojcu, kiedy Piotr odciął ucho żołnierzowi, który z Judaszem przyszedł, aby Go pojmać, powiedział do Piotra: Zostaw miecz, nie wojuj mieczem, bo gdybym chciał, Ojciec by mi przysłał dwanaście hufców anielskich (por. Mt 26,
52-53), to jest więcej niż wszystkie miecze, jakie macie. To wtedy powiedział! Właśnie to trzeba wyczytać, biorąc kontekst dzisiejszej Ewangelii. Ale jest coś przed tym.
Otóż zanim apostołowie powiedzieli: „Przymnóż nam wiary”, Jezus tak powiedział do nich: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. A wy (to jest w Ewangelii) uważajcie na siebie! Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu! I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: «Żałuję tego», przebacz mu” (Łk 17, 1-4). I wtedy właśnie, gdy im to powiedział, oni powiedzieli: „Panie, przymnóż nam wiary” (Łk 17, 5). Widzieli konieczność motywacji tak głębokiej, która pomoże im w takim udręczeniu, w takim zniewoleniu zachować równowagę ducha i postąpić tak jak Ten, który z krzyża zmartwychwstaje. Co za niezwykła nauka dla nas na tym etapie naszego życia!
Wiara. Nie czas, by tutaj zagłębiać się w przybliżanie tego wielkiego daru, jakim jest wiara. Ale przy tym wyjaśniającym zdaniu widać, że to jest niesamowita rzecz: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: «Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze», a byłaby wam posłuszna” (Łk 17, 6). To co? Jak to jest? Czy wiara ma wpływ na życie? Czy nie korci nas, by zadać pytanie: a gdyby wiara była nie jak ziarnko gorczycy, tylko jak owoc gorczycy, jak drzewo dojrzałe, cóż by ta wiara mogła zrobić? Kiedy sięgamy w historię, widzimy, co robili i co robią ludzie wielkiej wiary. Kierują losami dziejów ludzkich. Ludzie wielkiej wiary... Wtedy dopiero rodzi się pytanie, czym jest wiara i czym prośba: „Panie, przymnóż nam wiary”. I w tym kontekście widać, jaki jest prawdziwy sens dzisiejszego napomnienia św. Pawła, które Apostoł kieruje do swojego umiłowanego ucznia, Tymoteusza: „Przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk” (2 Tm 1, 6; mowa jest o sakramencie kapłaństwa, ale to także aluzja do chrztu).
Są ludzie, którzy zostali ochrzczeni i nigdy nie zrozumieli, czym jest ten charyzmat: że w momencie chrztu zostali wprowadzeni w dynamiczny nurt miłości Chrystusa, Jego wszechmocy, który idzie z krzyża poprzez Jego zmartwychwstanie. Nikt im tego nie powiedział. Żyli z powrotem jak poganie. Nie zainteresowali się Eucharystią, gdzie dopełnia się świadomość i moc tego, co się dokonało na chrzcie. Myślą, że to jest tylko garść ceremonii, które sobie księża wymyślili po to, żeby można było ubrać dzieci na biało, prezenty dać i zakończyć całą edukację chrześcijańską.
„Panie, przymnóż nam wiary”... I dalej mówi Paweł: „Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii, według danej mocy Boga. A zdrowe zasady, któreś posłyszał ode mnie, miej zawsze za wzorzec w wierze i miłości w Chrystusie Jezusie. Dobrego depozytu strzeż z pomocą Ducha Świętego, który w tobie mieszka” (2 Tm 1, 8.13-14). Co za niezwykłe słowa! I ile tutaj pytań jest! Jakie to są te zdrowe zasady, które Paweł przekazuje, biorąc od Chrystusa? Czym jest depozyt, którego trzeba strzec jak bezcennego skarbu i nic z niego nie uszczknąć? I przekazać, ojcowie i matki, swoim dzieciom, jak umierający przekazuje swoim najbliższym testament i szkatułę, w którą zbierał przez całe życie.
„Depozytu strzeż”. Gdyby z pokolenia na pokolenie chrześcijanie tak przekazywali wiarę, strzegli jej i dawali jej świadectwo, to nie byłoby kryzysów wiary i nikt by nie mówił o krajach postchrześcijańskich. Oto wołanie, uczyńmy je naszym: „Panie, przymnóż nam wiary”. A na to odpowiada Psalmista: „Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego: «Niech nie twardnieją wasze serca»” (Psalm responsoryjny), macie w sobie skarb... Wyrażamy ten skarb słowami: „Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego...” Ów skarb, ów depozyt, którego mamy strzec, określa kodeks naszego etosu, naszej etyki, postępowania, są nim przykazania Boskie, stanowią go sakramenty święte – nie po to, by były zapisane w katechizmach, ale by żyć nimi. Zwłaszcza Sakrament Eucharystii, którą sprawujemy każdej niedzieli nie po to, by być tylko widzami niezaangażowanymi, ale by zadać sobie pytanie, jak wejść w sam środek tego misterium, gdzie przychodzi się pod krzyż, aby podjąć za przebite nogi Chrystusa, dotknąć rany serca, gdzie Chrystus mówi: dla ciebie to wszystko, i z Nim patrzeć na świat oczami Boga Zmartwychwstałego.
Do tej warstwy chrześcijanie muszą dojrzewać u progu trzeciego tysiąclecia.
(1989)
* W roku 1989 dwudziesta niedziela okresu zwykłego przypadła na dzień 8 października. Sześć tygodni wcześniej powstał nowy rząd uformowany po raz pierwszy przez premiera opozycji, ale kryzysowa sytuacja gospodarcza i społeczna kraju miała rozmiary kolosalne a nadzieja na odzyskanie suwerenności była równie żywa jak niepokój o najbliższą i dalszą przyszłość Ojczyzny.
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz