homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Wprowadzenie:
Słowa pieśni ustawiły wszystko we właściwych proporcjach: „Ja, proch mizerny, przed Twą możnością klękam”. Sprawa z Bogiem może się odbywać tylko wtedy prawidłowo, kiedy człowiek wie, kim jest: prochem i niczym.
Ale Syn Boży, Jezus Chrystus, umiera na krzyżu. Msza święta jest uobecnieniem w sposób cudowny, sakramentalny Jego krzyżowej ofiary. Umiera za nas, żebyśmy mogli obmyć w krwi Jego nasze grzechy i zacząć z Nim nie tylko dialog, ale dzielić wspólny los, żyć Jego życiem.
Prośmy o przebaczenie, by to dzisiejsze spotkanie z Chrystusem w Jego krzyżowej ofierze przyniosło nam obfite owoce, byśmy się zmienili na lepsze.
Homilia:
Spoglądając do kalendarza widzimy, że Popielec już za dziesięć dni. Popielec to jest dzień rozpoczęcia Wielkiego Postu. Obecne osiem tygodni między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem to czas pośredni. Pośredni. Już nie raz wracałem do tego określenia i tłumaczyłem, że Kościół w swojej pedagogii, która ma swe miejsce centralne w sprawowanej liturgii, sprawując coś dzisiaj, stale myślą wybiega w dwóch kierunkach: wraca wstecz (anamneza) ku genezie swojej, ku początkom, i patrzy w przyszłość, przygotowuje się do tego, co ma nadejść – ale żyjąc tym, co jest, teraźniejszością. Bierze z ołtarza, by wynieść Dar poza świątynię, a to, co poza świątynią się dzieje, przynieść do ołtarza. Po prostu, scala swoje życie z życiem Chrystusa, swój los z losem Chrystusa.
I do tego służy (tak też można powiedzieć) sprawowanie liturgii i obowiązek w niej uczestniczenia. Obowiązek, którego świadomość przekształca go powoli w spotkanie miłości. Tej, która idzie od Chrystusa, ukrzyżowanej – i tej naszej, która idzie ku Niemu. Właśnie przez miłość scalamy nasz los z Jego losem, czy lepiej powiedzieć: On nas przygarnia. Jest takie piękne określenie Soboru Watykańskiego II, że podczas sprawowania Eucharystii Jezus Chrystus przygarnia Kościół – nas, ludzi ochrzczonych, bierzmowanych – swoją umiłowaną Oblubienicę. I dokonują się te zrękowiny najistotniejsze, bez których życie chrześcijańskie jest tylko czymś zewnętrznym, fasadowym, naskórkowym. Nie dziw też, że często atakowanym, jeśli takie jest, ponieważ to tylko zewnętrzność. Zewnętrzność nikogo nie satysfakcjonuje.
A więc widać z tego, że kiedy przygotowujemy się do Wielkiego Postu, nie może nas ten okres zaskoczyć. To jest okres intensywnej współpracy. Współpracy naszej z Nim, z Jego, Chrystusowym działaniem, i Chrystusa z naszym. Na tym polega właśnie tak zwana praca nad sobą. Wiemy, że Wielki Post jest znowu zbudowany dokoła osi, jaką jest męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. A więc dominanta nasza, ludzka, nas, którzy tworzymy Kościół, jest też w tej konwencji: jest w życiu ludzkim etap męki, śmierci, umierania i tworzenia tego, co określamy ofiarą z życia, a jest też etap, kiedy tamto owocuje, z tej gleby wyrastając.
Dzisiaj Paweł, pisząc do Koryntian, przypomniał nam właśnie mniej więcej to, co tutaj w tym wstępie do naszej refleksji zarysowuję. Rzecz niezwykła, jak przeczytany tekst może nam przejść mimo uszu. A pisze Paweł: „Adam, pierwszy człowiek, stał się duszą żyjącą” (1 Kor 15, 45a). Bóg stworzył człowieka. Między tym zdaniem a następnym trzeba powiedzieć: i ten człowiek, właśnie ten człowiek zgrzeszył. Odwrócił się od Boga, powiedział swemu Stwórcy: non serviam, nie będę Ci służył. I trzeba było właśnie tej Chrystusowej interwencji czy interwencji Boga, który „Syna dał” (J 3, 16): Syn idzie do Jerozolimy, aby podjąć mękę, krwią obmyć ludzi z grzechu i dać im na nowo już nie tylko „tchnienie życia” (Rdz 2, 7), ale (słuchajmy, to następny człon zdania): „A ostatni Adam, Chrystus, stał się duchem ożywiającym” (1 Kor 15, 45b).
Jest człowiek, „dusza żyjąca” – człowiek stworzony zgrzeszył – i od nowa został stworzony przez tchnienie Ducha Świętego, „Ducha ożywiającego”, którego Bóg po męce i zmartwychwstaniu Chrystusa udziela tym, którzy uwierzą w prawdę działania Boga wobec ludzi.
To zdanie jest istotne dla zrozumienia istoty chrześcijaństwa. Bo wielu ludzi nie rozumie konieczności spotkania z Chrystusem, Duchem ożywiającym, z Jego darem, jakim jest dar Osoby Ducha, którego udziela w chrzcie, w bierzmowaniu i w Eucharystii. Dobrze wiecie, że w Wielką Sobotę, w Wigilię Paschalną właśnie ludziom przychodzącym z pogaństwa, dorosłym proszącym o chrzest, udziela się naraz chrztu, bierzmowania i Eucharystii. Nie ma spowiedzi między chrztem a Eucharystią. Krew Chrystusa i dar Ducha Świętego obmywa nas poprzez symbol wody, która jest wyposażona przez wszechmogącego Boga w moc rozdawnictwa Krwi Chrystusowej tym, którzy uwierzą. „Co ci wiara daje?” – pytamy na początku chrztu. – „Życie wieczne”. Życie wieczne to jest Bóg, to jest Jego życie.
A więc to wszystko mamy sobie jeszcze raz przypomnieć w czasie Wielkiego Postu. I jeszcze raz ten Wielki Post tak przeżyć. Nie tylko słuchając kazań, rekolekcji, misji, okazjonalnie przystąpiwszy do spowiedzi, po jakimś długim okresie niebycia w kontakcie z Duchem ożywiającym. Ale mamy z roku na rok coraz głębiej poznając, wstępować w ten nurt ożywiający, jakim jest Duch Chrystusowy, Duch Święty.
Przy chrzcie widać tę dialektykę śmierci i zmartwychwstania, dialektykę paschalną, wyrażoną w dialogu, który my, już w niemowlęctwie ochrzczeni, powtarzamy w Wielką Sobotę, odnawiając przyrzeczenia chrztu: „Wyrzekam się szatana, grzechu, jego pychy, jego pożądliwości. I wierzę w Boga Ojca, w Boga Syna, w Boga Ducha”. A więc to jest to, o czym mówię: jeszcze raz chcę zaświadczyć, że grzech jest rzeczywiście zagrożeniem niezwykłym, bo mnie odcina od tego nurtu życiodajnego. Żyję, jestem „duszą żyjącą”, mam duszę – ale czy mam Ducha Świętego?
Św. Paweł w swoje rozważania teologiczne wprowadza też pewne elementy antropologii. Mówi, że człowiek składa się z ciała, duszy i Ducha (1 Tes 5, 23). Kto się składa z ciała i z duszy, ten żyje. O Duchu Świętym można nie wiedzieć, Jego życie można w sobie zniszczyć. A pozór życia jest. Do momentu śmierci, gdzie sprawa, czy jest, czy nie ma, nabiera rangi wyjątkowej, najistotniejszej.
Ten okres przejściowy, który my w tej chwili przeżywamy, ma nam uświadomić naszą grzeszność i potrzebę spotkania z Chrystusem Zbawicielem. Po to, by spotykając Go w każdej Mszy – bo to, co było dwa tysiące lat temu, kiedy On chodził po drogach Palestyny, dokonuje się dzisiaj w liturgii chrztu, bierzmowania, Eucharystii, spowiedzi, namaszczenia, kapłaństwa, małżeństwa: Chrystus dochodzi do każdego w jego przeróżnych sytuacjach życiowych w sposób sakramentalny, in mysterio, w sposób tajemniczy, ale rzeczywisty – i doświadczając swojej grzeszności, przygodności, nietrwałości bytu stworzonego – „prochem jesteś” – uwierzyć głębiej podczas tegorocznego przeżycia Wielkiego Postu w miłosierdzie Boga.
W miłosierdzie Boga! Bóg wobec nas jest ciągle tą ukrzyżowaną Miłością, która szuka i czeka na uciekającego z raju, a potem zbuntowanego syna marnotrawnego. Tego, który odchodzi od ojca, chcąc stwarzać siebie według własnego planu, według własnych zamysłów, odchodzi i doświadcza jeszcze większej nędzy – i wraca. Bóg chce nas jeszcze raz w życiu nauczyć, żebyśmy ten Wielki Post przeżyli, owocując w jeszcze większe duchowe bogactwo.
Czyli można powiedzieć: nie zaskoczy nas Wielki Post, zrobimy sobie pewien program działania, jeśli już dzisiaj, po tych kilku niedzielach, które nastąpiły po Bożym Narodzeniu, potrafimy sobie powiedzieć: patrz, co Jezus Chrystus czyni dla ciebie, co ci przypomina – Chrystus ciągle „czyni i naucza” (Dz 1, 1) – co chce jeszcze tobie dać! Patrz, jak zaprasza ciebie do współpracy, żebyś ty sam biorąc ster odpowiedzialności za własne życie i cudze życie – mamy dokoła siebie wielu ludzi, którzy nie tylko mają potrzeby materialne, ale duchowe – pomógł Mu w zbawianiu świata. To są wielkie słowa, mogą być patetycznie rozumiane. Ale mogą być rozumiane tak, jak wygląda codzienność, kiedy człowiek pochyla się nad drugim człowiekiem i chce mu pomóc.
Dlatego zauważmy, że wątek, który nam w dzisiejszą niedzielę liturgia wyakcentowała, wiąże się właśnie z miłosierdziem. Może troszkę lepiej rozumiemy po tych kilku zdaniach wstępu, długiego dość, o co chodzi. Kiedy zabrzmią słowa Ewangelii, która jest dopełnieniem Kazania na Górze, gdzie Chrystus mówi: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7), zanim zaczniemy czytać dzisiejszą Ewangelię (magna charta misericordiae, wielka karta miłosierdzia), przypomina nam Kościół słowa Chrystusa: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem” (śpiew przed Ewangelią).
Dla Adama, „pierwszego człowieka, który stał się duszą żyjącą” (jak mówi język biblijny), który składał się z ciała i z duszy, był Dekalog, dziesięć przykazań, gdzie introdukcją, wstępem były dwa przykazania Boskie: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem, a bliźniego jak siebie samego”, a potem: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną, czcij ojca i matkę, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij”. To jest przykazanie pierwsze. Też przykazanie miłości, ale dla człowieka z ciała-krwi i duszy. A dla człowieka, który się rodzi według Ducha Świętego, z wody i z Ducha, przez chrzest i bierzmowanie, przez spożywanie Eucharystii, dla człowieka odkupionego krwią Chrystusa jest przykazanie nowe. Jest jeszcze coś więcej aniżeli w Dekalogu. Stąd też były surowe oceny filmów o Dekalogu, które nam tutaj serwowano onegdaj; Dekalog to jest tylko Stary Testament.
Przykazanie nowe polega na tym, abyśmy się wzajemnie miłowali tak, jak nas miłuje Bóg przez Chrystusa. Wielki Post nam pokaże, jak nas miłuje Bóg. Chrystus naucza, jak trzeba miłować, ale Chrystus pokazuje, jak trzeba miłować.
Wiele jest wypowiedzi Chrystusa, w których nawiązywał do tej nowej miłości, do tego nowego, większego (Mt 5, 20) przykazania: „Jak słońce wschodzi nad złymi i dobrymi, tak też Bóg i tych, i tych miłuje, i zsyła deszcz na sprawiedliwych i na niesprawiedliwych; żebyście i wy też tak czynili” (por. Mt 5, 45). A dzisiaj, w tej wersji Łukaszowej czytamy niezwykłe słowa, bulwersujące słowa. To jest rewolucja, która idzie przez świat od tylu wieków. Wprawdzie nie każdy dorasta do tej wysokiej poprzeczki, do tego planu, który przerasta nas, jeśli tylko według ciała-krwi i duszy-psyche, „tchnienia życia” działamy, czy według tej miłości, która jest w nas – bo to właśnie „dusza i ciało” są owym daimonionem i erosem, o których pisali Sokrates i Platon, i inni filozofowie. „Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół (to jest nowe przykazanie!); dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi” (Łk 6, 2729).
Kto to potrafi?
Kto ma siłę, żeby już nawet nie naruszyć sprawiedliwości: suum cuique, oddać każdemu, co mu się należy, a cóż dopiero, jeśli doświadcza tego, co uderza w naszą godność, co nas deprecjonuje i niszczy nas – kto to znieść potrafi? Św. Leon Wielki (cytowałem zeszłej niedzieli jego słowa) mówi: Jeśliś przez chrzest został włączony w śmierć Chrystusa i zmartwychwstałeś, to żyje w tobie ukrzyżowany Chrystus. Lub w innym miejscu: „Zbudź się, o człowieku, i poznaj swą godność! Wspomnij, iż zostałeś stworzony na obraz Boga. I choć w Adamie obraz ten uległ skażeniu, w Chrystusie jednak został odnowiony”. Chrystus jest Duchem ożywiającym.
Bez Eucharystii (wracamy do tego często) nie ma autentycznego chrześcijaństwa. W momencie, kiedy ktoś z nienawiścią mnie atakuje, ja mogę tylko powiedzieć w pokorze najgłębszej: Panie Jezu Chryste, ja znikam, wejdź Ty w tej chwili do akcji, ogarnij sytuację... A wiemy, co Chrystus mówił wtedy, kiedy uderzono w Jego policzek. To jest, t o jest chrześcijaństwo!
Ale to jest droga krzyżowa. I dlatego trudno się dziwić, że tak często haniebnie potrafimy występować wbrew Mistrzowi, Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi. Wargami? tak, wyznajemy wszystko, sztandary podnosimy wysoko. Ale w sytuacjach granicznych, gdzie trzeba wyznać wiarę? tak jak przez wieki, od Apostołów, poprzez całą litanię wszystkich świętych, i tych cytowanych, i tych ukrytych, szli uczniowie Chrystusa przez ten świat doświadczając nienawiści i dziękowali Bogu, że mogli (jak mówi archaiczny język) „niecześć cierpieć dla imienia Jezusowego” (por. Dz 5, 41), ponieważ wiedzieli, że przez chrzest się do Niego upodobnili. Że to jest jakaś wielka tajemnica, ale trzeba tę tajemnicę poznawać i poznawać coraz głębiej.
I to jest zadanie na Wielki Post. To jest właśnie owo miłosierdzie, którego Bóg od nas pragnie, wymaga, chce: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). Miłosierny to znaczy posiadający czułą, delikatną miłość wobec drugiego (to jest wierność zawartym paktom w relacji do Boga, gdzie Bóg jest wierny, a człowiek niewierny); to jest przede wszystkim wczuwanie się w drugiego i w jego sytuację. Gdzie nie tylko trzeba rzucić pieniądz na odczepnego, czy też tak, jak to bywało w haniebnych, nie uświadomionych działaniach: naklejało się na drzwiach karteczkę: „płacę składkę na Caritas, a więc nie udzielam jałmużny”. Miłosierdzie to jest summa christianitatis, szczyt chrześcijaństwa. To miłość, która ma stygmaty ukrzyżowania.
I (kończę już) jeśli można być miłosiernym wobec ludzi, to można być też miłosiernym wobec Chrystusa. Szokujące stwierdzenie! W Wielkim Poście będą prowadziły nas do kościoła Gorzkie Żale, Droga Krzyżowa. „Przyjdźcie, zobaczcie, czy jest boleść jak boleść moja” (por. Lm 1, 12). Zostańcie przy Mnie. „Jak to, nie mogłeś jednej godziny czuwać ze Mną?” (por. Mt 26, 40).
Wczuć się w Chrystusa cierpiącego – cierpiącego jako Człowiek, ale również jako Bóg. Stąd się rodzi ta wielka prawda chrześcijaństwa, chrześcijański etos najbardziej dojrzały. Ale to są sprawy, które w Wielkim Poście przemówią do nas jeszcze potężniej.
(1992)
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz