16 marca 2024

5 NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

ROK B

 

Pierwsze czytanie: Jr 31, 31‑34

Drugie czytanie: Hbr 5, 7‑9

Ewangelia: J 12, 20‑33

 

Za dwa tygodnie Wielkanoc! Dzisiejsza, piąta niedziela Wielkiego Postu przez wieki była nazywana w Kościele niedzielą Męki Pańskiej. Zasłony na wizerunku krzyża skupiają uwagę na tym przedziwnym znaku, zmuszają niemal do odkrywania na nowo sensu jego znaczenia. Krzyż Chrystusa, którym znaczymy się każdego dnia – czym jest? Nie pora dziś, by to tłumaczyć. Ale przypomnieć trzeba i powiedzieć, że jest w centrum naszego chrześcijańskiego pola widzenia. „W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka”. Kto rozumie mękę Syna Bożego, ten zrozumiał, kim jest Bóg, rozumie też, kim jest człowiek, kim jest on sam. Posiadł rozumienie sensu swego istnienia, a bez tego wszystko jest beznadziejnym bezsensem.

Chrystus podczas swojego doczesnego, ziemskiego bytowanie powoli wtajemniczał swoich uczniów w misterium krzyża, bo ono jest kluczem do rozumienia Boga, i w misterium Eucharystii, w której krzyż jest dostępny dla wszystkich pokoleń. Nie tylko jako symbol, ale jako rzeczywistość. Wtajemniczał, chcąc pomóc ludziom odkryć właśnie misterium Boga, ponieważ krzyż i zmartwychwstanie – jeden akt w dwu odsłonach – odsłaniają i objawiają Boga w Nim, w Jezusie Chrystusie.

Tak też czyni Kościół, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu. Kontynuując pedagogię Jezusa Chrystusa, wtajemnicza nas w misterium krzyża. Pamiętamy, że rozpoczynaliśmy Wielki Post od wyjaśnienia tego epizodu, kiedy Jezus zapytał swoich uczniów: „A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mt 16, 15). Bo wszyscy inni – różnie. Wtedy Piotr przemówił: „Tyś jest Chrystus (czyli Wybawiciel), Syn Boga Żywego” (por. Mt 16, 16). Jezus nakazał mu wtedy milczenie (Mt 16, 20) i nic nie powiedział na to wyznanie. Jego jedyną odpowiedzią – zapytany, kim On właściwie naprawdę jest (J 10, 24) – była Jego droga w mękę, w odrzucenie, w śmierć. Ujął to w zdaniu: „Muszę iść do Jerozolimy” (por. Mt 16, 21). I tylko ta droga odsłania Jego tajemnicę. Jego śmierć na krzyżu mówi, kim On jest naprawdę.

Powtórzmy: kto zrozumiał czy stara się zrozumieć mękę Syna Bożego, ten rozumie czy też stara się zrozumieć, kim jest Bóg. I co więcej, dzięki temu coraz głębiej rozumie, kim jest chrześcijanin, kim jest on sam. Ileż my się nad tym namęczymy, by w świecie pełnym komplikacji posiąść prawdziwy obraz własnej tożsamości! I jak to jest potrzebne, żeby potem wszystko z tego wynikało, żeby oprzeć się na tym stwierdzeniu, kim ja jestem – a wiem to, kiedy wiem, kim jest Bóg – żeby się na tym oprzeć jak na twardej skale. Zbudować na tej skale dom, którego ani wichry nie rozniosą, ani woda nie zniszczy.

„I zaczął ich pouczać (pamiętamy to sformułowanie), że musi iść do Jerozolimy” (por. Mt 16, 21), że „musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony, że będzie zabity, ale potem zmartwychwstanie” (por. Mk 8, 31). Historia męki Jezusa jest drogą jakby po stopniach, po szczeblach: cierpienie, odrzucenie, śmierć.

Zatrzymajmy się przez moment na tym pierwszym etapie: „Syn Człowieczy musi wiele cierpieć” (Mk 8, 31a). Co to znaczy? Jeśli ktoś cierpi, to najczęściej po drugiej stronie jest agresja, jest nienawiść, jest zło. Wiemy też o tym, że one rodzą się z lęku, czasem z bólu, czasem z bezradności, czasem z beznadziejności. Ktoś zrzuca na drugiego człowieka to, co dręczy jego samego. Właśnie cierpienie wyrzuca się poza siebie. Oto też rąbek tajemnicy, dlaczego Jezus musi cierpieć.

Ale jest rzecz jeszcze gorsza. Powiedział, że „będzie odrzucony” (Mk 8, 31b). Udręka ludzi wzbudza współczucie, cześć, pochylamy się nad ludźmi cierpiącymi. Ale człowiek odrzucony jest napiętnowany jak przestępca. Odrzucenie odbiera umęczonemu jego godność. „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34). Śmierć opuszczonego!

Kim jest Syn Człowieczy? Powtarzamy: „ecce homo, oto Człowiek” (J 19, 5). Ale czy sobie zdajemy sprawę, że dopóki nie powiemy: ecce Deus, oto Bóg, jesteśmy dalecy od tego, żeby poznać Jego tajemnicę? Kto chce więc pojąć, kim jest Bóg, ten musi patrzeć na tego „Męża boleści” (Iz 53, 3), musi odkryć całą Jego tajemnicę, tę „drugą stronę”, tak ściśle ukrytą przed nami, tak niedostępną.

To właśnie w tej „drugiej stronie” zbiegają się Jego własny wybór („Syn Człowieczy musi iść”) z naszym wyborem. Jego wybór prowokuje nas do patrzenia na mękę Syna Człowieczego i odkrycia w niej imperatywu, by wejść na tę drogę, by ten najgłębszy motyw Jego męki stał się zasadą naszego chrześcijańskiego postępowania.

Pamiętamy, że kiedy Chrystus powiedział, że musi iść do Jerozolimy, musi cierpieć wiele, być odrzuconym i zabitym, Piotr „począł robić Mu wyrzuty: «Panie, nie przyjdzie to na Ciebie!». Wtedy Jezus żachnął się: «Idź precz, szatanie, bo nie rozumiesz tego, co Boskie, ale to, co ludzkie»” (por. Mt 16, 22‑23). I zaraz po tym powiedział: „Jeśli ktoś chce być uczniem moim, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój na co dzień i niech Mnie naśladuje” (por. Mt 16, 24). Znowu: zaprzeć się, wziąć krzyż, naśladować. To jakby echo tych pierwszych: cierpieć, być odrzuconym i umrzeć.

Już się nam wyjaśnia, coraz wyraźniej widzimy, na czym polega owo: być chrześcijaninem. „Niech się zaprze siebie” – co to znaczy? Piotr zaparł się Jezusa, powiedział: „Nie znam tego Człowieka” (Mt 26, 72.74), kiedy Go już, idącego do Jerozolimy, pojmali. A teraz to samo trzeba odnieść do siebie: zapomnieć o własnym „ja”. O własnym „ja”, pełnym lęków i małostkowych pragnień, ślepym, egocentrycznym. Zapomnieć i odrzucić. W jaki sposób? Wziąć krzyż swój na siebie.

Każde słowo w tym sformułowaniu jest niezwykle ważne. I „krzyż”, i „na siebie”, ale przede wszystkim „swój”. Swój, bo Jezus nie potrzebuje, abyśmy brali Jego krzyż – On sam go niesie. I nawet jak Szymona z Cyreny „przymusili” (Mt 27, 32), by niósł, to jednak doniósł sam Jezus (J 19, 17). Ale Jezus chce, abyśmy zwolnili Go z tego małego odcinka, jakim jest Jego męka w nas. To nie jest trudne do pojęcia: uczestnicząc w Eucharystii, przez chrzest zakorzenieni w śmierci i zmartwychwstaniu, wiemy, że Chrystus jest Głową Ciała, a my Ciałem, a każdy z nas komórką w tym Ciele – a więc cząstką Jego męki też jesteśmy. I jeśli Chrystus mówi: „Niech weźmie krzyż swój na siebie”, wyraźnie mówi, czego chce od każdego człowieka.

Wielcy reformatorzy świata często tworzą wciąż nowe ideologie i pozostawiają wszystko na papierze teorii. Trzeba wziąć swój krzyż na co dzień i iść za Chrystusem, i naśladować Go. Kto tak potrafi i idzie ze swoim krzyżem za krzyżem Jezusa, ten odnajduje Boga w swoim życiu. A jak odnajdzie Boga w swoim życiu, to „ten nie upadnie, kto krzyż odgadnie”.

To właśnie, moi drodzy, znaczy naśladować Chrystusa: nieść swój krzyż. Ileż to głębi, jaka niezwykła tajemnica kryje się w męce Chrystusa i w Jego wołaniu do wejścia na tę drogę, do naśladowania Jego drogi. On musi, aby wszyscy Jego uczniowie, wpatrując się i wsłuchując w Jego „muszę iść do Jerozolimy”, zrozumieli swoje „muszę”.

Właśnie na ten sam temat, który jest głównym wątkiem Wielkiego Postu, mówi dzisiejsza Ewangelia, mówi Jezus, ale w sposób nieco inny – i znowu nam odkrywa jeszcze jedną warstwę tej głębokiej tajemnicy. Oto Grecy (można tutaj pod ten symbol podstawić i pogan, i ludzi niewierzących, i wierzących a niepraktykujących, i wątpiących; po prostu obcy, zainteresowani jednak poszukiwaniem Boga i zainteresowani pytaniem, kim jest Bóg) przyszli do Apostołów, zwabieni sławą Jezusa z Nazaretu, i powiedzieli: „Chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12, 21). Może by zobaczyli „ecce homo”, ale nie „ecce Deus”. Do Boga by w Jezusie nie dotarli, tak jak wielu współczesnych nie dociera. Uczniowie „powiedzieli o tym Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: «Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę»” (J 12, 22‑27).

Powtórzenie sceny z dialogu z Piotrem. Jeśli chcesz być uczniem, weź krzyż i idź. Przypatrz się ziarnu wdeptanemu w ziemię. I już mówi wyraźnie, że Jego pielgrzymka, pielgrzymowanie do Jerozolimy skończone: „Nadeszła moja godzina”. Przestał iść. „Przyszedłem na tę godzinę”. Godzina – czego? Godzina męki, godzina odrzucenia, godzina krzyża i śmierci. Aby ci, którzy zechcą być Jego uczniami, przyznawać się do tego, że są Jego uczniami, chcieli siebie się zaprzeć, wziąć swój krzyż i naśladować Go.

I dokończył tej mowy, odpowiadając Grekom: „A gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32). Mowa metafory, przenośni, symbolu krąży ciągle dokoła jednego: dialektyka krzyża i zmartwychwstania, umrzeć aby żyć.

Umrzeć z Chrystusem, aby żyć z Chrystusem. Umrzeć dla grzechu, aby zrodziła się świętość. Autor Listu do Hebrajczyków jeszcze raz streszcza to samo: „A chociaż był Synem (domyślnie: Bożym), nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5, 8‑9).

Dopiero na tym tle jasnym się nam staje proroctwo Jeremiasza proroka, które dzisiaj usłyszeliśmy. Paręset lat przed męką Chrystusa, śmiercią i zmartwychwstaniem, przed ustanowieniem Eucharystii. „Zawrę z ludem nowe przymierze” – mówi Pan (Jr 31, 31). Jakie? „Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu” (Jr 31, 33).

Już nie tylko zewnętrzne nakazy, zakazy, przepisy, tablice kamienne – Bóg sprawiedliwości. Ale Bóg, który zawłaszcza ludzkie serca, ogarnia serca czyste i podbija pod swoje panowanie miłością. Nowe Przymierze. „I nie będą się musieli wzajemnie pouczać, mówiąc jeden do drugiego: «Poznajcie Pana»” (Jr 31, 34a). Grecy, jeśli odczytali to proroctwo po mowie Jezusa, to im się to wszystko skojarzyło. „Wszyscy bowiem, od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki i o grzechach ich nie będę już wspominał” (Jr 31, 34b).

Poznanie Boga, Boga niewypowiedzianego, Boga, którego „nikt nigdy nie widział” (J 1, 18), dokonuje się przez poznanie Jezusa Chrystusa, a poznanie Jezusa Chrystusa przez Jego mękę i krzyż, przez poznanie Jego męki i Jego krzyża. A męka i krzyż są obecne w Eucharystii. Za chwilę to usłyszymy, ksiądz weźmie chleb i kielich i powie: „To jest kielich Krwi mojej (już nie proroka Jeremiasza słowa, ale Chrystusa), kielich Nowego i wiecznego Przymierza, kielich Krwi, która za was będzie wylana na odpuszczenie grzechów. To czyńcie na moją pamiątkę. Bierzcie i pijcie z tego wszyscy”.

Kończmy nasze dzisiejsze rozważanie. Przed nami Wielkanoc – teraz Wielki Post, rekolekcje. Najważniejszym zagadnieniem ludzkiego życia jest poznanie Boga. Bo bez Boga i bez poznania Boga życie nie ma sensu. Poznaje Boga ten, kto idzie wąską drogą krzyża, drogą Jego przykazań, która chroni ludzkie serce od grzechu i wpływu szatana. I ci, którzy mają serce czyste – „Stwórz, o mój Boże, we mnie serce czyste” (refren Psalmu responsoryjnego) – mają takie serce dlatego, że naśladują Chrystusa.

Idą do Jerozolimy, aby umrzeć z Nim i zmartwychwstać. A dokonuje się to przez Komunię, gdzie jest najgłębsze z Nim spotkanie.

Co za wspaniała synteza! „Kto by chciał Mi służyć – mówi Jezus, to też słowa dzisiaj przed chwilą wyśpiewane (śpiew przed Ewangelią) – niech idzie za Mną; a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa”. Kto idzie za Jezusem, towarzysząc Mu w Jego męce, i swój własny krzyż bierze na siebie, ten odnajduje Boga w swoim życiu – już teraz.

(1988)

 

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz