homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Hasło dzisiejszej niedzieli, „niedziela misyjna”, streszcza nam bardzo poważny problem naszego chrześcijańskiego życia. Mówi o odpowiedzialności wszystkich – kapłanów i świeckich, katechetów i wychowawców, wszystkich wierzących w Chrystusa – za przekaz wiary niewierzącym, za ewangelizację, która obwieszcza prawdę o Bogu w Trójcy Świętej Jedynym tym, którzy jej nie znają. Misje są właśnie spełnianiem testamentu Jezusa.
Pamiętamy tę scenę sprzed dwóch tysięcy lat: po centralnych wydarzeniach Paschy, Wielkanocy, kiedy Pan zmartwychwstał z krzyża a wcześniej nakazał w eucharystycznym obrzędzie (co czynimy po dziś dzień) powtarzać dzieło zbawienia ludzkości słowami „to czyńcie na moją pamiątkę”, zebrał także swoich uczniów i powiedział: „Dana Mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przekazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 18‑20). Spełnił Chrystus w ten sposób proroctwo Dawida – śpiewaliśmy je dzisiaj, powtarzając słowa psalmu: „Pośród narodów głoście chwałę Pana” (refren Psalmu responsoryjnego).
Kto przyjmuje orędzie Jezusa o ewangelizacji, wypełnia też to proroctwo. A wypełniając je, rozumie to, co sam otrzymał. Depozyt wiary, który ponieśli już pierwsi uczniowie, stał się światłem dla ich rozumu i mocą dla ich posługi. Sami wiedzieli w świetle Ewangelii, czym jest ich własne wyzwolenie-zbawienie, i dzieląc się tym, co wiedzą, przybliżali jego treść innym. Użyłem słowa „wyzwolenie”, żeby powiedzieć „zbawienie”, bo to jest to samo, choć dla wielu pobrzmiewa inną treścią[1]. I tak rozpoczęły się misje globu ziemskiego. Białe plamy na mapie świata, wpierw podobne do ugorów, powoli przemieniały się pod wpływem światła Ewangelii Chrystusa w dojrzałe łany pszeniczne. Nawróceni stawali się z kolei siewcami ziarna. Najpierw poszczególni ludzie, potem ich rodziny, potem całe prowincje i narody, potem kontynenty.
Ekspansja Dobrej Nowiny Chrystusa trwa po dziś dzień. Jest jeszcze wiele białych plam na mapie świata. Ale oto śledzimy inny proces, zresztą zapowiedziany przez Chrystusa. Powiada Ewangelista Mateusz: „Kiedy ludzie spali, nieprzyjaciel zasiał kąkol między pszenicę” (por. Mt 13, 25). Chwast zasiany przez nieprzyjaznego człowieka, jeśli natrafia na brak czujności ogrodnika czy pasterza (posłużmy się językiem Ewangelii), sieje spustoszenie. Przekaz wiary jest wtedy zagrożony.
Co więcej, zagrożona jest sama pszenica. Zdarza się, i uczy nas tego historia, że kraj chrześcijański przekształca się ponownie w kraj misyjny. Może zresztą tak być z poszczególnym narodem, z poszczególną rodziną, ba! z poszczególnym człowiekiem. Czymże bowiem jest tak zwany kryzys wiary, o którym często słyszymy, czy też może mieliśmy nieszczęście taki kryzys przeżyć – czymże jest, jeśli nie powrotem do sytuacji wyjściowej? Tak by się pozornie wydawało, ale to jest coś gorszego: to jest zatracenie, zagubienie posiadanego już skarbu. Jeśli ktoś zbliża się do Chrystusa, poznaje Chrystusa, a potem Go utraci, bo odchodzi od Chrystusa – to dokąd idzie? Co ma lepszego od Chrystusa? I kim się staje?
Apostoł Paweł pisze dzisiaj (przed chwilą słyszeliśmy te słowa) do mieszkańców Salonik: „Wiemy, bracia przez Boga umiłowani, o wybraniu waszym, bo nasze głoszenie Ewangelii wśród was nie dokonało się przez samo tylko słowo, lecz przez moc i przez Ducha Świętego, z wielką siłą przekonania” (1 Tes 1, 4‑5). Tyle nam na dzisiaj wybrano do wspólnego czytania, ale Paweł wie też o możliwościach niewierności i zdrady. Dlatego w tym samym Liście jest to znakomite zdanie: „Bracia, prosimy i zaklinamy was w Panu Jezusie: według tego, coście od nas przejęli w sprawie postępowania i podobania się Bogu – jak już postępujecie – stawajcie się coraz doskonalszymi! Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie... Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. A więc kto to odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego” (1 Tes 4, 1‑3.7‑8).
Wie Paweł – to co dzisiaj nam też podsunął prorok Izajasz – że poza Bogiem nie ma boga (Iz 45, 5) i że bez Boga nie ma niczego (Iz 45, 6). A stając na przeciwnym biegunie: Bóg jest światłem naszym i zbawieniem (Ps 27, 1), On jest w Chrystusie naszą drogą, naszą prawdą i naszym życiem (J 14, 6). On jest naszym wszystkim. Iluż to ludzi w Bogu odnalazło pełnię swego życia! To jest motyw najwyższy dla postawy apostolskiej i misyjnej – tak wobec nas samych, jak wobec innych. Chcemy Boga jakby wyjąć z umysłu i z serca i dać drugim. Tak rodzice robią, tak robią kapłani, tak robią bracia i siostry nasze, którzy idą na misje.
I jak musi być głębokie ich przeświadczenie o prawdzie wiary w Boga! To znaczy nie tylko przeświadczenie intelektualne, ale zaangażowanie całego życia, by stać się tą wyborną pszenicą – aluzja też do wczoraj obchodzonego wspomnienia św. Ignacego z Antiochii. Pisał w swoich Listach: Daj, Panie, bym się stał wyborną pszenicą. Niech mnie nawet zęby zwierząt zmielą na mąkę, bo z tej mąki, z mąki mojego życia, można będzie ulepić hostię, która złożona na ofiarę, tak jak ciało Chrystusa przybite do krzyża, przyniesie stokrotny owoc. Był pszenicą rozsiewającą zdrowie ziarno. Misjonarzem-męczennikiem[2].
Oto, moi drodzy, pragnę zwrócić uwagę na szkic postawy zarysowanej przez Pawła w cytowanym urywku, postawy, jaką posiedli mieszkańcy Salonik w odpowiedzi na ewangelizację Apostoła. Święty Paweł mówi, że wobec słowa ewangelizacji, przekazywanego „z mocą i wielką siłą przekonania” (1 Tes 1, 5), ludzie zajmują stanowisko – oczywiście, jedni negatywne, a drudzy pozytywne, przyjmując ziarno jak dobra gleba. Zajęciem pozytywnego stanowiska jest (jak mówi Paweł) „dzieło wiary, trud miłości i wytrwała nadzieja” (1 Tes 1, 3).
Kiedy mówimy „wiara”, nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, co to znaczy. Gdy człowiek mówi: wierzę w Jezusa Chrystusa i wiem, że przez Niego jestem zbawiony – wyznaje, że doświadczył daru Bożego, który językiem katechizmowym i biblijnym nazywamy łaską. I wyrazem tego, że mam łaskę, jest moja wiara (wierzę w Boga), moja ufność (zawierzam mówiącemu Bogu) i moja miłość (miłuję Go). Aby więc być zbawionym, musi człowiek być pszenicą, musi być uwolniony od chwastu: uwolniony od swego grzechu, który jest wyrażeniem zgody na pokusę szatana. Musi być uwolniony od siebie samego, bo jak powiedział Chrystus (i Jan Apostoł to zapisał), każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem (J 8, 34).
Czy to nie jest najwyższy cel posługi misyjnej, wszelkiej posługi ewangelizacyjnej? Zarówno wobec pogan, którzy jeszcze o Chrystusie nie słyszeli, jak i wobec chrześcijan, którzy zaparli się Chrystusa? W tym się właśnie streszcza sama najistotniejsza sprawa dotycząca przekazu wiary: jak Chrystus umarł za grzech, tak trzeba pomagać ludziom wyzwalać się z grzechów i jednoczyć się z Chrystusem.
Proszę się wczuć kiedyś w pracę misjonarzy – zresztą wielu z was to przeżywa, jeśli jesteście ojcami czy matkami własnych dzieci, wtedy kiedy je przygotowujecie do Pierwszej Komunii świętej, a potem dbacie o to, by dochowały wierności Chrystusowi, a potem przygotowujecie je do bierzmowania, a potem, kiedy są już dojrzałymi, do małżeństwa: jak byście chcieli, by Chrystus był tym kamieniem węgielnym, na którym zbudują swoje życie! A nie byle teoria, a nie byle propozycja, a nie byle pokusa, którą byle kto serwuje.
Tak wypadło, moi drodzy, że dla interpretacji problemów związanych z misjami otrzymaliśmy dzisiaj pomoc w postaci Ewangelii o cezarze i Bogu. Niby przypadkowy związek, ale z tego przypadku można też wyciągnąć niezwykle ciekawe inspiracje. Czy nie wyjaśnia się nam tu sprawa tak niezwykle istotna dla naszego chrześcijańskiego życia i naszej misyjnej odpowiedzialności? Iluż to katolików zamiast o zbawieniu w Chrystusie Jezusie, woli mówić o wyzwoleniu, o wolności, nie wiedząc często, że szukanie wolności wobec cezara bez równoczesnego wybawienia z grzechu (można tutaj wyliczać, z jakiego: pijaństwa, nieczystości, pychy, nieodpowiedzialności), bez uzyskania zbawienia od Boga Wszechmogącego, dawanego przez Chrystusa w Duchu Świętym – jest przechodzeniem z pola pszenicy na pole chwastu. Niewiele jest sofizmatów bardziej podstępnych, bardziej niszczących zdobywanie prawdziwej wolności, nawet wyłącznie społecznej, niż ten, który prowadzi do mylenia nawrócenia serca z indywidualizmem religijnym, z wiarą niby w Chrystusa Jezusa, ale według własnej interpretacji tej wiary. Iluż to ludzi mieniąc się wierzącymi, przyznaje się do chrześcijaństwa, a żyje według norm pogańskich czy według własnych, które sami sobie stworzyli! Nie ulega wątpliwości, że kiedy cezar siada na ołtarzu (bywa tak czasem w historii), można mówić: Panie, wyzwól nas i mnie od cezara. Ale kiedy równocześnie ty sam nie klękasz w pokorze i żalu przed Bogiem żywym, wręcz przeciwnie, łamiesz Jego przykazania, zdradzasz Go na każdym kroku – co z tego wynika?
Iluż to ludzi pod oszukańczym pretekstem posiadania prawdy – bo jej nie posiadali – pozwoliło ślepo nieść się przez zbiorowy pęd. Ale też i nigdy nie uzyskali prawdziwej wolności. Wielkie sprawy! Kiedy Jezus każe oddać cezarowi to, co cesarskie, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22, 21), przypomina, że On nie przynosi programu doczesnego porządku z zamiarem doprowadzenia go do lepszego świata. I choć nie zabrania tworzyć takiego programu i nie odcina się od niego, wyraźnie przypomina, kiedy Mu proponowano z różnych stron (proszę czytać Ewangelię) różne interpretacje woli Ojca, że Jego posłannictwo jest w innym porządku. I ktokolwiek chce być Jego uczniem, a odrzuca Jego posłannictwo i nie chce walczyć z szatanem i grzechem w sobie, doprowadzi do tego, że jego działania wobec cezara mogą okazać się także daremnymi. Każdy mądry cezar wprowadza religię do swojego narodu, żeby Bóg oczyszczał i przemieniał ludzkie serca. Mądry cezar nie siada na ołtarzu. Jezus zaś przede wszystkim domaga się wyzwolenia od grzechu i zrobienia w sercu człowieka przestrzeni dla Ducha Świętego.
Może wydaje się wam, że odeszliśmy od problemu ewangelizacji i misji. Nie. Weszliśmy na najwłaściwszy tor. To jest istota przekazu Dobrej Nowiny o zbawieniu człowieka. To jest też istota programu wszelkiej prawdziwej odnowy społecznej – sięga samego wnętrza, sięga sumienia ludzkiego. To program, na który każdy chrześcijanin wyraża zgodę przyjmując chrzest: „Wyrzekam się – Wierzę”.
Tak jest! Człowiek jest czymś więcej niż człowiekiem, człowiek to misterium Bożo-ludzkie. Może widzieć Boga, dotykać Go, doświadczać Go, żyć Jego życiem – objawiać Jego miłość. Stąd tyle nieporozumień, stąd tyle bólu i cierpienia, kiedy się chce z człowieka zrobić albo zwierzę, albo anioła[3]. Człowiek to jest wielkie misterium. Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa wciąż przebóstwiany, wciąż ma odsłaniać w sobie oblicze Boga, pokazując, że w nim już żyje i działa Duch Święty. Nic na tym świecie nie jest ważniejsze od tego, aby było wśród nas coraz więcej ludzi – i to jest ta najważniejsza praca ewangelizacyjna i misyjna – mających nowe serce, przemienione i przebóstwione, objawiające dobroć i pokój.
Takie misje świata muszą wciąż trwać. Nie tylko w jednym tygodniu. Za chwilę wyznamy: „wierzę w ciała zmartwychwstanie”, ale zanim to powiemy, jedno zdanie wcześniej jest: „wierzę w grzechów odpuszczenie”. I to jest najistotniejszy program walki o wolność dla człowieka, który chce być prawdziwym uczniem Chrystusa.
(1987)
[1] Głosiłem tę homilię 18 października 1987 roku, kiedy po trzeciej pielgrzymce Jana Pawła II do Ojczyzny (8‑14 czerwca) w społeczeństwie polskim zaczęła wzrastać nadzieja na ostateczne zwycięstwo. Jednym z haseł było „nie ma wolności bez Solidarności” – domagano się rejestracji zdelegalizowanego w stanie wojennym NSZZ Solidarność.
[2] „Jestem Bożą pszenicą – pisał św. Ignacy Antiocheński do chrześcijan w Rzymie, dokąd był wieziony jako skazany na pożarcie przez dzikie zwierzęta. – Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby się stać czystym chlebem Chrystusa. Proście za mną Chrystusa, abym za sprawą owych zwierząt stał się żertwą ofiarną dla Boga” (Liturgia Godzin, tom IV, s. 1277).
[3] Pisał Blaise Pascal: Człowiek „jest ostatecznie tylko człowiekiem, to znaczy zdolnym dokonać mało i wiele, wszystko i nic: nie jest aniołem ani bydlęciem (ni ange ni bête), ale człowiekiem” (Myśli, Warszawa 1982, s. 87).
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz