ROK A

 

Pierwsze czytanie: Prz 31, 10‑13.19‑20.30‑31

                                                                                                                     Drugie czytanie: 1 Tes 5, 1‑6

                                                                                                                    Ewangelia: Mt 25, 14‑30

33 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

18 listopada 2023

Często uświadamiamy sobie – jak dziś, żegnając się wodą przypominającą nam chrzest – że jesteśmy uczniami Chrystusa. To znaczy ludźmi, którzy znają własną tożsamość dzięki wierze, znają cel swojego życia, który zdobywa nadzieja, i odnajdują swoją pełnię w miłości Boga i człowieka. Bo jedną miłością się miłuje.

            Wyznanie Trójcy i znak krzyża (to, co czynimy nawet tyle razy dziennie) przypominają nam ustawicznie, że „są trzy Osoby Boskie, Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty”, i że „Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia”[1]. Z tych dwu podstawowych prawd – mówiących o Bogu żywym (żywy, skoro Jeden w Trzech Osobach) i o Bogu bliskim (umarł dla nas na krzyżu i jest obecny w Eucharystii) – jak ze źródła rodzi się nasze chrześcijańskie życie. Ale też tu ma początek nasz życiowy dramat. Człowiek jest bowiem jedną wielką tajemnicą. Nie tylko „istotą nieznaną”, jak sugerował Alexis Carrel w swojej znanej książce[2]. Nie jest ani aniołem, ani zwierzęciem, jak formułował to Pascal[3]. A kim jest? Kim ja jestem jako człowiek? Kto z nas to wie? Jaka jest prawda ludzkiego życia? Przecież ilu ludzi dokoła nas jest nieświadomych sensu istnienia i nie zna sensu rzeczy, choć obracają tymi rzeczami jak bankierzy talentami. Jest takie powiedzenie: Czy Bóg Wszechmogący może stworzyć taki kamień, którego by nie podniósł? Owszem, stworzył taki kamień: jest nim człowiek.

            Człowiek jest takim kamieniem, którego Bóg nie może podnieść, jeśli człowiek wyrazi swój sprzeciw, jeśli powie: non serviam, nie będę służył! Przypominam o tym przy końcu roku liturgicznego, bo za tydzień ostatnia niedziela roku – a potem Adwent. Powraca znowu roczny cykl mówiący o tajemnicach Chrystusa i o prawdzie ludzkiego życia. O sensie ludzkiego życia. Mówiący o Bogu Stwórcy, o Chrystusie Zbawicielu, o Duchu Uświęcicielu i o losie człowieka, który wychodzi na spotkanie przybliżającego się ku niemu Boga.

            Wspominam o tym, kiedy liturgia mówi, już od kilku tygodni, coraz wyraźniej o rzeczach ostatecznych człowieka. O kresie jego dążeń, o śmierci, o życiu wiecznym. A także, kiedy mówi o nagrodzie i karze. I o tym, co człowiek zrobił ze swojego życia, jak spełnił swoje życiowe zadanie. Czy osiągnął zakreślony zadaniem cel. Słuchajmy dobrze: czy dał się wprowadzić w miłość – tak też można określić życie chrześcijańskie – czy przeciwnie, wybrał nienawiść.

            Bo pomiędzy Bogiem i człowiekiem istnieje niezwykle istotna relacja. Jest więź pełna tajemnicy i jest napięcie stwarzające dramat. Oto człowiek może  kimś  być, a nie jest. A jeśli jest i staje się, to tylko dzięki Bogu, który jest Jeden w Trójcy, a przy tym dostępny jako bliski Bóg, ukrzyżowany i zmartwychwstały Syn Boży. (Pamiętamy, jak mocno akcentował tę prawdę Ojciec Święty w Warszawie, podczas pierwszej pielgrzymki). Tak więc pomiędzy tym, co niemożliwe, a tym, co możliwe, jest przestrzeń wolności, którą wypełnia to, co wynika z dokonanego wyboru. Albo Bogu można (trzeba!) zaufać, Bogu wierzyć, miłować Go – albo pojawi się szatan ze swoją propozycją, którą człowiek podejmuje.

            Aby człowiek mógł być tym, kim jest, czy tym, kim ma być w pełni i w prawdzie, niemożliwe winno stać się możliwe: człowiek powinien pozwolić Bogu, aby go podniósł. Dać się podnieść! Nie opierać się, nie wymądrzać się, że sam wie lepiej, o co chodzi. Pozwolić. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5). „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 13).

            I oto zbliżając się, moi drodzy, do końca roku, jesteśmy bliżej  celu.  To też warto zapamiętać: że cel staje się kresem. Cel, który był gdzieś daleko, staje się coraz bardziej kresem, do którego się zbliżamy. Kto mówił i mówi, i powtarzać będzie: Wierzę w Boga Ojca i w Boga Syna, i w Boga Ducha, wierzę, że jest Jeden Bóg – teraz też z wiarą powtarza: Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza a za złe karze. Wiemy, że w tych dwóch stwierdzeniach podane są motywy naszej wiary: można miłować z miłości, a można miłować z lęku. Ludzie kierują się w życiu albo miłością, albo lękiem. Są albo „od zewnątrz” w wierze, albo „od wewnątrz w wierze”. Wiara przepełnia człowieka do ostatniej komórki jego istnienia – albo jest jak od zewnątrz polanie głowy wodą święconą.

            Dlatego przypatrzmy się teraz dobrze temu obrazowi. Kiedy mówimy: cel ma się przemieniać w kres, wyraźnie widać, że jest on wypadkową wyboru: Bóg lub szatan, dobro lub zło, i też konsekwentnie: nagroda lub kara. Tym, co przemienia nasze dążenie do celu w dążenie do kresu, jest wiara, nie ulega wątpliwości. Wiara coraz bardziej dojrzała. I miłość coraz bardziej żarliwa. Ale głównie  nadzieja,  nadzieja coraz bardziej pewna.

            A pewność nadziei (może tak nie myśleliśmy o tym, próbując precyzować i określać, czym jest ta cnota) jest wynikiem wołania Boga, z którego się rodzi ruch ku Bogu i pewność, że podążając według Jego wskazówek do celu (On nam je podaje), do celu dojdziemy. Nadzieja osiągająca kres jest jak ta kotwica, którą rysowaliśmy od dziecka, rzucona tam, gdzie słychać Głos, chwycona przez Boga. I mocą Boga człowiek wierzący i miłujący jest przyciągany ku Niemu.

            Chrześcijańska nadzieja jest czymś niezwykłym. Zobaczymy to lepiej jeszcze, kiedy pokażemy ją w kontraście. Są nadzieje utopistów, nadzieje fałszywe, które raczej powinny się nazywać antynadzieją – kiedy nadzieja proponowana przez ludzi ma według ich propozycji stać się jak gdyby ojcem rodzącym przyszłość, przybliżającym kres, ale nie dającym nigdy obiecanego. Chce bowiem stwarzać, nie mając mocy stwórczej, którą ma tylko Bóg. Chce zbawiać, nie mając zmartwychwstania z krzyża, które ma tylko Syn Boży. Chce uświęcać, doskonalić i dopełniać, nie mając tej świętości, którą ma tylko Duch Święty.

            Jak ważna to rzecz: otwierać każdy dzień swojego życia znakiem – wyraźnym i czytelnym – krzyża, wyznaniem Trójcy.

            Oto, moi drodzy, jesteśmy na tropie tej fundamentalnej wizji, tego oglądu, który jest nam potrzebny jak powietrze do życia, który nam przypomina jeszcze skrót podstawowych dwu prawd z fundamentalnych sześciu prawd wiary. Przytoczyłem bowiem w dzisiejszej refleksji – jak wypadło na podsumowanie roku liturgicznego – tę szkolną wersję naszego Wyznania wiary. Wiary, dzięki której jesteśmy uczniami Chrystusa, znamy sens istnienia, prawdę naszego życia i otrzymujemy receptę na realizację radykalnej formy tego życia.

            Bo jak widzicie,  to  chciałem wam dzisiaj przybliżyć: „dusza ludzka jest nieśmiertelna” (o czym rozważaliśmy ostatnim razem) i „łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. Łączą się te proste katechizmowe słowa z tekstem Wyznania wiary, które za chwilę po homilii będziemy wspólnie recytować. Sześć prawd wiary powtarza prostymi słowami to, co określa prawdę naszego chrześcijańskiego życia.

            Dlatego, kiedy dzisiaj słyszymy: „Wiecie, że dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy” (1 Tes 5, 2), czy też: „Przyjdzie dzień Pański, dzień wielki i straszny. Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony” (Jl 3, 4‑5)[4] – słyszymy to, ale wsłuchujemy się też w inne słowa Pana. W te, które rysują tło naszego Credo, naszego Wyznania wiary i sześciu prawd wiary. Które są wyrażone skrótem znaku krzyża i wyznaniem Trójcy – w te słowa, które dzisiaj przed przeczytaniem Ewangelii usłyszeliśmy: „Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę. Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity” (śpiew przed Ewangelią). Właśnie na te żniwa u kresu, kiedy Bóg będzie „w dzień straszny” sądził żywych i umarłych, da nagrodę za cnotę i skarze za niewierność.

            Powróćmy na moment do Eucharystii, która nam streszcza tę całą teorię chrześcijaństwa i uobecnia miłość. Miłość, w którą mamy się dać coraz pełniej wprowadzać, w miłość mocniejszą niż śmierć i w miłosierdzie większe od miłości karzącej. Kiedy bowiem mówimy: życie ma sens i dopełnienie w śmierci, czy inaczej: sens nadaje życiu śmierć – co przez to rozumiemy? Że w Eucharystii (którą w tej chwili sprawujemy) jest uobecniony dla nas Chrystus wraz ze swoją krzyżową Ofiarą. Po prostu: tu w Chlebie jest uobecniony dla nas dar Jego śmierci, która jest równocześnie, dzięki Bogu Wszechmogące­mu i zmartwychwstaniu Chrystusa, życiem naszym. Dar Jego śmierci jest darem życia – co za niezwykłe zdanie! Zmartwychwstanie Chrystusa jest  już  naszym zmartwychwstaniem.

            „Bóg jest jeden”, „jeden w trzech Osobach”, „za dobre wynagradza, za złe karze”, „dusza ludzka jest nieśmiertelna”, a „zbawienie otrzymujemy dzięki łasce”, którą posiadamy, bo wysłużył ją nam „Syn Boży przez to, że umarł i zmartwychwstał”[5]. Ciało i Krew Chrystusa, które spożywamy, staje się naszym nowym odzieniem, w które się przyoblekamy i w którym staniemy na Sądzie w dniu Pańskim. I tylko w tym Ciele dostępuje człowiek zbawienia. Daje się  podnieść  Bogu, staje się  lekki.  Bóg go może podnieść, bo swoją wolność oddał Bogu, umiłował Boga i przyjął Jego program podnoszenia człowieka.

            I oto w tej wolności spotyka człowiek Syna Bożego Jednorodzonego, który dobrowolnie dał się podnieść na drzewo krzyża, aby mógł podnosić swoją zbawczą mocą wszystkich grzeszników. Obmywać ich Krwią, aby dostąpili zbawienia. I aby już na tej ziemi żyli odtąd nadzieją, która nie zawodzi. Bo żyją nadzieją Kościoła, który wierzy nadziei wbrew nadziei (Rz 4, 18) i idzie do celu, jak Abraham, kiedy oparł swoje życie na wiernej obietnicy Boga, który nigdy nie zawodzi (por. Rz 4, 19‑21). Ten motyw broni nas od straszliwego zagrożenia, od niezwykle dziś rozpowszechnionej choroby: od znużenia nadziei, kiedy tyle ludzkich nadziei zawodzi[6].

            Oto tło dla odczytania dzisiejszego słowa Chrystusa ujętego w przypowieść o talentach. Wszystko w tej przypowieści jest ważne: tabela rozdziału talentów, reakcje otrzymujących pięć czy dwadzieścia talentów, czy jeden, i sposób ich postępowania z darami. Najważniejsze jednak jest jedno: puścić talenty w obrót, skierować ku określonemu celowi, przynieść w dwójnasób! Po prostu, mówiąc językiem całkiem zrozumiałym:  iść.  Iść, słysząc odzywający się głos wołającego Boga. „W nadziei” (Flp 3, 10) patrząc na cel – widzieć kres. Ale od czasu do czasu, tak jak my dzisiaj, przywołując swój chrzest rzucić okiem w przeszłość. A nade wszystko, jak powiedział dzisiaj Augustyn komentując Ewangelię, nie opierać się pierwszemu przyjściu Pana (narodzonego w Betlejem, ukrzyżowanego, obecnego w Eucharystii, dzięki naszej pokucie wracającego do nas), aby nas nie przeraziło drugie przyjście, to, które przychodzi w momencie naszej śmierci albo w momencie ostatniego dnia tego świata[7].

            „Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę” (śpiew przed Ewangelią). „Łaska Boska jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. To właśnie o jej dynamizm chodzi. O ten dar, który Bóg składa w nas w czasie chrztu, który karmi Eucharystią. Jest w nim wołanie Krwi i wołanie Miłości, dzięki której idziemy i dajemy się w nią wprowadzać, w tę Miłość, którą jest Bóg, aby działać przez Chrystusa w Duchu Świętym, jak mówi znak krzyża, wyznanie Boga w Trójcy.

            Czyńmy ten znak, ten skrót naszej wiary, świadomie. I wracajmy myślą w tym tygodniu do tego „dnia Pańskiego” (1 Tes 5, 2), patrząc na horyzont, gdzie Bóg – ten sam, w Trójcy Jedyny i Wcielony, i Obecny w Eucharystii – przyjdzie sądzić żywych i umarłych, za dobre wynagradzać a za złe karać. „Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana i chodzi Jego drogami” (Psalm responsoryjny).

(1987)

 

   [1] To trzecia i czwarta z katechizmowych sześciu «głównych prawd wiary».

   [2] Alexis Carrel, Człowiek istota nieznana, Warszawa 1949.

   [3] „Człowiek (...) jest ostatecznie tylko człowiekiem, to znaczy zdolnym dokonać mało i wiele, wszystko i nic: nie jest aniołem ani bydlęciem, ale człowiekiem” (Blaise Pascal, Myśli, n. 176, przekład Tadeusza Żeleńskiego [Boya], Warszawa 1972, s. 87).

   [4] Pierwsze czytanie z Godziny czytań z 33 niedzieli zwykłej (Liturgia Godzin, t. IV, s. 420).

   [5] To oczywiście parafraza katechizmowych sześciu prawd wiary.

   [6] Jesień 1987 roku przyniosła pogłębienie kryzysu ekonomicznego w naszej Ojczyźnie, czego wyrazem były dalsze drastyczne podwyżki cen, zwiększenie inflacji. Echa zmian w ZSRR (trwająca od marca 1985 roku pieriestrojka i głasnost') docierały do Polski, budząc u władz komunistycznych niepokój, w narodzie kolejną nadzieję na zwycięstwo.

   [7] „Nie sprzeciwiajmy się pierwszemu Jego przyjściu, abyśmy nie lękali się drugiego” (Z komentarza św. Augustyna do Psalmów, drugie czytanie z Godziny czytań w 33 niedzielę zwykłą, Liturgia Godzin, tom IV, s. 421).

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz