Pierwsze czytanie: Iz 2, 2-5
Drugie czytanie: Ga 4, 4-7
Ewangelia: J 2, 1-11
homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Powtórzyliśmy przed chwilą kilka razy, po to, żeby zapamiętać: „Wielkich dzieł Boga nie zapominajmy” (refren Psalmu responsoryjnego). Ten tylko nie zapomina, kto pamięta. Można powiedzieć: w ten dzisiejszy wieczór przyszliśmy do tej świątyni po to, aby sobie przypomnieć, odświeżyć pamięć, i aby nauczyć się jeszcze czegoś więcej. Każdy z nas wiele wie na różne tematy. Ale chodzi przede wszystkim o to, kto ma być pierwszym przedmiotem naszej pamięci, tym samym naszej miłości. Bo kto nie pamięta – jak miłuje? Jakaż ta miłość człowieka, który nie pamięta, co ma miłować?
Dzisiaj jest święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Cały powszechny Kościół czci Misterium Podwyższenia Krzyża. Użyłem tutaj dwóch terminów: „misterium” „podwyższenia” Krzyża. To święto jest stare. Powstało wtedy, kiedy krzyż, drzewo krzyża, do którego Pan Nasz Jezus Chrystus był przybity, odnaleziono. Można by więc powiedzieć, że raczej należałoby nazywać to święto znalezieniem krzyża. Tradycja nazwała „podwyższeniem”. To tak jakby wykopawszy z ziemi, bo tam było ukryte, wyniesiono je w górę, aby patrzeć i pamiętać. Po prostu, postawić ludziom przed oczy. „Patrzcie, kogo przebodli” (por. Za 12, 10; J 19, 37). Patrzcie, jaka miłość na tym krzyżu! My śpiewamy w znanej pieśni: „Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie”.
Krzyż znaleźć, postawić sobie blisko przed oczy, czytać w nim jak w bibliotece, w której jest dużo mądrych zapisów, to znaleźć klucz do życia. Prawdziwego życia, dobrego życia, mądrego życia, pięknego życia.
To historia. Misterium znaczy coś więcej. Właśnie z tej historii, prostego gestu odnalezienia bierwion krzyża, do których był przybity Chrystus, z tego znaku odczytać treść. Tak jak jest w naszym życiu. Wiele razy czynimy znak krzyża, niesiemy wizerunek krzyża na sobie. Jedni czynią go powierzchownie i pospiesznie, drudzy znają misterium krzyża. Wiedzą, co się w tym znaku zawiera, co ten znak oznacza.
Nie czas, by tutaj wszystko powiedzieć na ten temat. Ale mówiąc najkrócej, misterium krzyża to misterium – czyli tajemnica uobecniona dla nas – Paschy Chrystusa. A Pascha Chrystusa to śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie.
Dzisiejsze święto jest więc przypomnieniem, aby nauczyć się jeszcze głębiej rozumieć, co znaczy znak krzyża, co w sobie ten znak zawiera. I na ten temat słyszeliśmy wypowiedź samego Chrystusa (Ewangelia w zapisie świętego Jana): „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 14-16).
Proszę sobie wieczorem jeszcze przeczytać z drugiego rozdziału Listu św. Pawła do Filipian wiersze sześć do jedenaście, zwłaszcza słowa: „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi... uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 7.8), i dojść do tego jednego zdania: „dlatego Bóg Go wywyższył” (Flp 2, 9). Dlatego, że został przybity do krzyża, Bóg wskrzesił Go mocą Boga wszechmogącego – i Chrystus zmartwychwstał z krzyża. Tak jak współcześni artyści pragną to czasem wyrazić, ukazując jedną czy drugą rękę oderwaną już od bierwiona krzyżowego.
To jest krzyż. To jest misterium krzyża. I w tym misterium Chrystusowym my odnajdujemy odpowiedź na dręczące nas wszystkich pytania: Dlaczego każdy człowiek cierpi? Dlaczego każdy człowiek musi przejść przez oczyszczającą moc krzyża (tak to nazywamy)?
Iluż ludzi załamuje się pod krzyżem! Nie chcę tutaj wyliczać w tej chwili, na czym ten ludzki, nasz, krzyż polega. Każdy z nas, który żyje kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat na tym świecie, doświadcza przeróżnych rodzajów krzyża. Cierpi czasem z głupoty, cierpi czasem za swoje grzechy, cierpi czasem niezasłużenie, cierpi czasem jako część ludzkości, która doświadcza udręki, ponieważ Bóg stworzył świat, ale szatan wprowadził świat w grzech. I tam, gdzie jest grzech, tam jest cierpienie, tam jest śmierć.
Każdy człowiek chciałby misterium krzyża, własnego krzyża, zgłębić. Jedni poprzez ucieczkę w jeszcze większe zło, inni w narkotyki, pijaństwo, jeszcze inni w wysublimowane narkotyki: czasem można oddać się pracy, która tak człowieka przeniknie, że człowiek zagubi sens istnienia. Są ludzie, którzy służą nauce w sposób nieodpowiedzialny wręcz, czy sztuce. Artyści, którzy potrafią dla prostej sławy poświęcić cały czas, nawet nie zostawiając miejsca na refleksję, żeby zadać sobie pytanie: A po co to wszystko? Skąd idę? Dokąd zmierzam? Po co żyję? Jaki jest sens istnienia? I są jakby zamknięci we własnym kręgu własnego cierpienia, z którego nie mogą wyjść.
Mówią nam, że statystyki samobójców wzrastają. Ludzie, którzy nie potrafią poradzić sobie z problemem krzyża. Bo człowiek sam nie potrafi krzyża przezwyciężyć, zwyciężyć, nie potrafi tego ciężaru ponieść. Tylko z krzyżem Chrystusa, tylko z Chrystusem. Stąd też trzeba krzyż Chrystusowy poznać, trzeba spotkać Chrystusa dźwigającego krzyż i trzeba umieć zjednoczyć swój los, też doświadczony stygmatem krzyża, z losem Chrystusa.
Powiedziałem: najkrócej wyraża misterium krzyża Pascha. To znaczy: trzeba z Chrystusem przejść z krzyża do zmartwychwstania. Najczęściej myślimy, że następuje to po śmierci. Ale dla nas, którzy to rozumiemy i tak żyjemy, też przed śmiercią. Bo Chrystusa poznamy w pełni po śmierci, ale już tu możemy Go spotkać. I wielu z nas spotyka Go przed śmiercią. „Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie. Kto Ciebie, Boże, raz pojąć może, ten nic nie pragnie, ni szuka”[1].
I tak można powiedzieć, że od dzisiejszego święta Podwyższenia Krzyża Świętego i przypomnienia głębokiego wymiaru sensu tego krzyża, doszliśmy do Pana Jezusa Milatyńskiego. Może ktoś zapytać (bo są tu czciciele Pana Jezusa Milatyńskiego, którzy Go znają z długich opowieści, z autopsji jeszcze milatyńskiej, ale są też, którzy mogli przyjść przypadkiem do świątyni i na ten temat niewiele lub nic nie wiedzą): Czemu Milatyński?
Prosta jest na to odpowiedź. Właśnie wczoraj byłem w Kalwarii Zebrzydowskiej. Jest tam piękna wystawa obrazów Matki Bożej, obrazów koronowanych. I mówił ten brat, który zajmuje się ową wystawą, że często ludzie pytają: a czegoż to „taka” Matka Boska i „taka”? I Tuchowska, i Częstochowska, i Kalwaryjska, i Fatimska, i z Limy – przecież jedna jest Matka Boża? Naturalnie, że jedna. Ale jest tak piękna i bogactwo Jej przymiotów jest tak wielkie, że każdy chce wyrazić coś, czego inny jeszcze nie wyraził. Tak jest i z Panem Jezusem Milatyńskim. Zaraz obok Krakowa mamy Mogiłę. Jest Chrystus z kościoła Mariackiego i z Czarnego Krucyfiksu w katedrze wawelskiej, i z Gór Świętokrzyskich. Dziesiątki kościołów, sanktuariów Krzyża Świętego, które pokazują los Boga w Człowieku – według talentu i religijnego doświadczenia artysty, który wyrzeźbił wizerunek.
Tak jest też i z Milatyńskim. Bo nie tylko ten wizerunek jest przedmiotem kultu. Kiedy Ojciec Święty mówił o Kalwarii, która ma też swój wizerunek Ukrzyżowanego, powiedział[2], że jest to wielki rezerwuar modlitw wielu wieków. Przychodzili, modlili się, płakali, wypraszali łaski, doświadczali bliskości Boga, i odchodzili wzmocnieni świadomością, że z krzyża rodzi się zmartwychwstanie. I że muszą własne życie, przygniecione ciężarem krzyża, złączyć z życiem Chrystusa. Tak samo jest i tu.
W Milatynie, przy krzyżu tym, byli najpierw kameduli, jak wiecie, potem byli karmelici bosi, zmieniali się właściciele kościoła, byli kapłani diecezjalni, byli jezuici, na końcu są ojcowie misjonarze św. Wincentego à Paulo. Tak sobie wyobrażamy, jakie nauki głosili ci pośrednicy między Bogiem a ludźmi, ci kapłani Jezusa Chrystusa. Każda duchowość, czy to cysterska lub kamedulska, czy jezuicka, czy karmelitańska, czy św. Wincentego, ma pewne szczególne cechy, które ci kapłani akcentowali. A ludzie patrzyli w obraz i słuchali, na czym polega misterium krzyża. Tak jak my dzisiaj to czynimy. Też słuchacie, co kapłan opowiada wam o wielkim misterium Krzyża, które jest dla nas jak ocean bezmierny. Można czerpać i nie wyczerpiemy.
I lud, który zbierał się kiedyś w Milatynie, a dziś na Kleparzu krakowskim przy tym Wizerunku, wciąż uczy się, przynosząc swój ciężar krzyża, przynosząc swój los, przynosząc swoje dramaty, swoje tragedie, uczy się, słuchając, jak kapłani Jezusa Chrystusa opowiadają o mądrości krzyża, albo też zasłuchani i milczący przy krzyżu, w cztery oczy, patrzący w Umęczonego uczą się tej najtrudniejszej lekcji życia. Uczą się poznawać misterium krzyża Chrystusowego, aby Go spotkać i aby z Nim zjednoczyć swoje życie.
Proszę (jak widzicie, przechodzimy już do refleksji sumujących, ale jeszcze je pogłębię), proszę zauważyć, że w tej refleksji jak gdyby podsunąłem wam taką rzecz: trzeba krzyż poznać i poznawać. A więc istnieje nauka o krzyżu. Iluż to kapłanów może i wam dawało jako pokutę po spowiedzi: odpraw sobie Drogę krzyżową. Inny mówił: bolesną część różańca. Jeszcze inny: z drugiej księgi Tomasza à Kempis O naśladowaniu Chrystusa przeczytaj ostatni rozdział, „O królewskiej drodze krzyża”. Uczyliśmy się. Znamy prawdę o krzyżu Chrystusowym.
Ale to jeszcze nie wszystko. Czasem właśnie największy nasz dramat polega na tym, że znamy prawdę o krzyżu, ale nie chcemy żyć według prawideł krzyża. Edith Stein, ostatnio beatyfikowana święta karmelitanka, mówiła: Trzeba iść w ślady Chrystusa, który idzie drogą krzyżową, swój ślad włożyć w ślad Chrystusa. A więc oprócz znajomości nauki o krzyżu trzeba spotkać Chrystusa niosącego krzyż. Lubimy odprawiać Drogę Krzyżową. Tak jak byśmy się wplątali w ten tłum. Jeden jest Cyrenejczykiem, jeden jest Weroniką, jeden jest jeszcze tym, który się naigrawa z Chrystusa, a za chwilę padnie na twarz i powie: Przebacz mi!
Trzeba doświadczyć krzyża! Temat, który można by rozwijać przez kilka konferencji. Jesteśmy na drodze, jak naukę krzyża wcielić w życie. Papież, niedawno w Polsce będąc, powiedział ogólnonarodową katechezę na temat Dekalogu. Czemu ludzie łamią Dekalog? Kiedy Bóg mówi: „Czcij ojca, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, Boga nade wszystko miłuj!” – czemu ludzie tak nie żyją? Ponieważ przykazanie domaga się wysiłku. Zachowanie przykazania domaga się wysiłku, wewnętrznej walki. Szatan kusi przeciw przykazaniu Boga, każdego, kto chce pozostać wierny przykazaniu, choćby nawet temu przykazaniu Chrystusowemu, które słyszymy podczas każdej Mszy świętej: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy!” To jest przykazanie Chrystusa, a tak często łamane.
Czasem w naszych kościołach na Mszy jest obecnych tysiąc osób, a do Komunii idzie sto. Czemu tak trudno spełnić to przykazanie? Czy choćby to o codziennej modlitwie? Czy choćby to, które zobowiązuje małżonków do realizacji znanych wymagań dotyczących małżeństwa? Trzeba doświadczyć krzyża. Kiedyś nasze matki chodziły rano do kościoła, czasem z dalekich, odległych wsi, po pięć, sześć kilometrów codziennie szły na Mszę świętą. Dzisiaj kto by tak chciał chodzić, nawet w mieście, gdzie są na każdej ulicy trzy kościoły. Przerażające pustki w kościołach. Ponieważ ludzie nie chcą doświadczyć krzyża. W każdej Mszy świętej uobecnia się w sposób bezkrwawy Ofiara krzyżowa Chrystusa. Nie wystarczy powiesić krzyżyk na piersi, na drzwiach czy ścianie, czy zrobić znak krzyża. Trzeba krzyża doświadczyć. To doświadczenie krzyża nazwijmy wcieleniem krzyża.
Można znak za znakiem czynić i z tego nic nie wyniknie. Ale trzeba oczyścić się wewnętrznie z grzechów, upodobnić się do Chrystusa w Jego wewnętrznym widzeniu świata, w Jego posłuszeństwie Ojcu, w Jego miłości do ludzi, za których umiera, i być gotowym w tym czystym sercu przyjąć Go, kiedy przychodzi w Przenajświętszej Eucharystii. To jest dopiero moment wcielenia krzyża Chrystusowego w nasze życie, czy też zaszczepienia naszego życia z naszym krzyżem na krzyżu Chrystusowym. Na życiu Chrystusa, który ma na rękach, nogach i sercu stygmaty krzyża.
Widzicie, moi drodzy, to jest dopiero istota rzeczy. Kto do tego nie doszedł, niech nie narzeka, że życie jest ciężkie. Niech nie mówi, że traci wiarę, ponieważ Bóg nie rozumie świata, nie rozumie ludzi, stawia nie wiadomo jakie wymagania. Ojciec Maksymilian w sercu piekła na ziemi wiedział, że Bóg jest Miłością. „Syna swojego dał” (por. J 3, 16), by pierwszy przetarł nam drogę: „uniżył samego siebie, stał się posłuszny aż do śmierci, do śmierci krzyżowej. I dlatego wywyższył Go Bóg i dał Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Chrystusa zginało się każde kolano” (por. Flp 2, 8-10).
Teraz to już można zakończyć. Oto widać, co ma nam dzisiejsze święto przypomnieć, czego ma nas nauczyć, czego nas uczy i co nam przypomina Wizerunek Pana Jezusa z Milatyna, dziś na Kleparzu krakowskim. Ten sam znak, który czynimy każdego ranka i wieczora. Co nam przypomina? Że trzeba naukę o krzyżu poznawać, że trzeba nauki o krzyżu doświadczać razem z krzyżem Chrystusa, nieść swój krzyż z krzyżem Chrystusa – a dokonuje się to poprzez uczestnictwo, coraz głębiej rozumiane, w Eucharystii. Nie zewnętrzne, powierzchowne, ale wtedy, kiedy mając czyste serce, mając miłość w sercu do Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, gotów jestem przyjąć wszystkie Jego przykazania i dać świadectwo wobec pogańskiego świata, w którym tak często żyjemy, który nie rozumie w ogóle ani Chrystusa, ani Jego krzyża.
Oto jest dzisiejsze do nas orędzie. Mówił ktoś: „Jestem przywiązany do krzyża, ale krzyż, do którego jestem przywiązany, nie jest przywiązany do niczego”. To jest prawdziwa wolność. To jest prawdziwa wolność! I tę wolność dzisiaj sobie przypominamy jako największy dar Chrystusa z krzyża. Dlatego odpowiadamy na to przypomnienie i na tę naukę, tak jak przed chwilą tu śpiewaliśmy: „Uwielbiamy Cię, Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty, świat odkupiłeś” (śpiew przed Ewangelią). Amen.
(1991)
[1] Słowa z pieśni wielkopostnej, W krzyżu cierpienie.
[2] Z przemówienia papieża Jana Pawła II w czasie pielgrzymki do Kalwarii Zebrzydowskiej w 1979 roku, Liturgia Godzin, tom IV, s. 1051-1053.
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz