homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Uroczystość Chrystusa, Króla wszechświata. Czy jest naszym Królem i Panem? Czy miłujemy Go z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich myśli i ze wszystkich sił? Czy też służymy bogom cudzym?
W minionym tygodniu mieliśmy przygotowanie rodziców dzieci, które w tym roku szkolnym przystąpią po raz pierwszy do Komunii świętej. Przygotowanie rodziców tych dzieci.
Wielu z rodziców nie zdaje sobie sprawy z tego, że dziecko dopuszcza się do spotkania z Chrystusem, tak ścisłego, tak intymnego i tak wyjątkowego. Nie zdają sobie sprawy, ponieważ bardzo często nie zdają sobie sami sprawy z tego, co to znaczy pełne uczestnictwo we Mszy świętej. Dominuje w dyskusjach moment zewnętrzny: spektakularna uroczystość, stroje, parada, podarunki... Nie widzą tego, co widzi duszpasterz, na przykład konkretnie mówiąc ja, który w tym roku przygotowuję już trzydziesty raz dzieci do Pierwszej Komunii świętej. I widzę moje dzieci, które przygotowywałem, już w wieku, kiedy kusi ich demon południa – są koło czterdziestki w tej chwili. I wiem, że gdyby zrozumieli ten moment pierwszy, to by było inaczej.
Kiedy mówię im, rodzicom, że fakt przystąpienia ich dzieci do Pierwszej Komunii świętej domaga się od nich samych zrewidowania ich relacji do Eucharystii i że odtąd, od dziś, mają (jeśli chcą, żeby to nie było tylko na pokaz) oni sami każdej niedzieli klękać z dziećmi, by przyjąć Ciało Pańskie, to wzruszają ramionami i mówią: chyba ksiądz za dużo wymaga... Nie bronię się, bo dyskusja tu niewiele pomoże, trzeba by im zrobić roczną katechezę na temat, czym jest chrześcijaństwo. Patrzę na nich i myślę: jakże jesteście krótkowzroczni! Wasze dzieci idą do Chrystusa, a wy? nie jesteście gotowi im towarzyszyć? Jak ten paradoks rozwiązać? Chrystus powiedział: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy”, ile razy jesteście. Czegóż więcej żąda ksiądz? Tylko powtarza słowa Chrystusa.
Myślałem nad tym, bo to są sprawy bardzo poważne. I myślałem nad tym w związku z innym paradoksalnym zjawiskiem, kiedy sobie zadawałem pytanie, dlaczego film „Lot nad kukułczym gniazdem” jest w tej chwili tak bardzo uczęszczany. Tłumy ludzi. A fabuła jest zwięzła: szpital psychiatryczny i bezsilność wszystkich, bezsilność wszystkich ludzi wobec pewnych faktów, pewnych patologicznych zjawisk dotyczących relacji instytucja-człowiek. Naturalnie, upraszczam bardzo zagadnienie, bo to jest film wielowątkowy (granica między zdrowiem a patologią, społeczeństwo a jednostka, wolność a zniewolenie) i właśnie te niektóre wątki mogą powodować, że tak wielu ludzi ten film ogląda. Ale nie wiem, czy ci, którzy oglądają, zadają sobie również to pytanie, które zadał sobie kiedyś profesor Frankl, psychiatra wiedeński, kiedy w swojej książce Der unbewusste Gott (Nieuświadomiony Bóg) zastanawiał się, jak wywieść ludzi z zamkniętego układu szpitala psychiatrycznego, czy inaczej: psychologizmu, i pokazać im to, co jest poza tym zamkniętym układem.
Nie dziw, że we wszystkich szpitalach, nie tylko psychiatrycznych czy onkologicznych, ale i w innych dobrze prosperujących obok gabinetów lekarskich są gabinety kapelanów różnych wyznań, którzy ukazują to, co jest poza zamkniętym układem, nawet u ludzi z problemem nieuświadomionego Boga. Ciekaw jestem, czy ci, którzy przygotowują swoje dzieci do Pierwszej Komunii świętej, zdają sobie sprawę, że jeśli u ich dzieci na tym się sprawa z Bogiem zakończy, kiedyś może padnie pytanie, bardzo bolesne i bardzo drażniące: daliście mi Boga czy mi Go nie daliście? czyście pozwolili mi i pomogli zbliżyć się do Boga tak, by Bóg stał się sensem mojego życia? Pamiętamy, co Jan Paweł II powiedział na Placu Zwycięstwa w Warszawie: „Człowiek nie może w pełni zrozumieć siebie – a zatem istnieć – bez Chrystusa”, bez Chrystusa bowiem człowiek nie ma prawdy życia. Można by prościej jeszcze powiedzieć: bez Chrystusa nie ma życia w sobie (1 J 5, 12).
„Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś Królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem Królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu»” (J 18, 37). Jan w Apokalipsie wtóruje tej wypowiedzi Chrystusa: „Jezus Chrystus jest Świadkiem Wiernym, Pierworodnym umarłych i Władcą królów ziemi. Tym, który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów, i uczynił nas królestwem i kapłanami Bogu i Ojcu swojemu” (Ap 1, 56). W zapowiedzi Daniela uzupełnia się ten obraz: „Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7, 14).
Chyba to jest bardzo bliskie naszej codziennej prośbie, którą nam kazał Jezus Chrystus powtarzać, a my sami, im bardziej postępujemy w latach i pochylamy się do ziemi, czujemy autentyzm tego ukierunkowania, kiedy mówimy: „przyjdź królestwo Twoje”, „bądź wola Twoja”. Tym wszystkim w „kukułczym gnieździe”, którzy czekają, trzeba tylko, żeby stanął wśród niech Chrystus i powiedział: Wstańcie, chodźmy! (J 14, 31). Wszyscy, którzy nie wiedzą, dokąd iść – wszyscy czekają na Niego. Tak jak te dzieci, które jeszcze nic nie wiedzą i które my wdrażamy do Pierwszej Komunii (nie mówię: my, kapłani, bo nam zlecacie wasze dzieci na godzinę w tygodniu, a z wami są od rana do nocy i przez noc, cały czas) czekają też na Chrystusa. Ale czy Go spotykają? Czy to wszystko, co robimy, ten wielki szum tego świata – czy to Go daje? Czy to jest prawda? Czy to jest życie?
Termin „król, królestwo” jest dzisiaj... nie chcę mówić, skompromitowany, ale nieznany. Ale nas interesuje ten termin jedynie w konwencji biblijnej. W konwencji biblijnej „królestwo” znaczy to, co Chrystus pod ten termin podkłada i jak go rozumie. I żeby nie było wątpliwości, żeby żaden król ziemski nie bał się konkurencji, od razu powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36), nie bójcie się. „Piotrze, schowaj miecz, bo kto od miecza wojuje, od miecza zginie” (por. Mt 26, 52). Sam unikał ludzkiej chwały, nie chciał poklasku. Kiedy raz zgodził się (Mt 21, 16), by stać się powodem manifestacji (wspominamy to w niedzielę Palmową), to tylko dlatego, że już na horyzoncie był krzyż i wizja męki. Ten sukces zmazuje męka.
Właśnie, „królestwo nie z tego świata” (J 18, 36) objawia się na krzyżu. Tu godność królewska objawia się we właściwym świetle. To jest tron królewski, to jest tron Jego chwały. Bo z krzyża zmartwychwstaje – i zmartwychwstały przychodzi sądzić żywych i umarłych.
Tak pojmowane królestwo jest blisko nas. Chrystus jeszcze dokładniej powiedział, żeby nie było nieporozumień: „Królestwo Boże w was jest” (Łk 17, 21). Wiemy, jak przekazuje nam Chrystus swoje królestwo. Najpierw przez słowo – wsiewa słowo w nasze serca, a tajemnice królestwa przekazuje w przypowieściach. I zapada słowo Boże w nasze serce jak skarb, jak bezcenna perła. Szczęśliwy człowiek, który to słowo Boże zaczyna w sobie odkrywać, wsłuchiwać się w to słowo, słowem się powodować, szukać natchnienia w słowie. I pozwala wzrastać słowu. Naturalnie, grzesznicy, którzy usłyszą słowo, muszą się nawrócić, więcej: muszą się narodzić na nowo, bo nie wejdą do królestwa – powiedział Chrystus (J 3, 3).
I dalej, królestwo Boże domaga się ubóstwa, postawy dziecięcej, świadectwa, znoszenia prześladowań, wyrzeczenia się zła, pełnienia woli Boga. Królestwo jest nie tylko doktryną, nauką – jak często się mylimy, posyłając nasze dzieci na katechizację i więcej się nie zajmując ich chrześcijańską formacją, a i sami często myślimy, że wystarczy podyskutować o chrześcijaństwie, poczytać na temat chrześcijaństwa, znać parę definicji chrześcijańskich... Królestwo jest życiem. Jest życiem, życiem, które się rodzi ze spotkania. Chrystusa trzeba spotkać. Chrystus spotkany – czy dwa tysiące lat temu, czy dziś w Eucharystii – ma stać się, jak byśmy powiedzieli, sercem naszego życia. Ma być pulsem naszego serca, po prostu ma żyć w nas, jak żyje każda żywa osoba. Naturalnie, wiemy, że w pełni spotkamy Go w momencie śmierci i dopiero wtedy „zobaczymy takim, jakim jest” (por. 1 J 3, 2; 1 Kor 13, 12).
Ale sakramenty uprzedzają śmierć. Sakramentalny sposób bycia Jezusa, czy we chrzcie, czy w sakramencie pokuty, czy w Eucharystii, antycypuje Jego przyjście do nas: On już jest w nas. „Królestwo Boże w was jest”. To królestwo Boże, które „przychodzi niedostrzegalnie” (por. Łk 17, 20) w komunii – po polsku: w zjednoczeniu – z Chrystusem. Jego życie żyje w naszym życiu. Dlatego nie ma śmierci dla wierzących!
„Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy”. W Komunii pijemy Jego Obecność jak wodę żywą. Powiedziałem na początku w ogłoszeniach, że przez moment będziemy adorować dzisiaj Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, to znaczy utrwalimy na chwilę tę Obecność, która jak migawka przed nami przechodzi. Żeby przedłużyła się ta możliwość spotkania. Żebyśmy Mu się popatrzyli w oczy, tak jak kiedyś przy śmierci się popatrzymy. I żebyśmy niosąc na sobie Jego wzrok, wyszli dzisiaj z kościoła i to nasze „kukułcze gniazdo” ogrzali Jego sercem, Jego miłością i Jego prawdą.
„Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie; błogosławione Jego królestwo, które nadchodzi” (śpiew przed Ewangelią). Powtórzmy, tak jak pierwsi chrześcijanie powtarzali: „Przyjdź, Panie Jezu, Maranatha!” (Ap 22, 20). Nie tylko na Sąd – bo przyjdzie na pewno – ale teraz, kiedy przyjdziesz, przyjdź do nas, bądź w nas. Ty, Królu i Panie nasz jedyny. Bez Ciebie życie nasze nie ma sensu. A tym bardziej nasze umieranie nie ma sensu.
(1979)
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz