ROK C


      Pierwsze czytanie: Iz 6, 1-8

      Drugie czytanie: 1 Kor 15, 1-11

      Ewangelia: Łk 5, 1-11

5 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

05 lutego 2022

Czas mija szybko, bardzo szybko – to stwierdzenie można odnieść do upływającego szybko naszego życia, życia niechybnie zdążającego do śmierci, ale można też odnieść do najważniejszego obrazu, jaki przed naszymi oczami, na bliskim dla nas horyzoncie, wciąż na nowo rysuje rok liturgiczny. Oto bowiem zakończyliśmy okres Bożego Narodzenia, dzisiaj zapowiadamy okres Wielkiego Postu, a pomiędzy tym, co przed chwilą zakończyliśmy, a tym, co za chwilę nastąpi, jawi się w tym naszym zwyczajnym „teraz”, w tych kilku niedzielach „pomiędzy”, etap trzyletni – nazywamy go publicznym – życia Jezusa.

Wszystkie etapy życia Jezusa, tej drogiej i najdroższej nam Postaci, są ważne dla kształtowania naszej wiary, ale wszystkie wpływają na jej kształtowanie inaczej – poczynając od korzeni, jakim jest misterium Wcielenia Boga, objawione w pokorze i ogołoceniu żłóbka, kiedy Nieskończony ukazał się w ludzkich granicach w konkrecie historii, poprzez ukryte życie w Nazarecie, gdzie ukazał wagę posłuszeństwa wobec autorytetu, a oto teraz życie publiczne Chrystusa ukazuje Go nam pośród wielu różnorodnych wydarzeń i szczegółów życia, tu kształtują się zręby tego, czego poszukujemy wciąż dla weryfikacji naszego chrześcijaństwa.

Ale wszystko, jak wiemy, zmierza do momentu szczytowego. To on właśnie formułuje ostateczne „być nie być” naszej wiary: ostatnie chwile życia Jezusa, kontakt z Jego męką, śmiercią i zmartwychwstaniem. Oto przynajmniej taką już mamy świadomość, że nasza wiara tylko wtedy jest wiarą żywą i prawdziwą, kiedy cud zmartwychwstania jest dla nas wydarzeniem realnym i związanym organicznie z Eucharystią.

Właśnie do tego cudu odwołuje się św. Paweł, kiedy ukazuje sens całego swojego trudu apostolskiego, swojego przepowiadania, jak również domaga się takiego sensownego i odpowiedzialnego stanowiska od tych, którzy przepowiadania słuchają: „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem – pisze do Koryntian – że Chrystus umarł za nasze grzechy zgodnie z Pismem, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi... Tak więc czy to ja, czy inni (aż po dziś dzień ci inni!) tak nauczamy i tak wyście uwierzyli” (1 Kor 15, 38.11).

Jak? Jak nauczamy i jak uwierzyliście?

Właśnie: wiemy z kerygmatu Pawła o zmartwychwstaniu Chrystusa. Ukrzyżowany na śmierć, zmartwychwstał. I najważniejszy może moment osobisty, ale tak wzmacniający naszą wiarę: „ukazał się mnie”, pisze Paweł. Wiemy, kim był Paweł, prawie każdej niedzieli słuchamy jego słów. Wiemy, czym było uwarunkowane jego nawrócenie, i wiemy, przynajmniej trochę, co w ustach Pawła znaczy: „ukazał się także mnie”.

„Wszyscy szukamy Boga – pisze Augustyn – chcąc Go znaleźć podczas naszego doczesnego życia. Szukamy Boga, nawet znalazłszy Go, w wiecznej szczęśliwości. Szukamy Go zatem, chcąc Go znaleźć, ponieważ jest ukryty. A kiedy Go znajdujemy, spostrzegamy, że jest nieogarniony”. „Nieogarniony” do Pawła tak się przybliżył, że zobaczył w Nim umiłowane rysy Tego, którego nie spotkał podczas Jego ziemskiego życia. Paweł Chrystusa nie znał, Paweł wierzył w Jedynego Wszechmogącego Boga, którego rozeznał nie w Chrystusie, bo mu to nie było dane, tak jak nam, ale rozeznał oblicze Boże w prześladowanym człowieku, kiedy „siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich” (Dz 9, 1). I to stało się podstawą dla dynamizmu jego wiary: „miłość Chrystusowa przynagla mnie” (por. 2 Kor 5, 14), i to stało się energią jego czynów apostolskich.

„Oto Ja jestem – mówi Chrystus – żeby pełnić wolę Twoją” (por. J 4, 34; 6, 38; Hbr 10, 7). „Niech mi się stanie według Twego słowa”, mówiła Maryja (por. Łk 1, 38). A Paweł mówi: „tak nauczamy”. A my mówimy: Credo, Domine – wierzę, Panie. Amen. Niech się tak dzieje i niech się tak stanie.

Oto jest ta panorama, gdzie dominantą jest to, co przed nami: Wielki Post, kiedy (jak mówi nasz stary język, archaiczny) będziemy „wchodzić w przepaść męki Chrystusowej”, będziemy rozważać etapy Drogi Krzyżowej, będziemy uczestniczyć w pełnych solenności obrzędach Wielkiego Tygodnia. Będziemy pokutować, by przez pokutę oczyszczeni w krwi Chrystusowej rozdawanej w sakramencie pojednania, jeszcze bardziej pogłębić świadomość naszej bliskości z Chrystusem zmartwychwstałym przyjmowanym w każdej Komunii. I będziemy w czasie tych tygodni, które są przed nami, zgłębiać nasz chrześcijański rodowód i naszą chrześcijańską tożsamość.

Ale jeszcze przez moment zatrzymajmy się na słowach dzisiejszej Ewangelii. Scena opisana przez Łukasza Ewangelistę jest naprawdę niezwykła. Może tylko, zanim wejdziemy w tekst poszukując sedna tego opowiadania, spójrzmy jak gdyby jednym rzutem oka na całe nasze dotychczasowe życie. Zobaczmy, jak wyglądało i kształtowało się nasze odniesienie do Boga, do Jezusa Chrystusa, do Ducha Świętego.

Spójrzmy na naszą wiarę, wyznawaną tak często słowami „Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego, w Syna Bożego Jezusa Chrystusa obecnego w Eucharystii, w Ducha Świętego”, w Miłość Boga, która jest wewnętrznym źródłem naszej moralności określanej przez zewnętrzne normy i przykazania. Kiedy tak patrzymy na siebie i widzimy, jak kształtowała się historia naszej wiary, to możemy teraz, razem z tym tutaj opisywanym epizodem zrozumieć słowa wypowiedziane przez Chrystusa do nas dzisiaj. Czy nasza miłość i nasza wiara była na tyle dojrzała w różnych etapach naszego życia, że kiedy Chrystus skierował – do mnie osobiście! – swój apel, mógł otrzymać odpowiedni rezonans, odpowiedź?

„Gdy przestał (nauczać), rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów»” (Łk 5, 4). Iluż z nas zmarnowało w życiu tę szansę. Ilu po niejednej całonocnej pracy wchodziło w ciemne okresy życia i powracało na brzeg z frustracją – jak to dzisiaj mówimy – z powodu pustych sieci. My wiemy, czy w życiu były kryzysy, czy w życiu były etapy zajeżdżania na coraz głębsze warstwy tej wielkiej przygody z Bogiem.

„Wypłyń na głębię”. I odpowiedź Piotra: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5, 5). Tak się ciśnie człowiekowi na usta konieczność aktualizacji, nawet dzisiaj: jeśli ktoś jest w kościele i powie, że dotychczas jeszcze się nic nie dokonało, a ma w sobie zręby chrześcijańskiej doktryny, moralności, rozumie nieco sakramenty – wszystko się może zacząć. „Na Twoje słowo zarzucę sieci”. I wiemy: zarzucił „i wyłowili takie mnóstwo ryb, że aż łodzie się prawie zanurzały” (por. Łk 5, 67).

Ale to nie jest jeszcze puenta. „Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali” (Łk 5, 89). I wtedy Jezus do Piotra mówi: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5, 10b). A on i jego towarzysze „zostawili wszystko i poszli za Nim” (Łk 5, 11).

Prawda, że to jest niezwykła opowieść? Można by nad każdym słowem rozważać całymi godzinami, nawet łącznie z tym, co to znaczy „zostawili wszystko”, co znaczy “poszli za Nim”. Ale zapytajmy, w imię czego oni to uczynili. I zobaczmy gest Piotra, który mówi: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. Kiedy widzi cuda dokonywane przez Boga, który posługuje się nim, kruchym narzędziem, równocześnie rozumie, ile by mógł jeszcze więcej! Iluż, jak Piotr, blokuje Bogu działanie Jego przez siebie – przez swój pesymizm, poczucie beznadziejności, brak wiary. A przede wszystkim przez tę nieczystość, która zastawia jak gdyby możliwość penetracji światła i dynamizmu Boga w życie człowieka.

W imię czego? Każdy z nas – czy to człowiek nauki, czy prosty, zwyczajny – w imię czego jest zdolny zostawić wszystko i iść za Chrystusem, aby zostać przy Nim, i co więcej, spełnić zadane mu do spełnienia dzieło w tym świecie, na początku trzeciego tysiąclecia, które stoi przed nami?

Otóż, moi drodzy, proszę zobaczyć to powiązanie wielkich działań Boga z pokutą człowieka, który oczyszcza coraz bardziej swoje wnętrze i po prostu zostawia Bogu możność działania przez siebie. Zanim jednak w każdym obliczu człowieka rozezna Tego, który je w swoim Boskim, zmaltretowanym, ubiczowanym, cierniem ukoronowanym Obliczu jak gdyby wyprzedza czy zbiera – musi rozeznać tego Człowieka i to Oblicze ukryte w Hostii. I pracować nad oczyszczeniem własnych oczu i własnego serca – bo serce z oczami jest powiązane: miłość czy nienawiść będąca w sercu albo otwiera oczy, albo je zasłania. Zanim to uczyni wystarczająco, musi klękać przed Obecnym Chrystusem i prosić: „Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny”...

Ale czy to znowu nie ostatni paradoks na zakończenie tych refleksji? Przecież Chrystus kazał nam przychodzić do Siebie i mówić: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona, oczyszczona dusza moja”.

I wszystko się znowu scala, tworzy się właśnie tu ten kształt nowego, najbardziej autentycznego życia. I wzrasta wierność, która człowieka przynagla do tego, by zostawić jeszcze na tym etapie, w którym jest, może nie wszystko, ale to, co powoli zaczyna nazywać wszystkim – aby jeszcze dalej pójść za Nim i jeszcze bardziej umiłować Tego, którego już miłuje: Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego dla nas i dla naszego zbawienia.

(1986)

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz