Pierwsze czytanie: Iz 2, 2-5

                                                                                              Drugie czytanie: Ga 4, 4-7

                                                                                              Ewangelia: J 2, 1-11

PODWYŻSZENIE KRZYŻA ŚWIĘTEGO

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

a statue of jesus on a wooden cross
25 sierpnia 2025

Święto Podwyższenia Krzyża, Exaltatio Crucis, rzadko zbiega się z niedzielą. Jak nie wszyscy, kiedy jest święto w dni powszednie, uczestniczymy w tym misterium, tak też może nie przywiązujemy większej wagi do jego znaczenia. Ale kiedy zbiega się z niedzielą, to przypominamy sobie też sens niedzieli.

Niektórzy ludzie, rzucając się w nowości, zapominają o sensie „rzeczy starych” (Mt 13, 52); to też dotyczy niedzieli. Wiemy, że niedawno Kościół poszedł na pewne ustępstwa, ale tłumacząc, o co chodzi: otóż jeśli człowiek jest w niedzielę przeszkodzony i nie może uczestniczyć w Eucharystii, może to zrobić już w sobotę. Ale nie tak, jak znowu inni interpretują: sobota zamiast niedzieli. Sobota jest wigilią niedzieli, a ludzie gorliwi pragną dać jeszcze więcej, aniżeli dają zwyczajnie, dlatego przychodzą do kościoła także w dni powszednie. A nie – żeby uszczknąć z tego ostatniego daru, jaki się Bogu daje. Bo i tak niewiele od nas żąda.

Niedziela ma swoją wysoką rangę ze względu na zmartwychwstanie Chrystusa – Dominica, dies Dominica, dzień Pański, dzień Pana, Kyriosa, Zmartwychwstałego. A wydarzenie zmartwychwstania jest w dziejach świata wydarzeniem tak bulwersującym, że zmienia sens historii i zmienia myślenie poszczególnych ludzi. Kto wierzy „w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”, żyje inaczej niż ten, kto w to nie wierzy.

Stąd też, aby nie zapomnieć, od początku chrześcijaństwa Kościół nakazywał, żeby uczniowie Chrystusa, czy ci, którzy chcą nimi się stać, przypominali sobie, że Chrystus zmartwychwstał nie tylko w odległej historii, ale zmartwychwstał i zmartwychwstaje w nas przez chrzest i pożywanie przez nas Eucharystii. Żyje w nas. Idzie wciąż do tego ostatecznego Emaus, kiedy nam spadną z oczu łuski i poznamy Go już bez osłony chleba, takim jakim jest. Trzeba oczywiście, chcąc Go takiego poznać, przejść przez ciemną rzekę śmierci. I właśnie dlatego Zmartwychwstanie jest wielkim misterium, że Chrystus zmartwychwstaje ze stygmatami męki. Chrystus ukrzyżowany  zmartwychwstał, Jezus umarł na krzyżu.

I dlatego, jeśli święto Podwyższenia Krzyża przypada w niedzielę, ten właśnie aspekt wydobywamy, akcentujemy, bardziej wnikamy w jego sens. Zwłaszcza, że w mentalności wielu, nawet ludzi wierzących, sens krzyża jest mało znany, tajemnica krzyża jest niepojęta. Choć krzyżem się znaczymy. Choć słowo „Ukrzyżowany” jest synonimem Chrystusa, Jego innym imieniem. I choć rzeźbimy krzyże i wizerunki Ukrzyżowanego wieszamy w naszych mieszkaniach, nosimy na piersi, to niewielu dochodzi do ostatecznego, jak byśmy powiedzieli, „dna” tego misterium, gdzie mysterium Crucis fulget, jak mówili starożytni: treść tej tajemnicy promieniuje. Oświeca jak błyskawica tych, którzy mają oczy otwarte na to, co w Chrystusie się nam objawiło, i uszy otwarte na to, co Chrystus nam mówi.

Właśnie. Całe życie Jezusa, od Betlejem do Golgoty, było – jak Ojcowie Kościoła mówili – crux et martyrium, krzyżem i męczeństwem. Było. „Chrystus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 6-8). A więc  ukazał  w swoim życiu, co znaczy misterium krzyża. Nie był ideologiem, nie ograniczał się do tez teoretycznych, nie kontentował się przekazaniem samej nauki. Wcielił ją. Czyli dokonał tej najtrudniejszej rzeczy: teorię wcielił! „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 14).

Nauka o krzyżu stała się czytelna w obrazie Jezusa Chrystusa, Boga-Człowieka. Zresztą dlatego, że obraz jest czytelny, przekonują nas też  słowa  o krzyżu. Słowa o krzyżu, które są dla wielu ludzi skandalem i obrazą, a dla innych jedyną nadzieją. „Kto chce być uczniem moim – mówił wiele razy Chrystus – niech weźmie krzyż swój na co dzień (na co dzień)i Mnie naśladuje. Bo kto nie weźmie krzyża swego na co dzień i nie będzie Mnie naśladował, nie jest Mnie godzien” (por. Mt 10, 38; 16, 24; Łk 9, 23). „Nie jest uczeń nad mistrza” (por. Mt 10, 24).

Można by całą Ewangelię tutaj przeczytać – wszystko ogniskuje się w krzyżu. Ponieważ wiedział Chrystus to, czego ludzie nie wiedzą, że krzyż łącznie z największym ludzkim krzyżem, śmiercią, nie jest kresem człowieka, tylko otwartą bramą do zmartwychwstania i dzięki zmartwychwstaniu trwaniem w sferze Boga, całkiem innej, niż bytowanie człowieka z jego ograniczonością, bólem, cierpieniem, niezrozumieniem, często ogołoceniem.

I dlatego, że Chrystus „czynił i nauczał” (Dz 1, 1), że przeżył krzyż i o nim nam opowiada, chrześcijanin też według sposobu Chrystusa, jeśli chce być prawdziwym uczniem Boga-Człowieka, musi w krzyżu uczestniczyć. Nie wystarczy tworzyć teorię krzyża i ją wypowiadać. Nie wystarczy rzeźbić krzyż i wieszać jego piękne emblematy. To wszystko jest tylko pierwszym etapem. To jest znak. Ale rzeczywistością jest zjednoczenie się z Chrystusem ukrzyżowanym, aby z Nim przejść na drugą stronę ciemnej rzeki śmierci: do zmartwychwstania.

Przechodzimy tę drogę w sposób zaczątkowy, antycypując pełnię zjednoczenia już tu na ziemi, dzięki spotkaniu z Chrystusem in sacramento, w sakramencie, w sposób dla nas tajemniczy i niezrozumiały. Ale jeśli jesteśmy wierni wymaganiom, jakie stawia Chrystus, owo spotkanie in sacramento staje się tak realne, jak to, które jest po przekroczeniu progu śmierci.

Mówią nam o tym święci, którzy przed nami żyli według nauki Chrystusa, wcielając w życie tę naukę. I już chyba zauważamy, że dotychczasowa refleksja wyraźnie ukierunkowuje nas na miejsce, w którym dokonuje się to praktyczne zastosowanie krzyża w życiu konkretnego człowieka i wzięcie na barki tego ciężaru, który Bóg daje każdemu na jego miarę.

Odprawiamy Drogi krzyżowe. Znamy stację, kiedy Szymon z Cyreny jest przymuszony, by dźwigał krzyż za Chrystusa. Wiele razy rozczulaliśmy się przy następnych odsłonach tej Drogi. Ale nie da się obejść prawdy, że realne uczestnictwo w krzyżu Chrystusa, w Jego męce, jest tylko przez Eucharystię.

Dla nas ludzi żyjących w następnych epokach po Jego życiu historycznym dojście do żywego Chrystusa jest możliwe tylko poprzez spotkanie Go w Eucharystii. Mówimy, definiując Mszę świętą, że jest to uobecnienie krzyżowej ofiary Chrystusa. W Wielki Czwartek Jezus historyczny antycypuje dramat krzyża łącznie ze zmartwychwstaniem, ukrywając go jak gdyby pod postaciami Chleba i Wina. Msza, którą dzisiaj odprawiamy, jest tym samym, co było w Wieczerniku. Z tym, że my sięgamy w przeszłość, w Wielki Czwartek, a dwa tysiące lat temu Chrystus wybiegł w przyszłość. Zresztą i przeszłość, i przyszłość to są tylko określenia umowne – dla Boga wszystko jest. To, co jest w Wieczerniku, to co jest na Golgocie,  jest  dziś.

I wylewa Jezus Chrystus krew swoją – to jest krzyż – wylewa krew, ukazując, jak bardzo miłuje ludzi, po to, by ludzie mogli dotknąć realnie w Chlebie i Winie zbawienia, które Jego miłość nam przekazuje. Za chwilę usłyszymy to, co słyszymy każdej niedzieli: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. To jest kielich Krwi mojej, wylany za was i za grzechy wasze”, to jest Krew zbawienia... I jeśli chcecie uczestniczyć w zmartwychwstaniu, to znaczy chcecie otrzymać dar miłości, tej która jest mocniejsza niż śmierć (por. Pnp 8, 6), musicie wpierw dojść do tej kondycji poniżenia, ogołocenia Syna Bożego, który „aż do śmierci” był posłuszny.

To są fundamenty i korzenie wszystkich zobowiązań moralnych chrześcijanina. Jak może człowiek zachować wierność małżeńską, jak może nie zabijać, nie cudzołożyć, nie kraść, jeśli tego nie rozumie, a świat wciąż mówi: zabijaj, cudzołóż, kradnij? Dlatego świat czeka jeszcze na dotknięcie Chrystusowej Krwi, jeśli nie ma zginąć w popiele i ruinach.

Dobrze, że dzisiaj to wielkie święto Podwyższenia Krzyża zbiega się ze zwykłą niedzielą. Wystawiliśmy relikwiarz z cząstką Krzyża świętego, który jest w naszym kościele[1] od wielu wieków, żeby przypomnieć: ten symbol wskazuje na obecnego w Eucharystii Chrystusa. I prosimy: „Przymnóż nam wiary” (Łk 17, 5). Pomnóż, Panie, naszą wiarę, abyśmy mogli powtarzać za Apostołem: „Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Ga 6, 14). I nie daj Boże, bym miał w moim życiu cokolwiek innego wyznawać, jak tylko krzyż, który jest „głupstwem dla pogan” (1 Kor 1, 23) i skandalem dla tych, którzy nie poznali Boga, czczą bałwany i nie wiedzą, po co żyją, i nie znają sensu życia.

Powtarzaliśmy dzisiaj tyle razy: „Wielkich dzieł Boga nie zapominajmy” (refren Psalmu responsoryjnego). I dlatego z wiarą powtarzamy: „Uwielbiamy Cię, Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty, świat odkupiłeś” (śpiew przed Ewangelią).

(1986)

 

   [1] W kościele św. Marka Ewangelisty w Krakowie.

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz