homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Przygotowania do tegorocznych Świąt Narodzenia Pańskiego wchodzą w swój szczytowy moment. Boże Narodzenie za trzy dni. Słowo „przygotowanie” kojarzy się nam z kluczowym terminem Adwentu. Słyszeliśmy przez kilkanaście dni wołanie Jana Chrzciciela: „Gotujcie drogę Panu, proste czyńcie ścieżki dla Niego” (por. Mt 3, 3). Bo nadchodzi! Jak głęboko trzeba znać strategię przychodzącego Boga, by wiedzieć, o jakim przychodzeniu jest tu mowa, skoro On już przyszedł i jest. Łatwo bowiem – jak wielu ludzi ochrzczonych to czyni, przyznających się do Jezusa Chrystusa – pozostać tylko w warstwie nawierzchniowej, nie wyjść poza opłatek, choinkę, rybę i folklor, nie wiedząc, że to jest ta nić złota, która może poprowadzić w głąb, może pomóc dotrzeć do głębszych warstw przeżywanego misterium. Trudniej jest (to wszyscy przyznajemy) wejść „w rzecz samą”, powiedzieć: ścieżki są wyprostowane, droga gotowa, przyjdź, Panie Jezu – jak wołali pierwsi chrześcijanie: „Maranatha, przyjdź, Jezu Panie!”
Co to znaczy: „przyjdź, Panie Jezu?” Co znaczy: przyjdź jeszcze raz? Przychodzisz przecież w Komunii świętej do naszego serca.
Proszę koniecznie zauważyć, że czytania dzisiejszej liturgii, czwartej niedzieli Adwentu (modlitwakolekta wspomina nie tylko wcielenie, ale mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa) odpowiadają nam w niezwykle jasny i wyraźny sposób na to pytanie, pytanie tak ważne dla przeżycia tegorocznych Świąt – ważniejsze niż to wszystko, czemu ludzie poświęcają całe godziny w świętym już, bezpośrednio związanym z Bożym Narodzeniem okresie oczekiwania. Ile na porządki domowe, a ile na porządki w duszy? Ile na przygotowanie jedzenia, a ile na przygotowanie miejsca dla Chleba dającego życie nieśmiertelne?
Oto Ewangelista Łukasz opowiada nam, co się stało z Maryją zaraz po wielkim wydarzeniu Zwiastowania Pańskiego. Wtóruje mu Autor Listu do Hebrajczyków. Dzięki tej podwójnej relacji odczytujemy prawdę tego misterium – tak niepojętego dla nas, ludzi kuszonych ograniczoną, bo zewnętrzną wizją świata – przez scalenie dwu obrazów. Puenta jest tu zarysowana ostro i wyraźnie, i ukazuje praktyczny jego wymiar.
W dialogu Zwiastowania odpowiedzią Maryi jest fiat, jest przyjęcie propozycji – przygotowanie zostaje dopełnione, jest miejsce na złożenie przez Boga Daru w człowieku. Właśnie o tym mówi drugi obraz, z zapisu Autora Listu do Hebrajczyków. Chrystus, odwieczne Słowo Boga, obdarowany przez Ojca darem ciała w noc Bożego Narodzenia, odwołuje się do tego daru, by w jego konkrecie, w konkrecie ciała, człowieczeństwa, odczytać to, co później będzie zadawane do końca świata wszystkim ludziom do odczytywania – sprawa ciała własnego i eucharystycznego. „Ofiary ani daru nie chciałeś – mówi Jezus – aleś Mi utworzył ciało. Wtedy rzekłem: Oto idę, abym spełniał wolę Twoją” (Hbr 10, 5.7).
„Oto idę” Chrystusa ma swój pierwszy owoc w Maryi. „Oto ja służebnica Pana” – jak gdyby powtarza, kopiuje niemal, wiernie oddaje tę samą postawę. Opis wydarzenia czytany w dzisiejszej Ewangelii jest bezpośrednim obrazem, jakby ilustracją do tego, co w skrócie odmawiamy w modlitwie, powtarzając wielkie wydarzenie Zwiastowania Pańskiego: „Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi”... Wyraziła Maryja wobec anioła swoje przyzwolenie i zaraz potem, jak nam dzisiaj przypomniała Ewangelia (może na to nie zwróciliśmy uwagi), „wybrała się i poszła z pośpiechem w góry. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę” (Łk 1, 3940).
Abstrahuję teraz od niezwykle sugestywnych aluzji, jakie można by tu prowadzić, idąc śladami tłumaczeń, gdzie słowo „wybrała się Maryja”, exurgens Maria, w języku oryginalnym Łukasz oddał przez anastasa de Mariam. Anastasis to przecież zmartwychwstanie! To największa podróż, w najwyższe góry i szczyty, nie tylko w góry Judei! Ale zejdźmy do sensu dosłownego. Elżbieta nosząca w swoim łonie Jana Chrzciciela pyta: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Pan idzie, przychodzi – i ona jest świadoma tego przyjścia. Słowa „wybrała się”, „poszła” a dalej „przyszła”, „przychodzi”, kierują uwagę naszej wiary na sprawę tak istotną dla naszego chrześcijańskiego życia. Ostatniej niedzieli ludzie przychodzili do Jana Chrzciciela głoszącego na pustyni wezwanie do pokuty i pytali: „Co mamy czynić?” (Łk 3, 10). Dzisiaj w obrazie Jezusa idącego czynić wolę Ojca i Maryi Służebnicy Pańskiej pełniącej Jego wolę – mamy odpowiedź.
To Chrystus – jak zapowiadał prorok Micheasz, co dziś też przypomniała nam liturgia – będzie naszym „pasterzem mocą Pana” i „przez majestat imienia Pana Boga swego” będzie nas pasł (Mi 5, 3). To Chrystus od momentu swego narodzenia, Narodzenia Pańskiego, Bożego Narodzenia, a więc narodzenia dokonanego w noc betlejemską, ale powtarzanego w każdej Komunii świętej – będzie dla nas naszą Drogą. Bo przyjęty z ołtarza do serca, staje się naszym sumieniem. Bez Chrystusa w sercu nie ma człowiek prawidłowego sumienia. To On będzie nas od wnętrza uczył i dawał rozumieć przez Ducha swojego Świętego obraz narysowany w Ewangelii: jaka jest wola Boga i „co mamy czynić” w tej dżungli współczesnego świata.
„Przygotujcie drogę Panu”, woła w Adwencie Jan Chrzciciel (Łk 3, 4), wchodząc w głos orędzia Proroków (Iz 40, 35). Przygotujcie drogę Panu – woła w Adwencie Matka Jezusa. A w pytaniu Elżbiety, matki Jana Chrzciciela, odkrywamy nas samych, pełnych zdumienia nad cudem Wcielenia, w którym objawia się coś całkowicie niepojętego dla nas, ludzi żyjących na tej ziemi. Oto w przyzwoleniu Maryi na słowa zwiastuna Słowo staje się Ciałem w Niej. To Słowo, którym jest Syn Boży wypełniający wolę Ojca, potrzebujący dla jej wypełnienia zgody własnej i zgody Tej, która jest nazywana Bożą Rodzicielką.
Rodząc człowiecze ciało Jezusa Chrystusa, spełnia wolę Boga i pomaga wszystkim ludziom na świecie spełnić Jego wolę.
Jak mocno brzmi w tym kontekście zakończenie opisu tego cudu, tego wydarzenia, o którym dziś czytamy: „Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze” (Hbr 10, 10). Dziś też uczestniczymy w tej woli, uświęcani po dwóch tysiącach lat: dopełnieniem cudu Wcielenia dokonanego w Noc Bożego Narodzenia jest trwający do skończenia świata cud Eucharystii. Poprzez swoje ciało wzięte z Maryi Dziewicy otworzył nam Jezus drogę nową, prowadzącą do życia (Hbr 10, 19).
A skojarzenia są tu niezwykłe i coraz wyraźniejsze. Zejście Boga ku człowiekowi w noc Bożego Narodzenia, kiedy Nieskończony został ograniczony bierwionami człowieczeństwa, zapowiedziało, że wejście ludzi pokaleczonych przez grzech do chwały Boga nie może dokonać się inaczej niż na drodze krzyża (Mt 16, 23; Łk 24, 26). Znając dynamicznie rozwijający się biogram Jezusa, ukazywany rokrocznie w przeżywanych przez nas tajemnicach roku liturgicznego – po Adwencie jest opis życia publicznego, potem męki, śmierci i zmartwychwstania, wreszcie okres po zmartwychwstaniu aż do wniebowstąpienia – wiemy, że Jezus zaraz po dopełnieniu lat dojrzałych rusza zdecydowanie w drogę do Jerozolimy. Idzie, aby pełnić wolę Ojca. To wstępowanie do Jerozolimy kończy się Ofiarą krzyżową (Łk 9, 22).
Ale my wiemy dzisiaj i to, że dopełnienie tej Ofiary nie jest na Golgocie, dopełnienie Ofiary krzyżowej Chrystusa jest w niebie (Hbr 9, 24) i trwa nieustannie w Liturgii Nieba. Do tego sanktuarium mamy już dostęp dzięki wierze w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa – nasza odprawiana dziś Liturgia na tej ziemi jest tylko ziemskim znakiem tamtej, ale równocześnie dostępnym dla oczu wierzących miejscem zwyczajnego przychodzenia Boga! Kiedyś, gdy miłość Boga rozetnie jak skalpel oczy naszej wiary, która w Hostii nie widząc Jezusa wierzy w Niego – wtedy Go zobaczymy takim, jakiego przyjmowaliśmy w Komunii.
Czy nie powtarzamy, uczestnicząc we Mszy świętej, otrzymując dar na miarę przygotowania do przyjęcia daru, słów Elżbiety: „A skądże mi to, że Pan mój i Matka Pana mego przychodzą do mnie?” Czy nie doświadczamy radości (ilu z nas już jej doświadczyło!) podobnej do wewnętrznego poruszenia, dotknięcia światłością, kiedy z wiarą uczestniczymy w cudzie spotkania Boga bliskiego?
Oto, moi drodzy, nasza droga, do której przygotowania wzywa wszystkich wierzących w Jezusa Chrystusa Jan Chrzciciel. I jego następcy. Dziś też kapłan pokaże wam Ciało Chrystusa i powie jak Chrzciciel: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Błogosławieni, którzy zostali wezwani na ucztę Baranka”.
Oto droga, oto prawda, oto sumienie nasze! Oto wszystko, co posiadamy najcenniejszego. W pierwszych gminach chrześcijańskich – jak opisują Dzieje Apostolskie – nowo powstałe chrześcijaństwo było nazywane drogą. Nie mówiono „chrześcijaństwo”, mówiono „droga” (Dz 9, 2; 18, 25; 24, 22). I rzeczywiście, chrześcijanie mają świadomość znalezienia prawdziwej drogi, nie znanej dotychczas. Już nie musieli pytać (i nie muszą): jak mamy żyć? Wiedzieli po prostu, że mają pełnić wolę Boga, tak jak Syn Boży Jezus Chrystus, tak jak Maryja, Jego Matka.
Bo w Chrystusie Jezusie dokonuje się ich pascha, ich exodus, wyjście z niewoli, z ziemi grzechu i dojście do świętości Boga. W śmierci z Chrystusem otrzymują w Eucharystii życie z Chrystusem. Dlatego dojście do konfesjonału dla wyznania grzechów jest dotarciem do ziemi obiecanej płynącej mlekiem i miodem (Wj 3, 8).
Tym życiem otrzymanym w Eucharystii jest miłość (Ef 5, 2), która jest w Chrystusie. Wołanie o Jego naśladowanie jest wołaniem o zjednoczenie z Nim. Drogi bowiem, jak wiemy dobrze, nie naucza się słowami ani nie wyczytuje z książki. Jezus mówił zawsze do tych, których powoływał: „Chodźcie a zobaczcie” (J 1, 39). Mówił: „Przyjdźcie, jeśli utrudzeni jesteście, a Ja was ochłodzę” (por. Mt 11, 28). Kto przyszedł do Jezusa i zobaczył, gdzie mieszka (J 1, 3839), i napił się z czystego źródła Jego miłości, pozostaje z Nim na zawsze. Nie wejdzie już nigdy na drogi zła i grzechu.
(1985)
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz