08 maja 2021

z homilii bpa Wacaława Świerzawskiego

6 NIEDZIELA WIELKANOCNA

Pierwsze czytanie: Dz 10, 25-26.34-35.44-48

Drugie czytanie: 1 J 4, 7-10

Ewangelia: J 15, 9-17

 

Pytanie o sens życia jednostkowego każdego z nas, jak też pytanie o sens życia każdego narodu, jak też pytanie o sens ludzkich dziejów, jest wciąż pytaniem otwartym. Każde nowe pokolenie, które przychodzi na ten świat, od nowa podejmuje te pytania i poszukuje rozwiązań. Poszukuje, doświadczając współcześnie w swoim życiu tego, czego każdy, żyjąc, doświadcza. Studiuje przeszłość, żeby z niej, z historii, nauczycielki życia, wydobyć wskazania do tego, jak rozumieć sens dziejów powszechnych, narodowych, własnych. Poznaje własną religię, w której został wychowany, pyta o jej prawdę.

Na takim zakręcie dziejów, na jakim my żyjemy, kiedy mamy już poza sobą konfrontacje z wielkimi religiami świata, takimi jak judaizm czy religia grecka i rzymska, kiedy mamy już konfrontację z islamem, dziś stajemy wobec wielkich religii Dalekiego Wschodu. I następne pokolenia będą musiały podjąć tę konfrontację, czy lepiej powiedzieć: dialog, ponieważ dojrzewamy już do tego sposobu rozmawiania.

Chyba Wiedeń już się nie powtórzy dla rozwiązywania problemu islamsko-chrześcijańskiego.

Ale codzienne życie też niesie sporo problemów, czasem tak bolesnych, że wydaje się, że w nich jest oś życia jednostkowego czy oś dziejów narodu. Inaczej dzisiejszą niedzielę przeżywa człowiek, który nagle stracił pracę, inaczej człowiek, który ma ją zabezpieczoną. Inaczej, który niesie w kieszeni werdykt, że ma się pojutrze zgłosić na operację nieuleczalnej choroby, inaczej ten, który właśnie wyszedł już ze szpitala i śpiewa: non moriam sed vivam, nie umrę, ale będę żył. I tak dalej. Tak jest dziś, tak było wczoraj, tak było przedwczoraj, tak będzie zawsze.

Taki jest świat. Ewoluuje, tworzy wciąż coś nowego. Coś umiera, coś się rodzi. I trzeba w tym zmieniającym się świecie wciąż wracać do tego, co już zostało raz na zawsze ustalone, dokonane.

To brzmi bardzo niepokornie, ale tak jest, to jest fundament chrześcijańskiego patrzenia na świat: Stat crux volvitur orbis, kiedy świat wciąż trzęsie się w drgawkach, Krzyż stoi. Chrystus, BógCzłowiek, umarł i zmartwychwstał. Od tego czasu cokolwiek się dzieje, cokolwiek przeżywamy, może być – gdy ktoś wierzy i ten fakt bierze za prawdziwy – interpretowane całkiem inaczej niż przez tych, którzy tego faktu nie znają i nie uznają.

Przed chwilą, parę tygodni temu, przeżywaliśmy Wielkanoc. Jeszcze echo tego solennego przypomnienia Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa pobrzmiewa w dzisiejszych tekstach szóstej niedzieli Wielkanocy. „Wołaj z radości na cześć Pana, cała ziemio, cieszcie się, weselcie i grajcie” (Psalm responsoryjny). Ten tekst brzmi inaczej – powtórzę – u człowieka, który mówi: łzy mi się cisną do oczu, a inaczej u tego, który już otarł łzy.

Wielkanoc trwa, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus jest z nami. Nawet wiemy więcej: że dla tych, którzy byli w owym czasie, dwa tysiące lat temu, szósta niedziela Wielkanocy znaczyła: wigilia odejścia Pana.

My w tej chwili to samo przeżywamy, w sposób inny: w czwartek jest Wniebowstąpienie Pańskie. Z wielką ciekawością otworzyłem dzisiaj te teksty, pamiętając tylko, że w czwartek jest zniknięcie Chrystusa z horyzontu tej ziemi przed dwoma tysiącami lat, ale pozostał w Eucharystii. Pozostał w słowie Biblii. Pozostał w strukturach sakramentalnych, w rozgrzeszeniu kapłana, w jego osobie, gdzie w sposób szczególny objawia się Osoba Chrystusa: kapłan działa in persona Christi. I proszę zauważyć, co dominuje w dzisiejszej liturgii słowa, w przededniu Wniebowstąpienia.

Ale najpierw skojarzenie: to jest tak jak w przededniu śmierci Chrystusa. Ostatnia Wieczerza była w przededniu ukrzyżowania, a dzisiaj jesteśmy w przededniu Wniebowstąpienia, zniknięcia Chrystusa, upostaciowanego w konkrecie historycznym Jezusa z Nazaretu. Znika sprzed oczu, ale zanim zniknie, tam w przededniu śmierci wziął chleb i połamał, i powiedział: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, to czyńcie na moją pamiątkę”. Było jeszcze więcej słów, czytamy je i nazywamy testamentem Chrystusa. Ale to, co dzisiaj czyta nam Kościół w momencie przed Wniebowstąpieniem, jest też w konwencji testamentu. Zanim wzniósł się do nieba, coś powiedział. Kiedy Kościół cyklicznie co roku przeżywa tę tajemnicę Chrystusa, powraca też i do tego testamentu.

A więc to, co dziś czytamy, jest testamentem. Testamentem może nawet mocniejszym aniżeli tamten. Nie chciałbym wygrywać jednego przeciw drugiemu, raczej bym powiedział, że są testamentami komplementarnymi, dopełniają się wzajemnie. Ten drugi dopełnia tamten z Wieczernika, zresztą odkrywamy w nim wyraźnie tamte wątki. A więc, cóż Jezus dzisiaj mówi do uczniów, co mówi do nas? W jednym zdaniu streszcza się to w takich słowach: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15, 12).

Gdybyśmy, przynajmniej my, uczniowie Chrystusa, ochrzczeni, bierzmowani, rozgrzeszani z grzechów, karmiący się Eucharystią, wiążący ręce do życia w sakramentalnym małżeństwie, przyjmujący kapłaństwo Chrystusa, wzięli te słowa na serio, przynajmniej w tak zwanych krajach katolickich, gdzie wszyscy są ochrzczeni, wszystkie problemy wyglądałyby całkiem inaczej.

„To jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”. Łatwo to przykazanie zacytować, ale to przykazanie wcielić w życie! Zwłaszcza, że trzeba zwrócić uwagę na jakość tego wymagania. Tu nie jest powiedziane: „Przykazanie moje daję wam, abyście się wzajemnie miłowali”, ale: „Abyście się wzajemnie miłowali tak jak Ja was umiłowałem”. To jest dominanta tego przykazania!

I zaraz, aby nie było wątpliwości, Chrystus dodaje: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Kiedy to zdanie czytamy, czy nie od razu na horyzont naszej pamięci nie wchodzi św. Maksymilian Kolbe, który stał w sytuacji granicznej? Wśród nienawiści, wśród ludzi, którzy w ogóle nie rozumieli tego, co mówi Chrystus, on jeden rozumiał, o co chodzi. I zajął takie stanowisko, jakie nakazał mu zająć Chrystus: ukazał na swoim przykładzie, jak powinien uczeń miłować, nauczywszy się od swojego Mistrza. I dalej mówi Jezus te niezwykłe słowa: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 14). Dokonuje aktu nobilitacji: ci, którzy zrozumieją to, co On nakazuje w swoim testamencie, i podejmą realizację tego testamentu, zostaną podniesieni do godności przyjaciół, Jego przyjaciół! I kontynuuje: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od mego Ojca” (J 15, 15).

Są chrześcijanie, którzy traktują swoją religię jako fakt zależności wobec nakazów czy zakazów. Postępują jak słudzy, którym się coś każe. Ileż to tłumaczeń, oporów wobec niektórych przykazań, wobec niektórych wymogów Chrystusa! Ludzie, którzy nie dojrzeli, nie dorośli do relacji przyjaźni z Chrystusem. Ciągle tylko szukają sposobności, żeby jakimś unikiem ułatwić sobie życie i nie iść tą drogą, którą szedł Mistrz, odejść z drogi, która prowadzi przez ciasną bramę na wąską drogę krzyża. Stąd też nie dochodzą do tej wewnętrznej radości i pokoju, który jest już objawieniem zwycięstwa nad krzyżem, nad męką, nad cierpieniem, nad śmiercią, nie doświadczają w sobie zmartwychwstania. I ciągle idą jak słudzy oporni i płatni.

Komentarzem do tych słów Chrystusa jest wyjątek z Listu św. Jana Apostoła. To samo mówi: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu” (1 J 4, 79). I te przejmujące słowa: „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 4, 10).

W przededniu Wniebowstąpienia Pańskiego te słowa Chrystusowego testamentu nam przypominają: kiedy zniknie sprzed oczu, kiedy odejdzie, pamiętajcie o jednym: o miłowaniu siebie nawzajem, tak jak doświadczyliście miłości od Boga, który dotknął nas swoją miłością. Miłością, którą okazał, dając na ofiarę swojego Syna jedynego, Jezusa Chrystusa.

Właśnie ten Syn wraca teraz z powrotem do Ojca. Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, którą będziemy przeżywać, przypomina nam powrót. Powrót nie tylko Chrystusa, ale Chrystusa, który dzięki darowi Ducha Świętego i Eucharystii łączy nas wszystkich i nas wszystkich pociąga ku niebu swoją wszechmogącą mocą. Od momentu Wniebowstąpienia Pańskiego rozpoczyna się wniebowstąpienie całej ludzkości.

A ci, którzy zasługują na przywilej przyjaźni, wiedzą o tym wcześniej i już na tym świecie żyją obyczajami „świata, który ma nadejść” (por. 1 Tm 4, 8). Dlatego powiedział Chrystus, żeby chrześcijanie, uczniowie Jego, byli światłem dla świata i solą (Mt 5, 1314), która ma zabezpieczać ziemię przed zepsuciem.

Dobrze, że sobie dzisiaj to przypominamy, aby ten najbliższy tydzień przeżyć w duchu tego testamentu Chrystusa.

(rok 1988)

 

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz