ROK C


      Pierwsze czytanie: Jr 1, 45. 17-19

      Drugie czytanie: 1 Kor 12, 31 – 13, 1-3

      Ewangelia: Łk 4, 21-30

4 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

29 stycznia 2022

Pamiętamy wszyscy dobrze, my ludzie wierzący w Chrystusa, czytający Biblię, uczęszczający do kościoła i wsłuchujący się w słowo Boże, w Ewangelię – pamiętamy o wydarzeniach owego czasu, sprzed dwóch tysięcy lat, które wspominamy i uobecniamy dzisiaj dzięki sakramentom świętej Liturgii. Pamiętamy i wspominamy, bo o tym trzeba pamiętać i trzeba wspominać. Jeżeli ginie pamięć, ginie sama rzeczywistość. Naturalnie w nas, bo obiektywnie to nie od nas zależy. Tak jak nie zależy od nas obecność Chrystusa w Hostii na ołtarzu.

Wtedy (wróćmy do wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat) było narodzenie Pańskie, Boże narodzenie – początek życia Bożego na ziemi. Betlejem, dni spędzane w Nazarecie, a potem życie publiczne, przez trzy lata, po trzydziestu życia ukrytego. Jaki był cel wcielenia Boga, przypomnieliśmy sobie w dniu Bożego Narodzenia: Bóg w Trójcy Jedyny objawił się, aby wprowadzić człowieka we wnętrze Trójcy. Tak powiadali Ojcowie, i my, ludzie wierzący, wiemy, o co chodzi. Objawił cel i objawił  sposób,  w jaki się to dokonuje: dokonał zbawienia, zbawił nas, umierając na krzyżu i zmartwychwstając, przez dialektyką tych dwóch wielkich wydarzeń – i pozostając w sakramentach, które są  metodą  wprowadzania ludzi w świat Boga. Kto uczestniczy w sakramentach, wchodzi powoli coraz głębiej w przestrzeń królestwa Bożego, które nie jest przestrzenią terytorialną, ale jest przestrzenią międzyosobową. Wchodzi w ten wielki nurt Miłości, jakim jest Bóg objawiający się przez Syna Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego.

Wciąż przypominamy sobie te zbawcze wydarzenia. Dzisiaj w liturgii jest to samo. Rok liturgiczny w swoim cyklu rocznym ukazuje nam wszystkie tajemnice życia Chrystusa: po okresie Bożego Narodzenia, po wspomnieniu dziś Nazaretu z życia publicznego, zacznie się okres Męki i Zmartwychwstania – za kilka dni Wielki Post. Teraz tylko kilka niedziel między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem przybliża nam wydarzenia z publicznego życia Chrystusa. Chrystus „czyni”, uzdrawia, cuda czyni, i „naucza” (Dz 1, 1), daje komentarz do tego, co czyni – co jest jak gdyby streszczone w cudzie dokonanym w Kanie Galilejskiej: wodę przemienia w wino, aby wino przemienić w swoją Krew i zostać z nami „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).

Wtajemnicza w to wielkie misterium swojej obecności „po wszystkie dni”, i dlatego przygotowuje uczniów przez trzy lata do zrozumienia wydarzenia Paschy, Wielkanocy, gdzie z krzyża zmartwychwstaje, właśnie do zrozumienia tej  metody  (jak nazwałem ją przed chwilą), która polega na tym, że Wcielony Bóg, obecny przed dwoma tysiącami lat w postaci ludzkiej, pozostaje obecny w sakramentach, zwłaszcza w Sakramencie Eucharystii: „Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata”. W tym Sakramencie pozostaje Zmartwychwstały z krzyża ze swoimi stygmatami męki, Bóg Wszechmogący, który (jak św. Jan pięknie powiedział) „jest Miłością” (1 J 4, 19).

Dzisiaj jest czwarta niedziela po okresie Bożego Narodzenia. I wy, którzy żyjecie swoim życiem – nie znamy się tak szczegółowo: wy wiecie, że jestem księdzem, a kim wy jesteście, nie wiem, ale każdy z was ma „swoją opowieść”, ma swój stan, swój zawód, swoją odpowiedzialność – chcecie wszystko podbudować życiem wiary, życiem wiary w Jezusa Chrystusa, czyli chcecie odpowiedzieć na objawienie Boga, dać odpowiedź objawiającemu się Bogu, tak jak wtedy tamci: pasterze, mędrcy, uczniowie, Matka Jezusa. Chcemy przeskoczyć jak gdyby tę przestrzeń dwóch tysięcy lat – bo dzięki sakramentalności nie ma ani przestrzeni, ani czasu: jesteśmy  współcześni  Chrystusowi.

Właśnie o tym mówi nam wiara.

I to jest wiara. Tylko że my, żyjąc u schyłku drugiego tysiąclecia – czy na początku trzeciego; lepiej jest tak mówić, bo wtedy otwiera się horyzont optymizmu – mamy, niestety, jak gdyby proces odwrócony. I w tym jest cała trudność! Tam były wydarzenia życia Jezusa, potem były sakramenty, które ustanowił, by przedłużać w nich te wydarzenia w sposób obrzędowo-słowny, a potem było życie codzienne Apostołów i uczniów Chrystusa, którzy jak gdyby wyrastali z tego korzenia. Tu proces jest odwrotny. Najpierw jest życie... Mógł teraz ktoś wejść do kościoła i powiedzieć: coś tam ten ksiądz opowiada, a my mamy życie, bo mamy swoje problemy. Ekonomia, gospodarka, polityka, bomba atomowa, trzęsienie ziemi, kuchnia, stół, okrągły, kwadratowy...

Wszystko to są wielkie problemy. To jest życie.

Ale teraz wchodzimy tu, do kościoła. Jesteśmy uczniami Chrystusa. Żyjemy wiarą w Syna Bożego, który umarł i zmartwychwstał. Możemy mówić, że przed nami nasz własny horyzont śmierci, wobec którego wszystkie tamte sprawy relatywizują się, przemijają. Albo że ci, którzy uciekali z Rzymu czy Konstantynopola przed najazdem barbarzyńców, kiedy „bogi szalały i ludzie”, mieli jeszcze gorsze problemy niż my. I dochodzimy do sakramentów, aby w sakramentach, w liturgii zamknąć się, jakby w Jerozolimie, z Chrystusem – wrócić do Jego obecności. Do obecności Boga, który stał się Człowiekiem.

Ten proces dokonuje się w każdym z nas. Najpierw z zewnątrz, niejako odgórnie, kiedy przyjmujemy przekazywaną wiarę – jedni są księżmi, drudzy są rodzicami i chcą dzieciom skarb wiary przekazać – ale potem następuje praca wewnętrzna: jeśli nas Bóg ustrzeże od kryzysów wiary albo jeśli nam kryzys porządnie umęczy skronie i każe nam myśleć, każe nam weryfikować wiarę, którą gdzieś wypuściliśmy z rąk, zaczynamy poszukiwania, by pogłębić to, co już mamy.

I to jest istotna sprawa dla każdego. Od poprawnego rozumienia naszej wiary i przebiegu tego schodzenia od życia codziennego poprzez sakramenty do wydarzeń życia Zbawiciela zależy prawdziwa postawa ucznia Chrystusa. Tyle razy się mówi: bądź świadkiem Chrystusa, daj świadectwo w swoim środowisku, bądź dobrym katolikiem, ojcem, matką, bądź księdzem takim, jakim masz być. Oto teraz, w tym krótkim okresie „zielonych niedziel” mamy to sobie zweryfikować. Mamy przyczynić się przez wspomnienie tych tajemnic życia Chrystusa, tajemnic publicznego życia Chrystusa, do pogłębienia naszej wiary. I mamy ująć tę wiarę w weryfikację jak gdyby dwukierunkową: od wydarzeń zbawczych dotrzeć do Chrystusa i wydobyć z tego spotkania najgłębszą treść, by ją zastosować do codziennego życia i do jego spraw.

Co pogłębia naszą wiarę? Jeśli tak formułujemy pytanie: w jaki sposób pogłębia się wiarę, trzeba wpierw krótko przypomnieć, czym wiara jest. Jest tu także wiele nieporozumień. Ale też są sugestie, są konkretne określenia. Znana definicja z Listu do Hebrajczyków, z jedenastego rozdziału – który dzisiaj radzę sobie w domu przeczytać, żeby ująć tę definicję w całym kontekście wprowadzonym przez Autora – mówi, że „wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy“, powiązanych z nadzieją, ale też „jest dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11, 1). A więc operuję tą definicją nie wprost, kiedy mówię, że wydarzenia sprzed tysięcy lat, zwłaszcza męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, są uobecnione i zawarte w Eucharystii i że Bóg jest w Eucharystii.

Skąd to wiem? Powiedział mi o tym Chrystus, który zmartwychwstał, i po Chrystusie mówi mi o tym cały Kościół przez dwa tysiące lat, który jest obecnością Chrystusa w szczególny sposób, inaczej niż w Eucharystii: głosem Chrystusa jest Piotr naszych czasów, wszystkich czasów.

A więc wiara!

Proszę zauważyć, że tak rozumiana wiara: poręka rzeczywistości, których nie widzimy – ma też dzisiaj tutaj dopełnienie niezwykle ciekawe. Kiedy Jezus w Nazarecie mówił: „Dziś wypełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21), Łukasz, Apostoł i Ewangelista, dodaje: „A wszyscy przyświadczali Mu” (Łk 4, 22).

Wielki teolog zeszłego wieku, kardynał Newman, tak określił wiarę: „Wiara jest przyświadczeniem Bożym słowom”. „Amen” („tak jest!”) to jest wyraz wiary, przyświadczenie zawierające równocześnie akceptację tego, co się mówi, jak i Tego, kto mówi. Jeśli On jest Bogiem, który zmartwychwstał z krzyża – nie ma wątpliwości. Nawet co do Eucharystii. Nawet co do rozgrzeszenia. Nawet co do przykazań. Nawet co do wymagań, które określił Paweł VI w encyklice „Humanae vitae” dotyczącej regulacji poczęć. Wszystko jest prawdziwe, jedno z drugiego wynika. Może być trudne, może być wezwaniem na krzyż – ale to jest prawda Jezusa Chrystusa. I o tym trzeba wiedzieć.

Newmanowska definicja wiary – przyświadczenie Bożym słowom – jest dopełnieniem tych refleksji. Ale teraz my dopełnijmy nasze rozważania. Mianowicie, co znaczy: pogłębić wiarę?

Jeśli mam już wolę przyświadczenia słowom Boga, chcę, aby to przyświadczenie było dojrzalsze. W zeszłym roku mówiliśmy o tym samym, dziś chcemy powiedzieć więcej. Dziś chcemy powiedzieć, że będziemy jeszcze bardziej wierzyli. „Panie, przymnóż nam wiary” (Łk 17, 5). Co to znaczy?  Kiedy  Bóg mówiący słowem (Pisma świętego oczywiście, słowem Ewangelii), kiedy Bóg mówiący normą przykazań: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij – staje się dla nas coraz bardziej nie tylko Tym, który mówi i który wymaga, ale Tym, kim On sam jest?

Kto mówi? Objawiający się Bóg. Ale owo „objawiający się Bóg” coraz bardziej przekształca się i ma się przekształcać (na tym polega dojrzewanie wiary): jest Bogiem-Osobą, jest Kimś.

Spotykam już nie normę tylko, już nie sformułowanie – ale poprzez normę i słowo dochodzę do żywej Osoby.

Wczoraj czciliśmy Tomasza z Akwinu, który wypowiedział genialne słowa o wierze: Fides non terminatur ad enuntiabilia sed ad rem – kresem wiary nie jest żadna formuła, słowa obrzędu czy dogmatu, jest Żywy Bóg, jest Osoba. Wiara poprzez zasłonę słów ma dotrzeć do Żywego Boga i jeśli ja o tym wiem, mogę wypełnić to, czego Bóg wymaga. O tym, że Bóg jest, mówi mi wiara. To, że podejmuję, co mówi, i wypełniam, nakazuje mi miłość.

Właśnie. Kto nie miłuje Boga, ten nie wypełnia Jego przykazań. I tak zwany wierzący a niepraktykujący to jest ten, który o Bogu dużo wie, lecz Boga nie miłuje. A przykazanie fundamentalne jest jakie? „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem” (Mt 22, 37). A Chrystus obwieścił: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali” (J 13, 34). A Paweł dzisiaj, kiedy czytamy List do Koryntian i hymn o miłości, mówi: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, jestem niczym” (por. 1 Kor 13, 12).

Tak jest. To jest dopiero kontekst, w którym rozumiemy bardziej, co to wszystko znaczy i o co w tym wszystkim chodzi.

I z tego dopiero wynika (proszę dobrze zapamiętać, to jest niezwykle ważne): jeśli dla mnie Bóg jest Miłością – a stąd to wiem? to trzeba udowadniać przez całe życie! – skoro dla mnie Bóg jest Miłością, to muszę sobie ułożyć życie według tej fundamentalnej prawdy. Nie kwestionować najpierw przykazań, sformułowań, zasad i prawd wiary – zacząć od miłości. Umiłuj Boga, a wszystko będzie jasne, nie będziesz kwestionował tego czy tamtego.

Słyszeliśmy ostatnio, że niektórzy niemieccy teologowie wystąpili w orędziu przeciw Papieżowi; pewnie będzie o tym niezadługo rozpisywać się prasa. To by im też należało przypomnieć: jak się jest teologiem, jak się jest profesorem, to jeszcze nie znaczy, że ma się dyplom miłowania Boga.

Trzeba Boga miłować, wtedy wszystko się upraszcza. Wtedy tajemnica wiary staje się bardzo prosta do przyjęcia. Po prostu współczesna. Po prostu: tu spotykamy Obecnego i możemy jak Tomasz „niewierny” podnosić ręce i dotykać Jego ran, i mówić: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28).

Kończę te rozważania. Proszę zauważyć, że dominantą dzisiejszych tekstów – bo to, co mówię, było jednak wydedukowane z dzisiejszej liturgii słowa – jest hasło, skrót-symbol: proroctwo. Mówi liturgia o Jeremiaszu proroku i o Jezusie Proroku. „Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie” (Łk 4, 24). Co to znaczy: prorok? Prorok jest to człowiek, który  widzi  poza normami, paragrafami, kodeksami, obrzędami, chlebem, winem, konfesjonałem, Hostią – widzi obecność Boga i obecnego Boga w Osobie. Widzi dlatego, że ma miłość. I dlatego może mówić, i dlatego może wzywać do pokuty. I dlatego może przekazać wiarę. Prorok, Widzący.

I dopiero widać, że ta analiza miłości, którą Paweł daje, którą trzeba czytać prawie codziennie: „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, nie wyrządza złego, nie nadyma się, nie jest pyszna” (por. 1 Kor 13, 4), że to jest dopiero program dla realizacji prawdziwego chrześcijaństwa. A też dla nas to dzisiejsze wspomnienie jest weryfikacją naszej wiary i naszej miłości. I zadaniem na najbliższe dni.

(1989)

 

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz