ROK B
Pierwsze czytanie: Wj 20, 1‑17
Drugie czytanie: 1 Kor 1, 22‑25
Ewangelia: J 2, 13‑25
Jest wiele ważnych, nawet bardzo ważnych spraw w naszym życiu. Nie trzeba ich wyliczać, tkwią one jak ostry cierń w naszej podświadomości. Przez moment tak się tylko zatrzymamy – po tym zdaniu każdy wie, co niesie na swoich barkach. Ale jest jedna najważniejsza. Mówił Chrystus do zakrzątanej Marty o „jednym koniecznym”, unum necessarium (Łk 10, 42). Co jest dla człowieka tą sprawą najważniejszą? Chyba nie trzeba nawet dużej dozy duchowej dojrzałości, żeby powiedzieć (jeśli się jest chrześcijaninem): Wielkanoc. Pascha Chrystusa i pascha nasza.
Od tylu już wieków, niezależnie od tego, co się dzieje na świecie, jaka jest nasza konfiguracja polityczna, gospodarcza, ekonomiczna, Kościół rokrocznie powtarza ze swoimi wiernymi tę podstawową, ale najważniejszą dla życia ludzkiego lekcję: przez ćwiczenia Wielkiego Postu zmierza ku Wielkanocy. Chce wyryć ostrym rylcem w pamięci każdego: nie zapomnij i nie zapominaj! Niech to będzie podtekstem całego twojego życia.
Wiesz już, jaka jest w życiu najważniejsza sprawa? Twoja pascha, która zanurza ciebie w Paschę Chrystusa, z którym umierając, idąc wąską drogą krzyża, wchodzisz w życie wieczne, to znaczy: w życie Boga samego.
O tym mówi też dzisiaj wielkim głosem, już nie z ambony, ale z trumny, proboszcz parafii św. Anny, biskup Jan. Stoi jego trumna pod amboną. To kazanie z trzeciej niedzieli Wielkiego Postu parafianie stojący przy swoim duszpasterzu zapamiętają dobrze! Przez dziesiątki lat mówił – jak nakazywał Chrystus – przypominał, aby nie zapomnieli, mówił o „jednym koniecznym”, mówił o najważniejszym. I wielu ludziom pomógł „zatracić samego siebie” w Chrystusie (Mt 10, 39; 16, 25).
Zatracić samego siebie – czy to sformułowanie nie szokuje i czy nie naprowadza nas na inny model życia? Też go znamy. Człowiek dzisiejszy jest w wielkim niebezpieczeństwie: może zatracić samego siebie, ale nie w Chrystusie. I zatraca, bardzo często. W swoich pasjach, w swoich interesach, w swoich przyjemnościach, w swoich trwogach i lękach, w swojej schizofrenii duchowej, w wielości dróg, którymi go fascynuje „władca tego świata” (J 16, 11). Może zejść na boczny tor. Za najważniejsze uznać to, co wcale nie jest warte uwagi.
I dlatego nieustanna anamneza, wspominająca katecheza Kościoła, który mówi z powagą i odpowiedzialnością, z surowością, ale i z miłością: jest tylko jedna rzecz najważniejsza, a wszystko jest i ma być wartościowane i odczytywane według tej absolutnie najwyższej: być wobec Boga, być z Bogiem, być w Bogu. Z Chrystusem umrzeć, by żyć z Chrystusem i z Nim iść do zmartwychwstania.
Ten ostatni zwrot chyba jeszcze nam pobrzmiewa w uszach od ostatniej niedzieli, kiedy analizowaliśmy go w naszym kazaniu bardzo szczegółowo. Oto Jezus, dokonawszy na oczach umiłowanych swoich uczniów cudu Przemienienia na Taborze – co oznacza objawienie Bóstwa, Boga w Człowieku, objawienie prawdy, że jest Bogiem Wszechmogącym – mówi, że musi iść do Jerozolimy, gdzie będzie cierpiał, będzie ukrzyżowany, i że, zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie. Te trzy słowa pamiętaliśmy chyba długo: musi iść (Ten, który nic nie musi, Bóg Wszechmogący!), musi iść i musi iść do Jerozolimy. Jest tu punkt wyjścia, jest kres, do którego zmierza, i jest droga pomiędzy punktem wyjścia a punktem dojścia.
Myśleliśmy, rozważając te słowa, o konieczności podjęcia drogi przez Jezusa‑Boga – dlaczego On musi, co to znaczy, co się za tym kryje – o Jego Wielkanocy, o Jego ofierze, Jego śmierci na krzyżu i o przejściu do Ojca przez cud zmartwychwstania, kiedy zasiadł po prawicy mocy Boga, jak wyznajemy (por. Mt 26, 64; Kol 3, 1), aby stamtąd królować. Ale intryguje nas ów terminus ad quem: Jerozolima, kres drogi.
Myślę, że nikt nie kojarzył tego tylko z punktem w przestrzeni, jakim jest miasto Jerozolima położone w Palestynie. Kres to Pascha w Jerozolimie. Ale też – może tego zeszłej niedzieli jeszcze dobrze nie uchwyciliśmy – nie tylko Pascha Chrystusa, ale pascha nasza. Jezus wchodzi na drogę, która prowadzi Go do miasta, którym jest nasze serce. Do Jerozolimy, którą my jesteśmy. I przestrzega nas, byśmy nie popełnili tego największego błędu, do jakiego nas kusi szatan: abyśmy nie zatracili samych siebie w sobie, lecz nauczyli się zatracać siebie w Nim. On ma przyjść do nas i objąć nas w posiadanie – a nie my objąć w posiadanie to, co chcemy, i nasycać się tak, że wypełni się po brzegi pojemność naszej duszy, tak że nie będzie już miejsca dla Niego. Tak jak nie było wtedy w gospodzie, kiedy chciał wejść Ten, który miał się narodzić z Maryi Dziewicy.
Oto słyszymy dzisiaj (jak pięknie jest przedstawiona cała dialektyka naszego rozumowania, które nam przekazuje Kościół): „Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne” (śpiew przed Ewangelią). To był wstęp do Ewangelii, i zaraz po tym te słowa: „Zbliżała się pora Paschy i Jezus udał się do Jerozolimy” (J 2, 13). Co tam w tej Jerozolimie czyni? (Mamy już w podtekście nasze wnętrze). Wypędza kupczących ze świątyni, którzy uczynili z niej targowisko. „Weźcie to stąd”, mówi (J 2, 16). „Nie wiesz, że ciało twoje jest świątynią? Skoro zniszczysz świątynię, zniszczy ciebie Bóg” (por. 1 Kor 3, 16‑17). Ale Bóg ciebie nie chce niszczyć.
Kiedy Żydzi w tym dialogu opisywanym dzisiaj przez Ewangelię chcą Go wylegitymować i żądają znaku dla weryfikacji Jego działań, „On mówi o świątyni swego ciała” (J 2, 21), która zostanie objawiona i otwarta w każdym człowieku w dniu Jego zmartwychwstania. Po to umiera na krzyżu, aby każdemu człowiekowi uświadomić, że jest świątynią, w której ma zamieszkać Bóg. Bo tylko On wie (ostatnie słowa dzisiejszej Ewangelii), „co się kryje w człowieku” (J 2, 25).
Tylko Jezus Chrystus zna naszą prawdę i wie, co prowadzi do zatracenia przez grzech, i wie, co prowadzi do zatracenia w Bogu – tak, że może pomóc człowiekowi odkryć prawdę człowieka. Tylko On, Chrystus. W Jego paschalnym misterium, w Jego tajemnicy wielkanocnej odkrywa człowiek swoją prawdę, kiedy świadomie i dobrowolnie targowisko grzechu przemienia w świątynię. Jak? Gdy pozwala zamieszkać w sobie Chrystusowi.
Rozumiemy już chyba nieco głębiej, co znaczy naleganie Chrystusa, że musi iść do Jerozolimy. Umrzeć, żeby żyć. Umrzeć, „aby życie mieli” (por. J 10, 10). Aby pokonać grzech w ludziach i w miejsce, w przestrzeń uzyskaną – dać Siebie. Moi drodzy, dotykamy tu samych fundamentów chrześcijańskiej antropologii, odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek, co kryje się w człowieku, co jest prawdą człowieka, jaki jest sens jego istnienia, dokąd podąża, po co żyje, jak ma żyć.
Jerozolima to każdy człowiek. Albo targowisko, albo świątynia Boga. Niebawem w Wielkim Tygodniu będziemy śpiewać Treny, Lamentacje Jeremiasza proroka, w których będzie się powtarzał co chwila refren: „Jerozolimo, Jerozolimo, nawróć się do Pana, Boga twojego”.
Odwieczne pytanie ludzkości, a w niej każdego człowieka, każdego z nas, pytanie o swoją prawdę idzie w parze z nakazem: poznaj siebie samego. Poznaj siebie w swoim poniżeniu i w swojej wielkości, w swojej nędzy i w swojej chwale. Gdzie twoja prawda, gdzie zbawienie? Iluż to ludzi stojących pod imperatywem samobójstwa (do iluż to procentów ich liczba w tej chwili wzrasta!) nie potrafi sobie na to pytanie odpowiedzieć. A ilu jest tych stojących wobec innych jeszcze egzystencjalnych decyzji, kiedy są bezradni i zagubieni, i nic nie wiedzą. Kościół przypomina: wiesz czy nie? Wiedz, że jesteś prochem; ale także za chwilę mu podsuwa, żeby wyznał: wierzę w ciała zmartwychwstanie, wierzę w żywot wieczny.
Jak jasno z tych refleksji widać, są możliwe dwie drogi i zależne od tych dwóch dróg decyzje. Albo obieram drogę doczesności i egocentrycznego pojmowania swojej egzystencji, aż do zagubienia i zatraty swojej osobowości a potem do duchowej dezintegracji – albo otworzę bramy idącemu ku „mojej Jerozolimie”, ku memu wnętrzu, po prostu do mnie Chrystusowi. Chce przyjść do mnie, by mnie ogarnąć swoim życiem. Jak obłok ocieniający Żydów na pustyni (Lb 14, 14), jak obłok, który zacienił Maryję (Łk 1, 35), jak Duch, który zstąpił w Wieczerniku na Apostołów (Dz 2, 2‑4), tak On wciąż zanurzać mnie chce w swojej śmierci i przenikać dynamicznym strumieniem życia, swoją miłością i swoją świętością. Może ktoś powiedzieć, że to dalekie od naszej codzienności, ale to jest jej serce, to jest rzecz najważniejsza. Wszystko inne z tego wypływa.
Jak te fakty, które dzisiaj przeczytaliśmy, wśród tych interpretacji zaczynają żyć! Oto Paweł: „Gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego” (1 Kor 1, 22). Czemu „my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego”? Czemu się żegnamy w imię Trójcy i w imię Ukrzyżowania? Dlatego, że przypominamy sobie naszą prawdę. Krzyż, który w Wielkim Poście staje w poprzek naszego życia, mówi, że ma doprowadzić Chrystusa do Jerozolimy każdego ludzkiego serca – a równocześnie pokazuje na początek: jak się to stało, że musi krzyż być bramą i ofiara Boga‑Człowieka tak wielką daniną, aby mógł dojść do człowieka.
Otóż człowiek stworzony przez Boga wiedział, kim jest, i wiedział, że wszystko co ma, jest od Boga. Że darowana człowiekowi przez Boga egzystencja należy do Boga i ma się urzeczywistniać wobec Boga, przez Boga i w Bogu. W tym kontekście rozumiemy dobrze, dlaczego rozbrzmiewają dzisiaj proklamowane jeszcze raz przykazania Dekalogu. To nie są wymyślone, to nie są podane w skrócie jakieś tezy wyjęte z kodeksu moralnego ludzkości. To Bóg, który stworzył człowieka, dał mu równocześnie drogowskazy: „Jam jest Pan, Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremnie. Nie będziesz zabijał. Nie będziesz cudzołożył. Nie będziesz kradł” (por. Wj 20, 2‑3.13‑15). Jezus wziął te przykazania za podstawę swojej proklamacji i inne dodał: „Będziecie miłować tak, jak Ja was miłuję” (por. J 13, 34). I żeby człowiek nie pomieszał dróg i nie zaczął iść drogą grzechu, i zatracać siebie – dodał: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a na duszy szkodę poniósł?” (por. Mt 16, 26).
Znowu teoria? Znowu daleko od życia? Przecież to zdanie zakorzenia nas w same najbardziej konkretne realia historii, w najbardziej konkretne realia naszego codziennego życia. Skala wartości musi być oparta o absolutny prymat miłowania Boga całym niepodzielnym sercem. Nie w przemijającej doczesności, lecz tam dopiero człowiek odnajduje równowagę, pełnię i doskonałość. A kiedy przez grzech odchodzi od programu i zamiaru Boga, od Bożych drogowskazów – musi wrócić drogą Chrystusowego krzyża, drogą Idącego do Jerozolimy. Żeby targowisko poplątanych wartości, poniszczonych treści, rozdartego obrazu – scalić z powrotem w Jego dynamicznej mocy zmartwychwstania, spełnić Jego wolę.
I oto widać, dlaczego Jezus musi iść do Jerozolimy. Ponieważ jest szatan i jest grzech, i Jego uczniowie wciąż paktują z szatanem i z grzechem – On wciąż musi iść. Nawet, żeby każdy z powrotem mógł odnaleźć drogę do swojej, do każdego z nas, Jerozolimy.
Kończmy te nasze dzisiejsze rozważania i zapytajmy: co wobec tego zamiaru Boga, Jego działania, Jego pielgrzymstwa – każdy z nas? Powiedzieliśmy, że sensem ludzkiego życia i najważniejszą sprawą jest zatracić samego siebie. Nie w trocinach, w elementach drugo‑, trzeciorzędnych tego świata – ale w Chrystusie. Jeśli szukasz zbawienia, jeśli szukasz swojej pełni w Chrystusie, rób to, co do Niego prowadzi! Rób to, co Chrystus nakazuje, co do ciebie należy z polecenia Chrystusa. Przygotuj swoją paschę, aby mogła być zanurzona w Paschę Chrystusa. Aby Chrystus mógł przyjść i zasiąść do stołu, i wspólnie wieczerzać (Ap 3, 20).
Kiedyś Norwid, rozmyślając nad prawdą człowieka, zapisał w swoim wierszu „Sfinks godne poważnego namysłu słowa: „Człowiek?... jest to kapłan bezwiedny i niedojrzały”. Bezwiedność zmień w wiedzę, niedojrzałość w dojrzałość przez kontakt z Chrystusem, o którym Piłat powiedział: „Oto Człowiek” (J 19, 5). Bądź wiedzącym i dojrzałym kapłanem paschalnej Śmierci i Zmartwychwstania, uobecnionych w Eucharystii. Staraj się wniknąć w to wszystko, co Chrystus zostawił i wciąż na nowo odświeża co roku przed nami. Żebyś uchwycił całą gramatykę prawdziwego stawania się człowieka, a to jest możliwe tylko „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”, przez uczestnictwo w Jego świętości. Stawanie się człowieka w Bogu stoi na antypodach zatracania się człowieka w doczesności, która przemija jako postać tego świata (1 Kor 7, 31).
Wielki Post przypomina nam chrzest. Ale też domaga się pokuty, nawrócenia, wyznania grzechów i spotkania z Chrystusem w Eucharystii, zanurzenia się w Jego życiu, aby się zatracić w Jego miłości. Która jest „cenniejsza nad złoto, nad złoto najczystsze, słodsza od miodu płynącego z plastra” (Psalm responsoryjny). Za mało praktyczne? Upraktycznij, szczegóły dopracuj sobie sam, bo jeszcze jest parę tygodni przed nami, zanim wspólnie tutaj zgromadzeni będziemy wpatrywać się w wodę chrzcielną, w Chleb leżący na ołtarzu – i pytać, ile z tego już w nas zostało na zawsze.
(1988)
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz