homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Każdy z nas, przychodząc dzisiaj do świątyni, aby z wiarą uczestniczyć w pełnym głębokiej treści Misterium Eucharystii, przyniósł ze sobą swoje sprawy. Ile ich jest! I jak często są one ciężkie i ponad siły. Sprawy cudze, własne, społeczne, indywidualne. Iluż przyniosło dziś ten przygniatający ból istnienia, który pali jak otwarta rana. Nie trzeba wchodzić w konkrety, bo każdy wie, co przyniósł.
Te wstępne słowa, choć ogólne, nie są wcale ogólnikami. Przywołują na pamięć wszystkie szczegóły, które składają się na dramat a często na tragedię ludzkiego życia.
I oto naprzeciw temu obrazowi w naszej pamięci wychodzi mocne, pełne optymizmu wyznanie: „Mamy nadzieję w miłosierdziu Pana” (refren Psalmu). Powtórzyliśmy to dzisiaj kilka razy, śpiewając Psalm responsoryjny, a kantor napełniał treścią ten jeden werset, jak gdyby próbując ukazać drogę wchodzenia w szczegóły: „Sprawiedliwi, radośnie wołajcie na cześć Pana, prawym przystoi pieśń chwały. Sławcie Pana na cytrze, grajcie Mu na harfie o dziesięciu strunach” (Psalm responsoryjny – Ps 33, 12). I powód: „Oczy Pana zwrócone na bogobojnych, na tych, którzy czekają na Jego łaskę, aby ocalił ich życie od śmierci i żywił ich w czasie głodu” (tamże, 1819).
Tak sformułowana anemneza kieruje naszą pamięć na najistotniejsze treści naszej wiary. Proszę przyjrzeć się zamysłowi Kościoła, który pragnie coroczne powtarzanie uroczystości paschalnej uczynić tchnieniem nadziei. Nie tylko chce obudzić u swych członków czujność, ale porwać ich do twórczego wysiłku, zachęcając do życia świadomego niezwykłością tego wydarzenia, jakim jest zmartwychwstanie BogaCzłowieka, Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Przypomnijmy sobie pokrótce te sprawy, zanim wejdziemy w samo sedno dzisiejszego rozważania. Piąta niedziela Wielkanocy, którą dzisiaj przeżywamy, jest drugim skrzydłem tryptyku, który tworzą niedziele przygotowujące nas do uroczystości już niebawem zbliżającej się, Wniebowstąpienia Pańskiego i Zesłania Ducha Świętego – tej drogi Chrystusa, kiedy ukaże Go nam Kościół wstępującego, po to, żeby zstąpić jeszcze raz, inaczej, w życie Kościoła i tych, którzy wierzą w Jezusa Chrystusa.
Pierwszym, lewym skrzydłem tryptyku jest, rozpoczynający się posypywaniem głów popiołem w Środę Popielcową, Wielki Post. Jest on drogą do Jerozolimy Ukrzyżowania. To, co dziś przeżywamy, to jest skrzydło prawe, droga objawienia ludziom, śmiertelnym i umierającym, życia w zmartwychwstałym Panu. A centralny obraz tryptyku to Wielka Noc Krzyża i Wielki Dzień Zmartwychwstania, który jest czytelny naprawdę tylko dla tych, którzy przez wiarę i miłość zbliżają się ku temu misterium, wzbijając się na tych dwóch skrzydłach. Brzmi ono tak: dzięki krwi Chrystusa wylanej na Golgocie mamy przystęp do przedziwnego, ale i „prawdziwego sanktuarium”, „do Miejsca Świętego” (Hbr 9, 12.24); poprzez swoje uwielbione Ciało, które zostawił aż do skończenia świata w osłonie eucharystycznego Chleba, „zapoczątkował nam Jezus nową drogę” prowadzącą do życia – tak to określił Autor Listu do Hebrajczyków (por. Hbr 10, 1920).
Ten biblijny zwrot trzeba koniecznie w tym miejscu przełożyć na język zwyczajny. Mając przed oczami całą sumę naszych codziennych spraw, problemów, cierpień, trudności, kłopotów – tego, co nazywamy życiem, codziennym życiem – musimy zapytać, jak to wszystko się ma do tego życia, które daje nam Chrystus: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ten ma życie wieczne” (por. J 6, 54). Wielu ludzi zatrzymuje się tylko na pierwszej warstwie, cielesnej, na tym, co zostanie przybite do krzyża i umrze. Umrze, bo nic nie przetrwa z tego, co ludzkie, chyba że zostanie włączone w ukrzyżowaną miłość Jezusa Chrystusa, który wstał z krzyża, będąc Człowiekiem, ale i Bogiem.
A więc sprawa wejścia na nową drogę, otwartą nam przez Chrystusa w Jego Ciele, jest najistotniejszym zadaniem naszego życia. Właśnie – czterdzieści, pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat jest nam danych po to, żeby zapoznać się z tą drogą, umiłować ją i uczynić ją zasadą swego życia. I widzimy, jak wnikliwie pedagogia Kościoła przez te tygodnie po Wielkanocy wtajemnicza nas, uczniów Chrystusa, w sekret tej nowej drogi, która po Wniebowstąpieniu Pańskim, dzięki zesłaniu Ducha Świętego, ma być programem naszego życia. Właśnie tego codziennego, najzwyczajniejszego, prowadzonego poza świątynią, ale też przenikniętego do najgłębszych swych warstw życiem Zmartwychwstałego.
Oto właśnie okres, w którym trzeba przyłożyć rękę do czynu. Po prostu zabrać się ostro za siebie i zacząć rzetelną pracę nad sobą, dzięki której ukształtuje się w nas owa – tak charakterystyczna dla prawdziwego życia chrześcijańskiego, bo to jest jego cecha istotna – postawa, którą można określić: dusza, w której płonie ogień, żar. Ten żar to miłość, dar Ojca objawiony przez Syna na krzyżu, rozdawany przez Ducha Świętego wszystkim, którzy mają serce czyste.
Posługujemy się często tą metaforą „serce czyste”, ale czy ona jest czytelna i zrozumiała? Tym określeniem opisujemy duchowy profil człowieka, który wyznając w Jezusie Chrystusie zmartwychwstałym i – dodajmy, jak zawsze – obecnym w Eucharystii, Syna Bożego, zmienia swoje życie. Jest gotów zmienić swoje życie. Dokonuje się w nim nawrócenie. Pracuje nad tym, by to nawrócenie mocą Bożą się dokonywało. Nie tylko idzie przed Wielkanocą do spowiedzi i... znowu wraca do swoich grzechów, ale przemienia całkowicie życie na modłę Jezusa Chrystusa. Odwraca się od złych obyczajów przeciwnych obyczajom ukazanym we wcielonym kształcie Syna Człowieczego i otwiera wciąż swoje serce na Jego przyjście. Oznacza to, że jest gotów oddać się całkowicie do dyspozycji Jego miłości, Jego służbie. Tej miłości, którą Chrystus objawia w Chlebie Eucharystii i na kartach Ewangelii.
Tak więc płonąca w ludzkim sercu miłość Chrystusa ogarnia wszystkie działania człowieka i wyciska na nich specyficzne, jedyne i niepowtarzalne piętno.
Można by więc tu znowu wchodzić w szczegóły. Jak inaczej u ludzi, którzy mają miłość Chrystusa, wygląda etos pracy, jak inaczej odpowiedzialność za kierownicze stanowiska czy też za te, które są w środku lub na dole. Jak inaczej wygląda odpowiedzialność za życie rodzinne i małżeńskie. Jak inaczej wygląda roztropność, mająca, dzięki miłości Chrystusa, swój jedyny i niepowtarzalny styl i swoją skalę wartości zakorzenioną w tej skali wartości, na której szczycie jest Miłość ukrzyżowana. Jak inaczej wygląda sprawiedliwość dopełniona miłością, wstrzemięźliwość, męstwo. Można tutaj cały etos chrześcijański i ludzki postawić przed oczy, pokazując, jak odmienny jest wtedy, kiedy motorem wszystkiego jest działająca w nas miłość Chrystusa.
Właśnie taki styl życia nowo powstałe chrześcijaństwo opisane w Dziejach Apostolskich – czyli pierwsze chrześcijańskie gminy – nazywa „drogą” (Dz 9, 2; 19, 9; 22, 4; 24, 14.22). Tworzy się ona nie dzięki przyjęciu samych wymagań prawa i przykazań – ciągle to sobie przypominajmy – bo one są tylko literą, która bez ducha może zabić, lecz dzięki egzystencjalnej więzi z osobą Jezusa Chrystusa, dzięki zjednoczeniu się z Jego miłością, z Nim, który sam jest Miłością, owym Ogniem, który przyszedł zapalić w ludzkich sercach (Łk 12, 49).
Spójrzmy teraz, pokrótce tylko, na wyjątek mowy Jezusa czytanej dzisiaj a wypowiedzianej w Wieczerniku przed męką krzyżową. Aby ją ująć głębiej, doczytajmy jeszcze kontekst. Jezus rozpoczął swoją mowę pożegnalną zaraz po wyjściu Judasza z Wieczernika. Mówi Jan: „A on po spożyciu chleba zaraz wyszedł (wszedł na drogę?). A była noc. Po jego wyjściu rzekł Jezus: «Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie mnie szukać, ale dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie»” (J 13, 3031.33). I bezpośrednio po tych właśnie słowach następuje uroczysta proklamacja nowego przykazania: „«Przykazanie nowe daje wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali». Rzekł (wtedy) do Niego Szymon Piotr: «Panie, dokąd idziesz?»” (J 13, 34-36). I tu jest ten wyjątek, który dzisiaj czytamy: „Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie... Idę przygotować wam miejsce” (J 14, 12). A Tomasz powiedział: „«Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?» Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie»” (J 14, 56).
Już wiemy po poprzednim wstępie, co to wszystko znaczy. Co znaczy droga, którą jest Chrystus, i co znaczy droga, którą jest chrześcijańskie życie związanie z Chrystusem. Ale proszę zwrócić uwagę jeszcze na te niezwykłe słowa. Chrystus mówi: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję” (J 14, 12), które Ojciec spełnia we Mnie (J 14, 10).
I o to wciąż chodzi. Święty Piotr, który w dzisiejszym czytaniu daje nam komentarz do Ewangelii przed chwilą głoszonej, mówi: „Wy jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, świętym narodem, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła” (1 P 2, 9). Czynami swoimi ogłaszać potęgę Boga, który umarł i zmartwychwstał, jest w Eucharystii, jest w czystym sercu i działa! Pokazać to w swoim życiu.
Pytamy zawsze o sposób, modus, jak się tego nauczyć. Kościół nam to też dzisiaj podpowiada. Aby pełnić dzieła, które dyktuje ukrzyżowana miłość, aby „codziennie rozdawać jałmużnę” (por. Dz 6, 1), trzeba wsłuchiwać się w naukę Apostołów, których wysłał Chrystus, by głosili słowo, wzywali do pokuty i modlitwy. Przyjęcie słowa, które jest prawdą, przyjmowanie Eucharystii, która jest Miłością, tworzy właśnie tę drogę chrześcijańskiego życia. Wprawdzie jest ona drogą wąską, ale prowadzi do chwały. Tak jak „przejście”, Pascha Chrystusa: przez ukrzyżowanie do zmartwychwstania.
Oto cały skrót tego, co nazywamy chrześcijańskim postępowaniem moralnym.
(1987)
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz