ROK A


Pierwsze czytanie: Iz 42, 1‑4.6‑7

      Drugie czytanie: Dz 10, 34‑38

      Ewangelia: Mt 3, 13‑17

NIEDZIELA CHRZTU PAŃSKIEGO

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

07 stycznia 2023

W święto Chrztu Pańskiego wspominamy chrzest Chrystusa w Jordanie, opisany nam dzisiaj przez Ewangelię Mateusza, a także wracamy myślą do naszego chrztu. Dobrze mieć i to na uwadze, że w tym roku przypada tysiąc sześćset lat od chrztu świętego Augustyna. Nie przywiązujmy nadmiernej wagi do rocznic, ale na pewno rzuca to światło na nasz chrzest.

I właśnie biorąc pod uwagę ten jubileusz Augustyna, warto zacząć dzisiejszą refleksję od takiego zdania: „To, czego święty Augustyn dociekał z tak wielkim trudem, ryczałtowo daje nam katechizm, lecz ludzie nie chcą już często tych prawd” (Julien Green). Ostre zdanie. I od razu nasuwa się pytanie: jeśli ludzie nie chcą często tego, co daje katechizm, to czego chcą? Chyba tego, co Augustyn, choć trudno byłoby powiedzieć, że każdy człowiek wierzący czy niewierzący ma duszę Augustyna. Na pewno ma wielką tęsknotę za Bogiem i pełnią. Ale fakt, że szuka gdzie indziej, mówi, że chyba nie jest tego świadom. W każdym razie dobry to trop dla refleksji nad rolą chrztu i znaczeniem, jakie odgrywa czy powinien odgrywać chrzest w całokształcie naszej życiowej odpowiedzialności.

Jak się ma świadomość tego daru, który otrzymaliśmy, do przekazywania tego daru? Dzisiaj w zachodnich krajach Europy – myślę, że powoli coraz bardziej i u nas – zadajemy sobie pytanie, w jakiej mierze każdy człowiek wierzący jest odpowiedzialny za przekaz wiary. Bo kryzys – szukamy często przyczyn tego, co się dzieje dzisiaj w Europie, chrześcijańskiej czy postchrześcijańskiej Europie – między innymi też wynika z faktu, że wprowadzenie chrztu niemowląt, który domaga się od rodziców poważnej odpowiedzialności, aby dzieciom, którym udzielono chrztu, udzielić także świadomej wiary, nie zdało egzaminu. Rodzice nie przekazywali wiary, rodzice kontentowali się zaniesieniem dziecka do kościoła, by dokonano uroczystego obrzędu, a potem, jeśli poczuwali się do odpowiedzialności, co najwyżej, jak obserwujemy to w niektórych środowiskach, posyłali dziecko na katechizację.

Katechizacja, ta zorganizowana, jaką znamy z ostatniego stulecia (trzeba mieć pamięć historyczną), jest dziełem kształtującym się od kilkudziesięciu lat. Przedtem wszystko spoczywało na barkach rodziców. Dom, «Kościół domowy» przekazywał wiarę. Rodzice, którzy chcieli nowo narodzonym dzieciom przekazać największy skarb, jaki sami odkryli – właśnie ci, którzy poszukiwali Boga jak św. Augustyn – stwarzali w domu sytuację, klimat, który sprzyjał założeniu mocnych fundamentów wiary. Potem dorośli ludzie brali ster odpowiedzialności we własne ręce i albo trwali wiernie przy Bogu, albo odchodzili od wiary, albo pozostawali na powierzchni – albo odkrywali gościńce utorowane przez Augustyna.

W każdym razie zasygnalizowany problem wskazuje na wiele poszczególnych zagadnień. Nie ulega wątpliwości, że na pierwszy plan, bo ten wątek chcemy dzisiaj trochę pogłębić, wysuwa się sprawa naszego chrztu. I dodajmy konkretniej: mojego chrztu. Każdy, kto jest w tej chwili w tej świątyni, musi sobie zadać pytanie, co po dziesięciu, piętnastu, dwudziestu, sześćdziesięciu latach zrobił z tym darem, z tym talentem, który dał mu do ręki Bóg. Czy zakopał, czy zniszczył, czy roztrwonił, czy przyniósł w dwójnasób. Ale nie zapominajmy o tym tle, jakie szkicuje nam dzisiejsza uroczystość: niezwykle ważną rzeczą – za chwilę to zobaczymy – jest umieć spojrzeć na własny chrzest poprzez tajemnicę objawienia Boga w chrzcie Chrystusa. I nie ulega wątpliwości, że tutaj jest ta rzeczywistość, którą poznał Augustyn i która go tak zafascynowała. Proszę od razu uchwycić tę zbieżność, że kresu tej tajemnicy nie odnajdziemy w sobie: sięga ona tej głębi, jaka jest w Chrystusie. Chrystus nad Jordanem to punkt wyjścia do wnikania we wnętrze tego wielkiego misterium Boga, które zgłębiał Augustyn.

Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy chrzcie Chrystusa. Jest to przede wszystkim objawienie, epifania Jego Bóstwa. Jezus z Nazaretu uroczyście, na oczach tłumów proklamowany przez Ojca – Bóg z Boga, Światłość ze Światłości – Synem Bożym: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3, 17). A więc w osobie Chrystusa jawi się Bóg. My sobie nie zdajemy sprawy, jaki to był szok dla ludzi tamtych czasów i tamtej ziemi. Żyd nie wyobrażał sobie i nie dopuszczał możliwości wcielenia Boga. Bóg Jahwe był Bogiem całkowicie transcendentnym. A tu Jezus z Nazaretu, narodzony z Niewiasty, to Bóg Wcielony: „Oto Syn mój”! W osobie Chrystusa przez miłość Ducha Świętego mamy więc przystęp do Ojca. Otwarte niebo – symbol Ojca, zstępująca gołębica – symbol Ducha, i głos z nieba określający Jezusa jako Syna Bożego – mówią o objawieniu Trójcy. Bóg w Trójcy (od razu powiem) jest fundamentem naszego chrztu, dlatego Chrystus nakazał chrzcić w imię Trójcy (Mt 28, 19; każdy wie, jaka jest formuła chrzcielna), a potem każdego znaku krzyża, który codziennie czynimy z wiarą, wyznając Przenajświętszą Trójcę. To trzeba mieć przed oczami, aby wiedzieć, czym jest chrzest każdego z nas.

Ale scena chrztu Chrystusa w Jordanie jest pełna symbolicznej treści, której nie można pominąć. Oto właśnie w tym momencie, kiedy patrzymy na chrzest Chrystusa, otwiera się niebo, Duch Boży zstępuje i słychać głos Ojca – a my widzimy, że tak jak Chrystus jest Jednym z Trójcy, tak dzięki przynależności do Chrystusa my jesteśmy razem z Chrystusem włączeni w Życie Trójcy (aż trudno w to uwierzyć!), ponieważ w Synu Bożym Jezusie Chrystusie uczestniczymy we wspólnocie tej Miłości, jaka jest między Ojcem a Synem w Duchu Świętym. Można powiedzieć: przez chrzest jesteśmy w Chrystusie, ale można też powiedzieć: przez chrzest jesteśmy zanurzeni w chrzcie Chrystusa, w tej Jego tajemnicy!

Stajemy nad Jordanem, kiedy przybliżamy się do chrzcielne­go źródła. Otwierają się niebiosa i Duch zstępuje. I dokonuje się to, o czym Paweł pisał w Liście do Rzymian, którzy nie mieli mentalności Żydów: „Przez chrzest zanurzeni jesteśmy w śmierci Chrystusa i przez chrzest w Chrystusie zmartwychwstajemy” (por. Rz 6, 3 4). To nie jest metafora. Dla człowieka, który ma wiarę, to jest rzeczywistość: ma on świadomość, że przez chrzest dokonało się przejście ze śmierci do życia. To ludzkie sein zum Tode nie jest drogą do śmierci, jest drogą do życia.

Otóż to jest zaplecze tego obrazu, jakim jest chrzest Chrystusa. A jeśli chodzi o nasz chrzest, co jeszcze należałoby wiedzieć? Najważniejszą rzecz już powiedziałem: jesteśmy ochrzczeni w imię Trójcy. „Idźcie – powiedział Jezus do Apostołów – nauczajcie, chrzcijcie wszystkie narody w imię Ojca, Syna i Ducha” (por. Mt 28, 19). Ten, kto jest ochrzczony, uczestni­czy w Miłości, którą jest Bóg. Bo „Bóg jest Miłością” (1 J 4, 8).

Mówimy – i to jest rzecz druga, którą trzeba sobie dzisiaj odświeżyć – że chrzest jest sakramentem wiary, sacramentum fidei. A więc mam przypomnieć sobie, że dokonany onegdaj, na początku mojego życia znak liturgiczny jest sakramentem. To znaczy: dokonało się to, na co znak wskazuje. Znakiem chrztu jest zanurzenie do wody czy polanie głowy wodą i wezwanie Trójcy. Znak wody wskazuje na oczyszczenie z grzechów (woda oczyszcza) i na udzielenie nowego życia (woda daje życie). Znak wezwania imion Trójcy mówi, że to nowe życie udzielone przez chrzest jest życiem Boga w Trójcy Jedynego. Jest więc chrzest symbolem śmierci i zmartwychwstania, czyli paschalnego misterium Chrystusa, jest zanurzeniem nas w dokonane przez Chrystusa dla ludzi wielkie misterium zbawienia.

Stąd jeśli się mówi: „przyjąłem sakrament chrztu”, to znaczy: zostałem zanurzony w życiu Boga; „kapłan udzieli sakramentu chrztu mojemu dziecku”, to znaczy: dokona na tym dziecku tego wielkiego cudu; „w naszym domu będzie chrzest”, to znaczy: niebiosa się otworzą i głos z nieba powie jak nad Jordanem: ten nowo narodzony człowiek wszedł we wspólnotę Osób Trójcy dzięki przynależności do Chrystusa, w którego został wszczepiony jak latorośl w krzew (por. J 15, 15). Wielka sprawa! I dlatego mówimy: jest chrzest sakramentem wiary. Tylko wiara może odczytać ten wymiar, o którym mówimy.

Im większa wiara rodziców, wiara Kościoła, który uczestniczy w dokonywaniu sakramentu, tym większa gwarancja, że to dziecko (bo najczęściej jeszcze chrzcimy niemowlęta) zostanie wychowane w duchu wiary. To znaczy: nie tylko posiądzie sumę wiadomości, informacji na temat wiary chrześcijańskiej, ale będzie otwarte, dzięki czystości serca, wolności od grzechu, na łaskę, która będzie przynaglać jego wolę, by wyznawało wiarę – „Wierzę...” – i wyciągało konsekwencje z tej wiary. A właściwą konsekwencją wiary jest wierność. Czemu ludzie ochrzczeni, bierzmowani mocą Ducha Świętego, przyjmujący Komunię świętą, po zawarciu małżeństwa są tak często niewierni? Czemu są niewierni w dotrzymaniu słowa? Czemu są nieodpowiedzialni w pracy? Wierność jest wyrazem wiary, a wiara jest żywa przez miłość.

I tu dotykamy zagadnienia niezwykle fundamentalnego, trzeciego, które pragnę wam dzisiaj przypomnieć. Mianowicie, chrzest jest sakramentem jednorazowym, przyjętym raz w życiu – ale trwa przez całe życie. Scholastyczni teologowie wypracowali doktrynę o «charakterze sakramentalnym». Pamiętamy to jeszcze z katechizmu. Nie ma śladu na ten temat w Biblii, ale można to wydedukować z biblijnego objawienia, co zresztą potem wypracowali Ojcowie Kościoła: że istnieje w człowieku trwała dyspozycja do życia w ten sposób, jaki wynika z chrztu dokonanego w jednorazowym akcie. A więc sakrament chrztu udziela nam charakteru Chrystusa. Kapłani w sposób uprzywilejowany, bo otrzymują jeszcze drugi sakrament, kapłaństwa, i «charakter kapłański», ale razem z nimi wszyscy mamy prawo na podstawie otrzymanego chrztu przyjmować Komunię świętą, uczestniczyć w Ofierze eucharystycznej, która jest uobecnieniem tajemnicy krzyża i zmartwychwstania Chrystusa.

I to jest największa rzecz, o której trzeba pamiętać, której nie wolno stracić z oczu, jeśli się chce być odpowiedzialnym chrześcijaninem: że jednorazowy akt chrztu kontynuuje przez ciągłość swoje działanie, trwa w nas, żyje, rozwija się – przez Eucharystię. Stąd proszę zauważyć, że doroczne odnowienie przyrzeczeń chrztu w Wielką Sobotę, w Wigilię Paschalną, i takie obrzędy jak dzisiejszy: przypomnienie naszego chrztu przez pokropienie wodą święconą, to są niezwykle ważne momenty – nawet ta woda święco­na, która jest u drzwi kościoła, którą się żegnamy wchodząc do świątyni – wskazujące na więź, jaka istnieje pomiędzy aktem jednorazowym a ciągłością tego aktu w Eucharystii.

Dopełniamy naszego chrztu, uczestnicząc we Mszy świętej. Ale żeby uczestniczyć w niej w pełni, czyli aby przyjąć Komunię świętą, trzeba wpierw przyjąć ten największy przywilej, jakim obdarował nas Chrystus podczas udzielenia sakramentu chrztu, kiedy odpuścił nam grzechy: trzeba pójść do spowiedzi, zanurzając się w Jego śmierć, i przyjąć Ciało Pańskie, uczestnicząc w zmartwychwstaniu. I wtedy dojrzewamy – z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z roku na rok – do momentu ostatecznego objawienia Boga: przyjścia Boga w momencie fizycznej śmierci, kiedy bielmo spada z naszych oczu. Najczęściej mówi się o tym, kto umiera: zachodzi mu oko bielmem – a my mówimy: spada mu bielmo z oczu, ponieważ widzi Tego, który już w nim jest od momentu chrztu*. Oczyma Chrystusa widzi Ojca, do którego się zbliża i wyznaje to, co Syn wyznaje Ojcu w Duchu Świętym.

Tu dopiero, na tym tle, jawi się nasza codzienność. Ktoś by mógł, wysłuchawszy tej refleksji, powiedzieć: ładne, ale jakże dalekie od życia. Powiem: ale jakie jest życie, codzienność bez tego fundamentu, widzimy u tych, którzy o tym nie pamiętają. A my, którzy pamiętamy, przypominamy sobie wciąż, że „nosimy ten skarb w glinianych naczyniach” (por. 2 Kor 4, 7). Ciągle zagrożeni, jak bardzo musimy pamiętać, aby Chleb codzienny, jakim jest Eucharystia, wzmacniał to Boże życie zmartwychwstałego Pana w nas, aż do „pełni wieku Chrystusowego” (por. Ef 4, 13), wtedy kiedy mu już żadna pokusa ani żadne zło nie będzie zagrażać.

„Oddajcie Panu, synowie Boży, oddajcie Panu chwałę i sławcie Jego potęgę – tak odpowiadamy na ten dar. – Oddajcie chwałę Jego imieniu, na świętym dziedzińcu uwielbiajcie Pana” (Psalm responsoryjny).

(1987)

 

*Siostra Nulla, franciszkanka służebnica krzyża [Lucyna Westwalewiczówna], tak opisuje swoje nawrócenie-powołanie: „Przyszłam i ja do Ciebie, pod krzyż Twej Golgoty. / Musiałam – boś pociągnął mnie – nie wiem jak to się stało – / Spadła kropla szkarłatna jak róża z Twego boku / na serce moje ślepe i serce przewidziało!...” (fragment wiersza Uzdrowienie).

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz