ROK B

 

Pierwsze czytanie: Iz 61, 1‑2.10‑11

                                                                                                                     Drugie czytanie: 1 Tes 5, 16‑24

                                                                                                                     Ewangelia: J 1, 6‑8.19‑28

3 NIEDZIELA ADWENTU

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

16 grudnia 2023

Zbliżają się szybko święta Bożego Narodzenia. Już niemal za tydzień zasiądziemy do stołu wigilijnego. Wprawdzie wiemy dobrze, że to nie Święta zbliżają się do nas, ale my do Świąt – co wskazuje na nieuchronne zdążanie do kresu naszego życia – to jednak ci z nas, którzy na serio biorą, po chrześcijańsku, świąteczne wydarzenie, pragną przygotować nie tylko ich oprawę, ich zewnętrzny kształt, ale i siebie samych. Święta nie są dla Świąt, tylko dla nas. Powiedzmy wyraźnie: jakość przeżycia świąt Bożego Narodzenia zależy od miary naszego do nich przygotowania.

            I oto, jak samo Święto, do którego zdążamy, ma w sobie jak gdyby kilka warstw idących od naskórka, od powierzchni, aż do przepastnych głębi – tak i nasze przygotowanie, ale też i samo przeżycie Świąt. Od powierzchownego wejścia w ich klimat, jak mówimy: tradycyjnego (w tym pejoratywnym znaczeniu), bez wgłębiania się w sens znaków, symboli, a przede wszystkim bez spotkania z Bogiem Żywym w Eucharystii – aż do tego spotkania. I dalej, bo spotkanie z Bogiem w Eucharystii jest początkiem wielkiej przygody z Bogiem, o czym mówi nam Chrystus sam i całe dzieje chrześcijaństwa. Tak więc adwentowe „czuwajcie” (które słyszymy już tyle razy, przychodząc do świątyń w okresie przygotowującym do Bożego Narodzenia) tym, którzy biorą na serio Święta i samo przygotowanie, daje w ręce – bo wielu z nas odpowiada na to czuwanie już od pierwszej niedzieli Adwentu – jak gdyby złotą nić (tak to nazwę) spotkań eucharystycznych, codziennych. Wielu z nas od pierwszej niedzieli Adwentu poczyniło to postanowienie, że można wykroić czas poza niedzielą, by być na Mszy świętej, na kolanach przed Bogiem, aby sprostać tej inwazji zła, która na nas idzie.

            Daje nam też to wołanie domagające się czuwania – schodźmy po tych kondygnacjach i tak to nazwijmy – nie tylko złotą nić, ale srebrną nić naszych modlitw, naszych medytacji. Ilu z nas wygospodarowało ten kwadrans codziennych, zwłaszcza wieczornych adwentowych spotkań i nanizuje je jak paciorki różańca, dzień po dniu splatając ten wielki laur, który kiedyś położy, jak ten leżący tu przy ołtarzu ze świerku, u stóp Chrystusa w szopce. I idąc jeszcze dalej, oprócz złotej, srebrnej – i brązową nić (czy żelazną), gdyby ktoś chciał sięgnąć pamięcią do antyku, czynów naszych, które spełnialiśmy w tym okresie z pełniejszą świadomością, wiedząc, że te wszystkie nici można splatać w jedną linę: w linę naszej nadziei, na której końcu jest kotwica wbita już po drugiej stronie – w wieczności, w sferze właściwej Bogu.

            Oto nasza refleksja zaczyna zstępować do coraz głębszych warstw adwentowego przygotowania. Ale i to wyakcentujmy: do głębszych warstw przeżycia samego święta Bożego Narodzenia, ponieważ właśnie dzięki przygotowaniu do Świąt poznajemy także głębsze warstwy tego zbliżającego się Misterium. I kolejno poznając je, poznając je coraz głębiej, możemy zanurzać się w to wielkie Misterium przyjścia, przyjścia naszego Zbawiciela. Jak musi być przejrzyste i wnikliwe wpatrywanie się w Misterium przyjścia Boga i Zbawiciela, żeby oczy nasze nie oderwały się od Niego, kiedy patrzymy na znikomość tego, co inni nam pokazują, i nie zdradziły Chrystusa! Ileż to razy tak jest, że kiedy nam się zmąci Bóg, wtedy wyraźniej widać to, co nie jest Boże, i idziemy jak małe dzieci za bańkami mydlanymi i chwytając je w rękę zostajemy z naszą pustką i goryczą zawodu.

            Dzięki przygotowaniu dokonuje się wiązanie teorii z praktyką. (Kto się przygotowuje, ten wiąże się już z tym, co jest przed nim). To jest największe nieszczęście chrześcijaństwa XX wieku, że jeszcze coś nam pobrzmiewa z teorii, a praktyki coraz mniej. I tworzymy te dziwolągi chrześcijańskie, my ludzie „wierzący a nie praktykujący”. Dzięki oczekiwaniu tworzy się więź wiedzy teoretycznej z doświadczaniem rzeczywistości, o której mówi teoria. Otóż na tym jednym małym odcinku adwentowego przygotowania, ale i równoczesnego przeżywania świąt Bożego Narodzenia, mamy ilustrację do tego, czym w ogóle jest życie z Bogiem. Czym jest nasze życie wieczne, które rozpocznie się nie dopiero w momencie śmierci, ale już może być tutaj rozpoczęte i rozwijane – na miarę świadomego poznawania Jezusa Chrystusa, które nigdy, jeśli jest świadome, nie będzie tylko teoretyczne: będzie zawsze zanurzone w sferze egzystencjalnej.

            Poznawać Chrystusa to współ-rodzić się z Chrystusem[1], tworzyć prawdziwą chrześcijańską tożsamość. Kto poznaje Boga przez Chrystusa tu i teraz obecnego w Eucharystii, kto poznaje w Eucharystii Boga Żywego, Tego, którego rozezna w godzinę śmierci (nawet już czy będzie chciał, czy nie będzie chciał, to mu się odsłoni w całej pełni), tego Boga może teraz tu na ziemi poznawać, zanim kiedyś obdarzy go Bóg przywilejem oglądania Swego oblicza w uszczęśliwiającej wizji, która wypełnia nienasycone pragnienia naszych wciąż głodnych ludzkich serc.

            Po tym wstępie będzie nam już o wiele łatwiej zrozumieć metodę Kościoła, który w czterotygodniowej strukturze Adwentu, adwentowego oczekiwania i przygotowania do Bożego Narodzenia przez pokutę i modlitwę, przerywa czas pełen bolesnego smutku i tęsknoty pełnym nadziei wołaniem: Gaudete! „Radujcie się w Panu!” (antyfona na wejście). Paweł dodaje do tego komentarz: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. I w każdym położeniu (słyszycie?), w każdym położeniu dziękujcie Bogu, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 16‑22).

            Radujcie się, patrząc na Maryję! Bo wplata się w dzisiaj czytane teksty trzeciej niedzieli Adwentu postać Maryi. W Psalmie responsoryjnym jawi się Jej sylwetka. Po zwiastowaniu cudu Bożego Narodzenia – i popatrzcie, że w momencie zwiastowania Słowo staje się Ciałem, warstwa teoretyczna jak gdyby dotyka egzystencjalnej – wyśpiewuje Maryja swoją pieśń: „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim. Bo wejrzał na uniżenie (inny tłumacz podaje: na pokorę) swojej Służebnicy, oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie (narody i) pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” (Łk 1, 46‑49).

            Magnificat Maryjne parafrazuje jak gdyby i dopełnia dziś czytane Magnificat Proroka Izajasza, który widząc w proroczym wglądzie, czym będzie dla ludzkości przyjście Mesjasza-Zbawiciela, „widzi” to, co się dokonuje w Maryi, i to, co się dokonuje w uczniach Chrystusa. I dlatego on też mówi: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim” (Iz 61, 10a). Choć z daleka widzi, choć nie doświadcza, choć właśnie moglibyśmy powiedzieć: bardziej teoretycznie widzi – a jednak woła: „Bo mnie (już!) przyodział w szaty zbawienia, okrył płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój, jak oblubienicę zdobną w swe klejnoty” (Iz 61, 10b).

            Jak to się wszystko razem wiąże! jak te złote, srebrne, brązowe i żelazne nici w jeden gruby węzeł zaciskający linę naszej nadziei, której kotwica jest już wbita po drugiej stronie – po drugiej stronie dziejów i po drugiej stronie życia każdego z nas. Oto właśnie jedna z głębszych warstw przeżycia Adwentu i przygotowania się na przeżycie Bożego Narodzenia. Pozwala ona nam odczytać poprawnie dialektykę smutku i radości, która jak dialektyka nocy i dnia jest delikatnym zarysem najważniejszej dialektyki: dzieła zbawienia dokonanego przez Chrystusa w misterium Krzyża i Zmartwychwstania. Stąd mądrość człowieka, który trzyma się ziemi i nie jest oddzielony asfaltem ani murem miasta od pór roku i jasnego widzenia dnia i nocy. Czyta orędzie o zbawieniu dokonanym przez Jezusa Chrystusa i swoje noce i dnie rozumie jako uczestnictwo w Śmierci i w Zmartwychwstaniu.

            I stąd rodzi się u niego cicha radość. Nie głośna, nie potrzebuje do tego mocnego uderzenia, bo wie dobrze, że żyjąc na tej łez dolinie czy na tym łez padole, jak mówimy, padole płaczu, doświadcza również bólu przemijania i łez nad śmiercią najbliższych i przeczuwa własne odejście, ale w tym powolnym przemijaniu odczuwa jak gdyby odsłanianie tajemnicy odejścia ostatniego, kiedy otrzyma to, co Chrystus przygotował tym, którzy w Niego wierzą. Oczekując w Adwencie na przyjście świąt Bożego Narodzenia, otrzymujemy od Boga obietnicę: kto w tym odejściu zobaczy przyjście Zbawiciela, ten w bólu zobaczy radość. I dowie się wtedy, że ból i cierpienie to nic innego jak tylko radość, której oblicza jeszcze nie odsłonięto do końca.

            Oto refleksje na dzisiejszy dzień. „Prorok Najwyższego” (Łk 1, 76), Jan Chrzciciel, mówiąc: „Jam głos wołającego na pustyni” (J 1, 23a), przypomina nam jedną prostą prawdę (J 1, 26): „Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie” (J 1, 26) – znamy Go? – ale zapowiada równocześnie radość zbawienia. Bo Ten, którego poznamy, przez swoją ofiarę na Krzyżu przyniósł nam zbawienie. Stąd wołanie Jana Chrzciciela: „Przygotujcie drogę na przyjście Pana” (por. J 1, 23b), to znaczy: przygotujcie się na radość!

            Przypominamy to ciągle, kapłani mają nakaz i przywilej brania do ręki Ciała Boga Żywego i pokazywania, posługując się tymi samymi słowami Jana Chrzciciela: „Oto stanął wśród was Ten, którego nie znacie”. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. Nawracajcie się, czyńcie pokutę, wierzcie w Ewangelię, dopóki jest czas. Dopóki bielmo śmierci nie zaciemni, jak północ, oczu – by za chwilę wszystkie zasłony zostały zdarte blaskiem jutrzenki.

            Dlatego pamiętajmy, że zdejmowanie tego bielma w okresie przygotowania do Świąt to łączenie naszych wysiłków z Ofiarą Chrystusa, który umarł za nas i za nasze grzechy. Stąd czas wykrojony, nierzadko wyrąbany na rekolekcje, na spowiedź przedświąteczną jest czasem koniecznym do tego, by jak po nocy dzień, po bólu nastąpiła radość. Radość, owa radość, o której Augustyn powiedział, że jest radością z posiadania prawdy – gaudium de veritate. Bo prawdą naszego życia okazuje się wtedy Bóg. Resztę sami sobie dopowiedzmy. „O radości, iskro bogów!” „Duch mój raduje się w Bogu, Zbawcy moim!” (Łk 1, 47).

(1984)

 

   [1] Gra słów w języku francuskim: naître to „urodzić się, narodzić się”, a „poznać” to con-naître.

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz