ROK A

 

Pierwsze czytanie: Iz 5, 1‑7

                                                                                                                     Drugie czytanie: Flp 4, 6‑9

                                                                                                                     Ewangelia: Mt 21, 33‑43

27 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

07 października 2023

Przez całe życie konfrontujemy nasze chrześcijaństwo z naporem świata. I przez całe życie staramy się coraz bardziej siebie wychowywać, czyli wcielać w konkret naszego duchowego profilu Ewangelię, naukę Chrystusa, ale w taki sposób (bo do tego prowadzi ta nauka), żeby wcielić w siebie ducha zmartwychwstałego Chrystusa. Rok liturgiczny w swoim cyklu rozpoczynającym się od Adwentu poprzez centralne uroczystości Bożego Narodzenia, Wielkanocy z Męką, Zesłania Ducha Świętego, Wniebowstąpienia i Chrystusa Króla, jest wielkim pedagogiem: co roku przypominamy sobie istotę chrześcijaństwa.

            Do tego ciągu świąt dodaje się pewne może trochę sztuczne przybudówki, ale one też tworzą całość ze strukturą liturgicznego roku. Taką przybudówką jest „tydzień miłosierdzia” – bo tydzień to jest  tydzień,  a miłosierdzie jest  stale.  Ale zanim nauczymy się stałego miłosierdzia i świadomego doświadczania i dawania miłosierdzia, musimy uczyć się go tygodniami miłosierdzia.

            Rozpoczynający się tydzień miłosierdzia i związane z tym refleksje, modlitwy oraz realne czyny są i będą bogatym materiałem dla naszych nowych przemyśleń, nowych motywów kształtujących życiowe, egzystencjalne decyzje. Znowu staje przed naszymi oczyma człowiek; człowiek znad Wisły[1] i człowiek z całego świata. Biedny, zmęczony, często zagubiony i zrozpaczony, często zaszczuty – jak kiedyś mówił Sartre – człowiek drugiej połowy XX wieku. Po cóż mnożyć czy nawet przytaczać przykłady i konkrety? Ciągłe reportaże o tych negatywnych zjawiskach już aż męczą: o wzroście narkomanii i pijaństwa, prostytucji (już bez reportaży: wystarczy wyjść na ulicę o godzinie dwudziestej, to mamy cały żywy reportaż). Młodzież, dzieci. Śmierć na drogach. Powiedzieli, że w tym roku dochodzimy już do siedmiuset ofiar śmiertelnych na polskich drogach. A to tylko te wypadki z kronik sądowych czy milicyjnych. A zwyczajne życie? A jeszcze wymiar, który nas ciągle dręczy i niepokoi: tak zwana niewiara wierzących. Tak się zdarzyło, że wczoraj – rzadkie wydarzenie – dwa razy sprawowałem obrzęd sakramentu małżeństwa. Załamywać ręce i albo krzyczeć, albo wyjść! Ludzie nie reagują: ksiądz mówi „Pan z wami” – i jest cisza; jest Komunia święta – jedna, dwie osoby. Nie rozumiem, nie wiem. Można się zastanawiać, czy w ogóle dopuszczać do ślubu ludzi tak zupełnie nie pojmujących, czym jest sakramentalne małżeństwo.

            W każdym razie to wszystko znowu jest materiałem do tego, co nam często pokazują w telewizji: „Proszę pana, czy pan jest pesymistą czy optymistą?” No i naturalnie każdy kończy, że jest optymistą, pomimo wszystko. My mamy więcej danych, żeby być optymistą, mimo wszystko (i jak Albert Schweitzer przy krzywym drzewie mówić: tout de même, „mimo wszystko”), ponieważ my wiemy, że naszą opoką i skałą jest Jezus Chrystus, jest Bóg, który umarł i zmartwychwstał, i że jeśli jest tak czy inaczej, to nie wina Pana Boga i Jezusa Chrystusa, tylko wina nasza. I najczęściej wtedy kapłani – świadomi – chcieliby brać kamienie w rękę i bić się w piersi, i mówić, że to chyba nasza największa wina, bo mimo wszystko formacja ludu zależy od kapłanów. Ale może podzielmy winę. I przejdźmy teraz do refleksji.

            Ja myślę, że moi słuchacze już widzą, że mam prawo do tego typu wstępu, ponieważ słowa Ewangelii według św. Mateusza przeznaczone na dzisiejszą niedzielę są właśnie według tego stylu; one są nawet, powiedziałbym, groźniejsze. Zabili syna, który przyszedł poprawiać niewiernych dzierżawców w winnicy. I to straszne słowo: „Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce” (Mt 21, 43). To jest już faktem. Kto zna trochę filozofię dziejów i zna krzywą, która kreśli dzieje powszechne, ten wie, że tak jest. I to jest jakieś wielkie misterium nieprawości, które tkwi w dziejach. Ale dzisiaj jest niedziela miłosierdzia. Właśnie w tym kontekście my ją chyba troszeczkę inaczej spróbujemy odczytać i może poczynimy jakieś inne postanowienia aniżeli tylko to jedno: żeby rzucić do kosza stojącego przy ołtarzu kilka starych ubrań czy trochę zbywających starych lekarstw, czy też brzęczącą monetę.

            Wiecie dobrze, że niedawno papież Jan Paweł II wydał specjalną encyklikę o miłosierdziu[2]. I zanim postawił tezę fundamentalną, wywiódł ją ze szkicu epoki, którą dzisiaj my tworzymy, w której uczestniczymy. A teza istotna, którą „papież Wojtyła” rzucił światu, jest ta, że miłosierdzie Boga musi objawić się w posłannictwie Kościoła. Nie chcę schodzić na marginesy, ale trzeba by w tym miejscu powiedzieć, że to wielkie słowo: „posłannictwo Kościoła” musi być od razu transponowane na konkret – Kościół to my. Łącznie z tymi ochrzczonymi, którzy od dwudziestej są na naszych ulicach; chrzczeni, wielu bierzmowanych, wielu po Pierwszej Komunii świętej. I Kościół świadomie głosi miłosierdzie, objawia miłosierdzie, czyni miłosierdzie – i tym samym ma za najistotniejsze zadanie przybliżać ludzi do miłosierdzia Boga samego.

            Zatrzymajmy się na chwilę nad tym stwierdzeniem, które ukazuje wyraźnie dwa kierunki: miłosierdzie Boga objawić, obwieścić – do miłosierdzia Boga skierować. My, kapłani, często mamy takie przypadki, że przychodzi ktoś, młody czy starszy czy nawet człowiek już stojący u kresu drogi, i mówi: „Proszę księdza, ja nie widzę sensu życia”. I cóż wtedy ksiądz mówi? Albo zaczyna go zasypywać mnóstwem tez, prawd, albo daje mu książkę, albo kilka rad; albo, jeśli widzi, że sprawa jest beznadziejna, że wszystko, co daje, odbija się jak kamień od kamienia – mówi: „Wiesz, przyjdź; jeszcze będę się starał wypełnić mój, już nabity, kalendarz czasem, który poświęcę dla ciebie. I postaram się, żebyś przynajmniej od czasu do czasu doświadczył, co to znaczy bliskość człowieka przy człowieku”. Mnie się zdaje, że tu jesteśmy chyba u źródła tego wielkiego zagadnienia miłosierdzia.

            Dzisiejszy wspaniały hymn Izajasza to jest właśnie to, co w tej chwili powiedziałem na tym marnym, ludzkim, kapłańskim przykładzie: „Chcę zaśpiewać memu przyjacielowi pieśń o jego miłości ku swojej winnicy. Przyjaciel mój miał winnicę...” (Iz 5, 1) i tak dalej. Winnica była, żyła i przyjaciel „spodziewał się, że wyda winogrona, lecz ona cierpkie wydała jagody” (Iz 5, 2). I przyjaciel wycofał się z przyjaźni: „Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem? Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, ona cierpkie dała jagody? Więc dobrze! pokażę wam, co uczynię winnicy mojej: rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono; rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano. Zamienię ją w pustynię...” (Iz 5, 4‑6).

            Wiecie, że dopiero pustynia może zrodzić, w wielkim głodzie i w wielkim wołaniu o wodę,  nowe  życie. „Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce” (Mt 21, 43). Ale tylko w tym „albo-albo”: dzierżawcy wierni albo dzierżawcy niewierni. Zauważmy istotny wątek i nie zgubmy go z oczy. Otóż Bóg przez Jezusa Chrystusa obdarza nas, wszystkich ludzi, biednych, zmęczonych, zagubionych, zrozpaczonych,  darem  swojej przyjaźni: „Chcę zaśpiewać memu przyjacielowi pieśń o miłości ku mojej winnicy” (Iz 5, 1).

            To  jest miłosierdzie: Bóg nam, ludziom, daje Siebie! Nam, którzy albo przynosimy owoce, albo cierpkie jagody. Nawet wtedy, jak nas wyprowadzi na pustynię, idzie z nami. Chce tego, co przyjaźń stawia wobec drugiego: wzajemności. Chce, aby winnica stała się krzewem rodzącym wino – aluzja wyraźna: wino, które w tajemnicy Eucharystii staje się sakramentalnym znakiem Krwi przelanej w celu przypieczętowania przyjaźni; wino, dzięki któremu uczestniczymy, przyjmując Ciało i Krew Pana, w miłości Jezusa, w której trwamy. Co za niesłychana, powiedzmy lepiej: niesamowita perspektywa! I wciąż stojąca między „albo-albo” wobec nas i naszego wyboru. Dzisiaj, obok tygodnia miłosierdzia, który nam pokazuje  taką  wizję miłosierdzia, jest liturgiczne wspomnienie świętego Franciszka z Asyżu, również osiemsetlecie jego narodzin. Ten odwzajemnił się miłosierdziu Boga, dającemu mu dar przyjaźni, swoim miłosierdziem wobec Jego ukrzyżowanej miłości.

            Pomyślcie kiedyś, czy te wizerunki, które wieszamy w kościele, żeby wyraźniej drapały ludzkie sumienia, czy to są puste znaki? Wiecie, co to znaczy miłość Chrystusa zamknięta w tabernakulum i czekająca na ludzi, którzy mają być winnicą przynoszącą wino na Eucharystię dziękczynienia, a przynoszą cierpkie i gorzkie jagody? Czy wy wiecie, co to jest niewiara chrześcijan? co to jest zdrada Jezusa Chrystusa? Zaczyna się rok akademicki. Słyszycie, że katecheza tu, wykłady teologii tam, studium, spotkania... Po co to wszystko? Żeby przez dar miłosierdzia z dominantą logosu ukazać sens wielkiego misterium Eucharystii, która jest darem przyjaźni miłosiernego Boga. Oto Bóg wciąż sadzi winnicę, aby w tej winnicy rosły latorośle przynoszące wino, które na ołtarzu się przemieni w dziękczynienie za przyjaźń i wierność tej ukrzyżowanej Miłości.

            Budzić tę świadomość, nią żyć. Doświadczać przyjaźni z Chrystusem i dawać taką przyjaźń drugim. Ludziom, którzy czasem mogą niczego nie mieć, a chcą mieć świadomość, że ten drugi nie zawiedzie i pozostanie, choćby wszyscy odeszli i wszystko zawiodło. Wiecie, jaki jest najbogatszy kształt miłosierdzia? Być dla drugiego! Ale być w Chrystusie, z Chrystusem i przez Chrystusa, doświadczywszy wpierw Jego przyjaźni. Bo można być solidarnym, przyjaznym i kochać ludzkość, a w Boga nie wierzyć – odrzucić „głowicę węgła” (Mt 21, 42) i budować na piasku, skazując całą budowę na ruinę. Czynić miłosierdzie to formować w każdym człowieku świadomość ofiarowanej przez Chrystusa przyjaźni napełniającej pokojem i radością.

            Oto refleksje. Postanówmy dzisiaj, że zweryfikujemy naszą relację do Chrystusa i do ludzi: że wyczulimy się na Jego dar przyjaźni i ją odwzajemnimy. Że wyczulimy się na dar dawania przyjaźni we wzajemnej relacji człowieka do człowieka. To jest największe miłosierdzie, o które dzisiaj woła cały świat.

(1981)

 

   [1] W październiku 1981 roku, kiedy głosiłem tę homilię, po nowej fali strajków wywołanej pogarszającą się sytuacją gospodarczą panowała w naszej Ojczyźnie atmosfera niepewności jutra, ścierały się różne propozycje co do rozwiązań ekonomiczno-społecznych, ze strony władz nasilały się ataki propagandowe na rodzącą się z trudem demokrację; w dwa miesiące później wprowadzono stan wojenny.

   [2] Encyklika Dives in misericordia została podpisana przez Ojca Świętego w pierwszą niedzielę Adwentu 1980 roku („w trzecim roku pontyfikatu”).

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz