17 kwietnia 2021

z homilii bpa Wacaława Świerzawskiego

3 NIEDZIELA WIELKANOCNA

Pierwsze czytanie: Dz 3, 13-15.17-19

Drugie czytanie: 1 J 2, 15

Ewangelia: Łk 24, 35-48

 

Trzecia niedziela Wielkanocy. Jeszcze przeżywamy ten wielki centralny blok wydarzeń, które są u fundamentów chrześcijaństwa. Najpierw przez Wielki Post szliśmy z Jezusem do Jerozolimy, tam był ukrzyżowany. Przeżyte uroczystości paschalne w Wielkim Tygodniu i w samo Święto przypomniały nam rolę krzyża i zmartwychwstania Chrystusa w naszym życiu. Chrystus umarł i zmartwychwstał – taka też jest droga Jego uczniów. Wszyscy wiemy: „Chrystus został ofiarowany jako nasza Pascha” (por. 1 Kor 5, 7). Można by tak paradoksalnie powiedzieć, że Chrystus tego nie potrzebował – to my tego potrzebujemy.

Kto chce się więc przyznawać do chrześcijaństwa, kto wyznaje, że jest uczniem Chrystusa, ma objawić w swoim życiu Jego życie. Jego Paschę, Jego śmierć i zmartwychwstanie. Co to znaczy – mówiliśmy o tym, słyszeliśmy o tym podczas Wielkiego Postu, Świąt i w okresie poświątecznym. Wspominając uroczyście w sakramentalnym uobecnieniu to wydarzenie Chrystusa – to jest podstawa naszej wiary, to jest następny punkt po fakcie, że to się dokonało dwa tysiące lat temu: teraz jest, trwa – przygotowani przez rekolekcje, postanowiliś­my (wielu z nas to uczyniło, są też tacy, którzy tego nie uczynili) dawać w naszym życiu świadectwo zmartwychwstania.

Rozpoczęliśmy naszą codzienność. Dzisiaj już trzeci tydzień tej codzienności. Już mamy pewne dane, czy tegoroczne Święta wpłynęły na nasze życie, czy też nie wpłynęły. Trzy tygodnie po Wielkim Piątku śmierci i Wielkiej Sobocie spoczynku w grobie, i Wielkiej Niedzieli zmartwychwstania. Jeśli mamy wiarę żywą – wiara z grzechem jest martwa, wiara z miłością i łaską Bożą jest żywa – jeśli taką wiarę mamy, tamto wszystko trwa i dzisiaj. I spotykamy się z Chrystusem.

Tak jak w tej chwili. Niedziela, najważniejszy dzień tygodnia, to możliwość spotkania Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, który uobecnia się razem ze swoim wielkanocnym czynem. Ale nasza droga z Chrystusem idącym do Jerozolimy – bo na tym polega nasza pascha – splata się z Jego drogą już po zmartwychwstaniu, z Jerozolimy do Galilei. My jeszcze idziemy i do Jerozolimy na krzyż, i do Galilei, zmartwychwstali na tyle, na ile wchodzimy na wąską drogę krzyża przez ciasną bramę (Mt 7, 14).

I to, wiemy, nie jest łatwe. Stąd wielu wyznawców Chrystusa zdradza Go i nie idzie z Nim. Bo powiedzmy sobie szczerze, jak ogromnie żywa musi być nasza wiara i nasza wierność, jak wielka cierpliwość, jak wielka czujność, jak niezłomna nadzieja i ufność. I jak nieustannie, właśnie przez miłość, żywa więź z Nim. Mówimy, że musimy się z Nim zjednoczyć. Nie patrzeć tylko, jak On niesie swój krzyż, jak On idzie po drogach Galilei zmierzając do kresu, do którego nas prowadzi. Wiemy, że wszystkie ognie zwolna wygasają i na miłość kładzie się kurz. Tak jak „autyści” wiedzą, że błoto przylega do auta i trzeba je wciąż oczyszczać.

Idąc, pokonując drogę, zanurzamy się w ten świat. Grozi nam przyzwyczajenie, grozi nam rutyna i grozi nam, nie daj Boże, grzech. Grozi nam bezradność wobec splątanych problemów codzienności. I grozi nam szatan, który jest niezmordowanym inspiratorem zła, we wciąż na nowo wymyślanym, wyrafinowanym sposobie atakowania uczniów Chrystusa. Ale wierzymy, że Chrystus jest z nami obecny do końca świata. Tak powiedział. A skoro jest Bogiem, umarł, zmartwychwstał i powiedział – to to jest prawda, my w to wierzymy. „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).

Jest z nami przez swoje słowo, które rozbrzmiewa (ksiądz nie uczy swojej nauki, ksiądz jest tylko narzędziem nauki Chrystusa, dlatego ta nauka jest wciąż żywa i wciąż ludzie przyjmują ją jako słowo Boże), i jest obecny z nami przez obrzędy liturgiczne, sakramentalne. Za chwilę będziemy patrzeć, jak kapłan, narzędzie Chrystusa, wybrany spośród tysięcy, wysłany, konsekrowany, weźmie chleb i powie: „To jest Ciało moje” – i stanie wśród nas, w tym kościele, i w każdym kościele, i gdziekolwiek tylko będzie odprawiana Msza – stanie wśród nas Chrystus, aby nas podtrzymać, wzmocnić, aby nas dalej prowadzić. Żeby nas ze świątyni wyprowadzić w codzienność i tam być z nami. Żebyśmy mieli wiarę żywą przez miłość i dali świadectwo, że rozumiemy, o co chodzi.

Jeśli jednak nie potrafimy coraz bardziej poznawać tej Jego obecności, coraz bardziej przekonywać się, że trzeba znać Go, Chrystusa znać, i zachowywać Jego przykazania, i robić wysiłek, żeby rozumieć Jego słowa i znaki, poprzez które nam się objawia – będziemy odchodzić. Będziemy iść na boczne ścieżki. Będziemy podążać za tymi światełkami, którymi nas fascynuje świat. Ale, co gorsza, tak słowa Chrystusa, jak i znaki Chrystusa, obrzędy, będą stawały się dla nas znakami pustymi. Nawet to najświętsze słowo, które wynosimy po Wielkanocy, po przeżyciach Wielkanocy – krzyż, zmartwychwstanie, Bóg, miłość – może stać się pustym słowem. Bo jest wciąż atakowane od zewnątrz. Znana jest sprawa sekularyzowania terminów religijnych.

Ale jeszcze gorsza jest sprawa niszczenia pojęć słów i znaków od wewnątrz, kiedy z powodu naszej przeciętności przestają nam wyrażać to, co obwieszczają. Tak jak w drzewo wchodzi kornik i niszczy je od środka, tak w nas wchodzi zwątpienie, przyzwyczajenie, rutyna, ciemność, pomrok na nasz umysł. Nasza wiara przez grzech staje się wiarą ciemną. I pozostaje po słowach i znakach martwica. Prowadzi to do religijnego pustosłowia i sprawowania pustych symboli. Iluż to chrześcijan, moi drodzy, to tylko „przeciętność pokropiona wodą święconą”, jak kpił z nas Heinrich Heine. Mówimy: wszystkie ognie z wolna wygasają. Ale nie daj Boże, jeśli w uczniu Chrystusa zagaśnie ogień Boży, który otrzymał na chrzcie świętym, a potem odzyskał, jeśli zgrzeszył, przez spowiedź – a który potem, zapalony przez Eucharystię, znowu został zagaszony przez grzech. Krzyż na piersi, a w duszy pogaństwo.

Ale jeśli jednak będziemy wierni Chrystusowi, będzie tak, jak dzisiaj Ewangelia mówi. Widzieliśmy od razu powiązania z wydarzeniami w Emaus: szli smutni z Jerozolimy do Emaus, później serce im zaczęło pałać, kiedy zaczął „wyjaśniać Pisma” (por. Łk 24, 27.32) i „łamać chleb” (por. Łk 24, 30). A dzisiaj idą dalej, już Chrystus zniknął z oczu... Kiedy do nich podszedł, „zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi, to Ja jestem». (I zaraz mówi:) «Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam». (I dalej mówi, pokazując im ręce i nogi). Wtedy oświecił ich umysł, aby rozumieli Pisma” (Łk 24, 3739.45), bo im znowu zaczął według tego samego sposobu wykładać Pisma i łamać Chleb. I znowu poznali, że Pan jest.

Zrozumieli. Rozumiejcie Pisma! Jak ostro brzmią słowa Jana Apostoła w tym kontekście. „Kto mówi: «Znam Go», a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy” (1 J 2, 4). Czyli obok „rozumiejcie Pisma” jest drugie wskazanie Jezusa: „Zachowujcie przykazania”. Ludzie układający życie na swoją rękę, choć ochrzczeni, bierzmowani, uczęszczający na Eucharystię, ale łamiący przykazania i budujący swoje życie na własnych zasadach, nie rozumieją Pism, nie rozumieją przykazań, nie rozumieją wymagań Chrystusa. Powtarzają puste słowa. A ci, którzy rozumieją Pisma i je czytają, ci, którzy są wierni Chrystusowi w zachowywaniu przykazań, choć doświadczają czasem i smaku krzyża przy zachowaniu przykazań (przykazania są wiążące i zobowiązują), wiedzą więcej. Ci wiedzą! Ci wiedzą, że nie ma innej drogi w tym życiu poza Drogą, którą jest Chrystus (J 14, 6).

I właśnie do tej Drogi, którą jest Chrystus na co dzień, poza świątynią, w tych tysiącznych niuansach codzienności, przygotowuje nas święta Liturgia – i Postu, i Okresu Wielkanocnego, oczywiście z dominantą Wielkanocy. Uczy nas – zwłaszcza teraz, przez domaganie się rozumienia Pism i przez przypomnienie o wierności przykazaniom – prawdy słów wypowiadanych i prawdy obrzędów. I odkrywania w nich krzyża i zmartwychwstania. I łączenia swojego życia z krzyżem i zmartwychwstaniem Chrystusa.

Podczas Wielkiego Postu wiele razy śpiewaliśmy tę piękną pieśń księdza Antoniewicza, zatrzymując się nad słowami: „Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie”. Właśnie dzięki wierności przykazaniom, kiedy je spełniamy aż do doświadczenia ofiary, współ-ukrzyżowania z Chrystusem, i poprzez czytanie Biblii dla zrozumienia tego, po co Chrystus to zrobił i po co my to robimy, otrzymujemy przywilej „odgadnięcia” tajemnicy krzyża. Tym samym otrzymujemy przywilej odgadnięcia tajemnicy miłości.

Bo nam niektórym się zdaje, że można tym słowem żonglować i wystarczy zatrzymać się przy tym pięknym słowie, a wszystko się spełni. Tymczasem odkrywamy właśnie w Chrystusie i przez Chrystusa, że tylko miłość rodząca się z krzyża – tak jak w dwutakcie: Krzyż-Zmartwychwstanie, Krzyż-Miłość, bo Zmartwychwstały Chrystus dający siebie to Miłość – jest prawdziwą miłością. Jest ukazaniem nam, że mamy nasze szczęście ziemskie budować jakby na opak w stosunku do tego, co świat proponuje. Świat mówi: szczęśliwi bogaci, więc szukaj pieniędzy. A Chrystus mówi: błogosławieni ubodzy (Mt 5, 3). Świat mówi: szczęśliwi, którzy się weselą i zdobywają przyjemności. A Chrystus mówi: błogosławieni, którzy cierpią, którzy płaczą (Mt 5, 4.10). Świat mówi: szczęśliwi, którzy uwolnią się od cierpienia. A Chrystus mówi: iść wąską drogą na krzyż (Mt 16, 24).

I dopiero kto to zacznie „odgadywać”, zaczyna odgadywać, czym jest w ogóle miłość. Zalewanie nas dzisiaj pornografią i erotyką, i seksomanią to jest pokazywanie dzikiej miłości. Miłość oswaja się i szlachetnieje tylko wtedy, kiedy ingeruje w nią Boska agape, Boska miłość z krzyża, która nam pozwala scalić miłość do Boga i miłość do ludzi w jednym akcie. Jedna jest miłość. I to daje chrześcijaństwo.

Chrystus połączył niebo z ziemią, scalił te dwie miłości w jedną, bo jedna jest miłość. I jeśli człowiek to zaczyna rozumieć, to może mówić wtedy nawet o miłości szalonej. Bo daje siebie, a mimo to zwycięża. Kładzie się jak szczebel drabiny, aby inni szli po nim, ale pomimo to wszyscy idą w górę razem z nim. Powiedział Paweł: „Nauka krzyża głupstwem jest dla tych, którzy idą na zatracenie, ale mocą Bożą dla tych, którzy dostępują zbawienia” (por. 1 Kor 1, 18).

I to jest właśnie to zadanie do spełnienia.

Chrystus mówi o miłości, która jest służbą Bogu w ludziach. Warto sobie to zapamiętać. I warto wiedzieć, że taką miłość odnajdujemy w Eucharystii, gdzie łamie się Chleb, bo się rozumie, co Pismo, co Biblia mówi o Chrystusie i o tych, którzy chcą iść za Nim.

Dlatego zakończmy naszą refleksję tą piękną modlitwą: „Panie Jezu, daj nam zrozumieć Pisma, niech pała nasze serce, gdy do nas mówisz” (śpiew przed Ewangelią) i „łamiesz Chleb”.

( rok 1988)

 

 

 

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz